Niemal 15 lat temu skandal z udziałem poznańskiego arcybiskupa był potężnym trzęsieniem ziemi dla Kościoła, dla Polski w ogóle. Tak się wtedy wydawało, gdy przez kilka dni w kraju nie mówiło się o niczym innym, tylko o tym, że abp Paetz miał molestować kleryków. Ale minęło kilka lat i sprawa wróciła w kompletnie innej odsłonie. Dziś widać wyraźnie, że jeden z byłych, najważniejszych, hierarchów Kościoła, nic sobie z niej nie robi. "Jestem u siebie" – mówi z butą i odsyła do Ojca Świętego, jak komuś się to nie podoba. A Poznań to akceptuje. Bez protestów, bez głośnego oburzenia, w zupełnej ciszy.
Abp Juliusz Paetz ma dziś 81 lat. Mieszka tuż obok katedry na Ostrowie Tumskim, gdzie przeniósł się po wybuchu skandalu w 2002 roku – z – jak pisano – większego pałacu. W Poznaniu mówią, że jest mocno schorowany i choćby z tego powodu słychać głosy, by dać mu już wreszcie spokój. Choć zaraz po wybuchu skandalu zniknął, od kilku lat znów bierze udział w oficjalnych uroczystościach kościelnych, widywany jest na procesjach Bożego Ciała, wierni przyklękają, całują jego pierścień. Jakby nigdy nic się nie stało. Jakby przez lata akceptowano ten szczyt obłudy.
Trudno to pojąć. Ani on, ani Poznań nic sobie z tego nie robią. Arcybiskup był, na przykład, gościem uroczystości z okazji podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku. Brał udział w spotkaniach Episkopatu Polski poświęconych pedofilii. Za każdym razem, gdy pojawiał się publicznie, wzbudzając niesmak i duże kontrowersje – medialne, bo społeczeństwo jakby nie reaguje. A teraz jeszcze msza św. z okazji 1050 rocznicy Chrztu Polski.
"Nie został osądzony, sprawy nie ma"
Halo, Poznań, co się dzieje? – można zapytać. Tym bardziej, że w sporze miasto-Kościół, o którym pisaliśmy tutaj, mieszkańcy mocno wspierali lokalne władze, bo tak bardzo nie podobały im się kościelne finanse, wysokość czynszów etc.
– Z legalnego punktu widzenia sprawa nie powinna nadmiernie ekscytować, gdyż nikt arcybiskupa przed sądem nie postawił. Cały czas jest księdzem. Kościół nie planował nigdy udzielić mu suspensy. Jak każdy kapłan może odprawiać msze. Kościół jest miłosierny i wybacza swoim owieczkom grzechy. Dlaczego ma więc go wykluczać? – odpowiada Jakub Jakubowski, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
A gdzie moralność? Oskarżenia o molestowanie seksualne? Zwykłą przyzwoitość, która być może nakazywałaby raczej wycofać się z życia publicznego niż się w nim eksponować? – Będę adwokatem diabła. Jeśli patrzeć z formalnego punktu widzenia, ten człowiek jest niewinny. Nikt nie odebrał mu prawa do koncelebrowania nabożeństw. Nikt nie skierował aktu oskarżenia do sądu. Być może warto zadać pytanie nie tyle czy powinien odprawiać „tę mszę”, ale czy w ogóle powinien odprawiać nabożeństwa, jako człowiek z tak znaczącym moralnym obciążeniem? – mówi Jakub Jakubowski. Przyznaje, że sprawa duchownego chluby Poznaniowi nie przynosi. I tak naprawdę wszyscy chcieliby już o niej zapomnieć.
– O Poznaniu mówi się, że to modelowa mieszczańska struktura społeczna. Czyli pierzmy swoje brudy we własnym domu i najlepiej, żeby nie wychodziły na zewnątrz. Z tą sprawą trochę tak jest. Brud się wydostał, wszyscy mają ochotę o nim zapomnieć. To nie jest z pewnością dobra wizytówka dla miasta – mówi.
Popierali go i to bardzo
Ale to miasto nigdy głośno nie powiedziało mu „nie”. Nawet po wybuchu skandalu arcybiskup miał tu mocne poparcie nie tylko wśród duchowieństwa. W 2003 roku Wirtualna Polska pisała tak:
Dalej pojawia się fragment o tym, że elita kulturalno-biznesowa bała się, co arcybiskup mógłby ujawnić. "A podobno wie bardzo dużo, bo przez wiele lat obracał się w tych kręgach" – pisał portal.
Kulczyk, Abakanowicz i inni go bronili
W obronie arcybiskupa powstał list podpisany przez 25 biznesmenów, artystów, naukowców. Same duże nazwiska na czele z ówczesnymi rektorami Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Politechniki Poznańskiej, Akademii Muzycznej, AWF... Podpisała go również najsłynniejsza polska rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz, a także Jan Kulczyk.
– Już po wybuchu skandalu, Jan Kulczyk, śp., zaprosił go na pogrzeb swojego ojca. Arcybiskup nie stał z boku, nie był nigdzie schowany, wręcz przeciwnie. Wykonywał honorowe czynności związane z pożegnaniem zmarłego. Widziałam, jak okadzał kadzidłem całą trumnę, jak się żegnał. Janowi Kulczykowi absolutnie to nie przeszkadzało – wspomina Karolina Koziolek, „Głosu Wielkopolskiego”. O arcybiskupie Paetzu pisała nie raz. I nie raz dostawała potem od czytelników maile i telefony. Pełne oburzenia lub słów obrony wobec duchownego.
– Zawsze, gdy pojawia się gdzieś publicznie, mieszkańcy dzwonią do redakcji, piszą. Kiedyś dostałam bardzo emocjonalny list, w którym ktoś dowodził, że arcybiskup jest niewinny, a zarzuty są wyssane z palca. Jednak najczęściej mieszkańcy mówią lub piszą, że coś z tym trzeba zrobić. Zdecydowanie większa liczba osób, które znam, nie przymyka oczu na tę sprawę. Są oburzone. Absolutnie nie powiedziałabym, że abp Paetz jest w Poznaniu pozytywnie oceniany – mówi.
Tak było też przy "Polskich Słowikach"
Tylko, jak przyznaje, jest to ciche oburzenie. Wielkich protestów nie ma i nigdy nie będzie. Dlaczego? – Tu bardziej chodzi o osoby znane, zasłużone, ważne. O świecące słońca na firmamencie Poznania. Poznaniacy mają szacunek do takich osób. I nie bardzo chcą im się przeciwstawić – mówi dziennikarka. Taki, jej zdaniem, jest abp Juliusz Paetz. I taki był Wojciech Krolopp, dyrygent słynnych "Polskich Słowików", oskarżony o pedofilię. Wokół niego też panowała cisza.
"Głos Wielkopolski” pisze, gdy arcybiskup Paetza pojawi się publicznie, zamieszcza komentarze. – Ta sprawa rzutuje na wizerunek miasta. Pokazuje, że jesteśmy skłonni przymykać oko na moralne zło, że wybieramy "zasłonięte firanki". Jako dziennikarze, warto byśmy zadawali pytania, czy tak powinno być, czy abp Stanisław Gądecki powinien na to pozwalać – mówi Karolina Koziolek. Próbowała porozmawiać z oskarżanym arcybiskupem, ale on konsekwentnie unika wywiadów. – Mieszka z siostrami, które mu gotują, usługują i bardzo go bronią. Mówią, by zostawić go w spokoju, że jest schorowany, że nie zasługuje na ataki – mówi.
"Jestem u siebie"
We wtorek kilka słów z arcybiskupem udało się jednak zamienić reporterowi TVN24. Dziennikarz na chwilę wszedł do jego domu, widać wyraźnie, że Juliusz Paetz ma problem ze słuchem. Bardzo miły, pogodny, uśmiechnięty starszy pan – takie wrażenie robi.
„Ja mam dzisiaj gości” – tłumaczy nieporadnie, gdy dziennikarz chce wprosić się na rozmowę. Ale jednocześnie dumny i pewny siebie. Czy weźmie udział w piątkowej, uroczystej mszy św. z okazji 1050 rocznicy chrztu Polski? „A czemu nie? I to nie jako gość, ja tu jestem u siebie” – pada odpowiedź. A jak komuś się to nie podoba, to niech piszą do Ojca Świętego. Tak powiedział. I koniec rozmowy. Można powiedzieć, firanki zostały zasłonięte.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
Reklama.
Z reportażu "Newsweeka"
2013 rok
"Wiem, nikt go za nic nie skazał, ale po tym, co się stało, mógł wyjechać. Choćby do Rzymu. Tam miałby cieplej, nikogo by w oczy nie kłuł. Ale arcybiskup jest butny" – mówi jeden z mieszkańców Ostrowa Tumskiego, ksiądz. (...) Na Ostrowie do dziś nie używa się słowa „molestowanie”. Zamiast niego mówi się „ta sprawa” albo „te sprawy”. – Ta sprawa wisiała w powietrzu dobre trzy lata – wspomina ksiądz". Czytaj więcej
Wirtualna Polska
Oskarżony o molestowanie księży i kleryków były arcybiskup Juliusz Paetz wciąż cieszy się w Poznaniu popularnością i uznaniem części elit. Wśród poznaniaków szerzy się wiara, że padł on ofiarą antykościelnego spisku. (...)Hierarchowie Kościoła starają się go unikać, za to ogromna część poznańskiej śmietanki towarzyskiej nadal publicznie go wspiera. Dwa miesiące temu biskup senior udzielił ślubu córce Stefana Jurgi, byłego rektora Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Miesiąc wcześniej biskup Paetz razem z Janem Kulczykiem i marszałkiem Wielkopolski Stefanem Mikołajczakiem oraz tenorem Giuseppe di Stefano słuchali w poznańskiej operze śpiewu tenorów.Czytaj więcej