To już ponad 30 raz, gdy w czasie swego istnienia Kabaret Pod Egidą zmienia siedzibę. Stołeczna kawiarnia Mozaika, gdzie występował od trzech sezonów, właśnie rozwiązała z nim umowę. I zaczęło się biadolenie. Że w Warszawie nie ma miejsca dla Pietrzaka. Że w ogóle ani władze Warszawy, ani inne go nie chcą. A skoro tak, to on – satyryk – ostrzega: jak nie znajdzie nowej siedziby, to pojedzie do Las Vegas. I tyle macie. A że przez trzy sezony korzystał z gościnności tej kawiarni to naprawdę nic?
W swoim najnowszym wideo felietonie Jan Pietrzak mówi wprost, że Kabaret pod Egidą został wyrzucony z lokalu Mozaika. Grał w tam trzy sezony, choć tego obecnego, 49 już w historii, jeszcze nie zakończył. Zabrakło dwóch, trzech miesięcy. – Jeszcze maj, czerwiec, mieliśmy grać. A nie ma gdzie. Nie wiem, czy przez te dwa miesiące znajdziemy lokal, czy w ogóle władze Warszawy, czy wszelkie inne, pozwolą nam nam gdzieś zagrać –żali się w sieci.
Wiernym fanom Pietrzaka w to graj. "Przykro mi, że Kabaret pod Egidą wyrzucono" – pisze jeden z nich pod felietonem. I w świat idzie opinia, że Pietrzak został wyrzucony. Najpewniej, jak zwykle, z powodów politycznych.
Nie raz już o tym mówił, gdy żegnał się z jakimś lokalem. Ostatnio, gdy rozstawał się z miejscem przy Marszałkowskiej też żalił się, że właściciel nie życzy sobie, żeby u niego grali. "Wystraszył się naszymi występami" – powiedział.
Sąsiedzi narzekali na hałas
A człowiek aż się gotuje, gdy wie, że kawiarnia Mozaika przy ul. Puławskiej w Warszawie wcale Kabaretu pod Egidą nie wyrzuciła w taki sposób, jak mogłoby wynikać z ust satyryka. Że przez trzy sezony, z szacunku dla niego i jego twórczości, gościła go za darmo. Dzielnie znosząc narzekania sąsiadów z budynku mieszkalnego, którzy skarżyli się, że w środy, gdy kabaret grał, jest głośno, że są krzyki. I odmawiając klientom, którzy tego dnia chcieli zarezerwować stolik na kolację.
– Zrezygnowaliśmy z kabaretu, ale też z wieczorków tanecznych. Całkowicie przestawiliśmy się na działalność wyłącznie restauracyjną, a nie imprezową. To absolutnie nie było tak, że kabaret został wyrzucony. Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron i pożegnaliśmy się w normalnych, uprzejmych warunkach. Poczuł się wyrzucony? Bardzo mi przykro, na pewno nie mieliśmy takiego zamiaru. Nigdy nie negowaliśmy dorobku artystycznego pana Jana – słyszę w restauracji.
Lokal przeszedł remont. Od października ma nowego właściciela. Ma dużo więcej klientów. Chce mieć nowy styl. Wolny rynek, każdy ma prawo. Nie do wszystkich to jednak dociera. Szukają drugiego dna, najlepiej politycznego. Na przykład porównując do Krystyny Jandy. Jak śmiała dostawać takie dotacje, a Jan Pietrzak nie? I teraz jeszcze go wyrzucają?
"Dziwne, że nie chcieli"
Ostatni, pożegnalny, występ odbędzie się w najbliższą środę, o czym informuje portal wpolityce.pl. Też marudząc, że kabaret został wyproszony. A przecież, przy jego występach był zapewniony wzmożony ruch, ludzie zamawiali dania z kuchni, restauracja mogła zarobić. "Dziwne, prawda. Przecież trudno mieć lepszą reklamę, niż taką, że ma się program kabaretowy w swoim lokalu" – pisze satyryk Ryszard Makowski na stronie portalu. Sugerując, że właściciel przestraszył się nacisków.
Bezdomny kabaret
Zasługi Kabaretu Pod Egidą są bezsprzeczne, choć dziś można się spierać, czy nadal jego humor jest zabawny, czy nie. Faktem jest też, że kabaret nigdy na dłużej nie miał stałej siedziby. Sam Pietrzak pisze na swojej stronie: "W latach 90-tych kabaret dysponował dwoma stałymi lokalami w Krakowie i Bytomiu. W Warszawie uzyskanie stałej siedziby dla Kabaretu pod Egidą w dalszym ciągu jest niemożliwe. W polskim radiu i telewizji programy Kabaretu pod Egidą i personalnie Jan Pietrzak są absolutnie zakazane".
Przykłady można mnożyć, a o Egidzie przyjęło się mówić, że jest bezdomna. Na przykład w 1978 roku Sanepid wyrzucił ich lokalu Melodia na Nowym Świecie, gdyż – jak czytamy w reportażu GW, z powodu ciasnoty na czas występu wyłączali ladę chłodniczą, więc pojawił się pretekst zagrożenia epidemiologicznego.
Władze Warszawy go nie chcą
Ale czasy się zmieniły. I wrzucać politykę w zwyczajny restauracyjny biznes? Właściciel, jak się dowiadujemy, nigdy nie miał nic przeciwko Pietrzakowi. Choć jest obcokrajowcem i nie raz słyszał mało przyjemne dowcipy o nich w jego wykonaniu. Gdyby z tego powodu miał go wyrzucać, pewnie zrobiłby to już dawno.
Pietrzak gra jednak swoim starym chwytem. Nie chcą go w jednym lokalu, znaczy nie chce go Warszawa . Nie raz powtarzał, że właśnie władze Warszawy nie życzą sobie jego humoru. – Graliśmy w domach kultury, w sumie w czterech, ale co sezon mnie wyrzucali, nie samego, razem z dyrektorem, który mnie tam wpuścił. W ten sposób zwolniłem czterech dyrektorów warszawskich domów kultury. Zadziałałem jak kadrowy. Warszawskie władze nie życzą sobie, żeby warszawskie poczucie humoru było w Warszawie – mówił.
Jakby władze stolicy miały mu zapewnić jakiś lokal albo specjalne traktowanie. Teraz też rzucił, że nie wie, czy władze Warszawy pozwolą mu gdzieś zagrać.
A dlaczego mają mu nie pozwolić? W warszawskim Ratuszu mówią, że władze nie mają nic do tego. – W każdej dzielnicy jest wykaz lokali przeznaczonych na wynajem. Są wolne lokale, można się o nie starać. Jeśli kabaret czy Jan Pietrzak są zainteresowani, mogą starać się o konkretny lokal. Są zasady, które są ustalone od wielu, wielu lat. Przy działalności kulturalnej ceny mogą być trochę niższe niż mógłby zapłacić choćby bank – mówi Monika Kłąb z warszawskiego Urzędu Miasta.
Czasy się zmieniły, wiele kabaretów też, ale Kabaret pod Egidą – tak czytamy na stronie internetowej – jest inny od wszystkich. Jego cechą charakterystyczną jest "odważne poszukiwanie prawdy w życiu publicznym, piętnowanie zakłamania, i ostre satyryczne widzenie rzeczywistości". Faktycznie, pisaliśmy już o tym nie raz, jakie formy ostatnio przybiera jego humor.
Wyraźnie nowy właściciel okazał się mniej odporny niż jego poprzednicy, którzy sobie nic nie robili z urzędniczych nacisków, typu groźby podniesienia czynszu, jeśli nadal będą tolerować takie wywrotowe piosenki jak choćby „Żeby polska była Polską”. Czytaj więcej
"Gazeta Wyborcza"
"Egidę zamykano pod byle pretekstem: w 1974 r. strażacy orzekli, że z braku wentylacji lokal nie spełnia wymogów BHP, dwa lata później Stołeczna Estrada przysłała pismo informujące, że nagminnie przekraczają obowiązującą normę 108 widzów".Czytaj więcej
Jan Pietrzak
W związku z tym planuję przeskok do Las Vegas. Ostrzegam was, bo będziecie mieli daleko do kabaretu i parę złotych będziecie musieli na transport wydać. Tak że pomóżcie nam znaleźć jakiś lokal. 150-200 osób.Czytaj więcej