
Z biegiem lat (i wraz ze wzrostem politycznego zaangażowania) żarty Jana Pietrzaka śmieszą coraz mniejszą publiczność. Dowcipy o Donaldzie Tusku i Bronisławie Komorowskim podczas występu w Budapeszcie miał skrytykować tamtejszy ambasador. Podobno zabronił wstępu do ambasady organizatorowi wizyty. Pietrzak żąda interwencji Radosława Sikorskiego, niepokorni piszą o "represjach".
REKLAMA
Aktualizacja: Sprostowanie Ambasady RP w Budapeszcie
Interwencji ministra spraw zagranicznych domaga się wobec ambasadora w Budapeszcie satyryk Jan Pietrzak. Ktoś doniósł artyście, że organizatorzy jego występu w stolicy Węgier zostali skrytykowani przez polskiego przedstawiciela w tym kraju Romana Kowalskiego. Jednej z osób miano zakazać nawet wstępu do budynku ambasady – relacjonuje Pietrzak na swoim wideoblogu.
Jego zdaniem tym, co tak rozgniewało polskiego urzędnika były żarty z Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego. Kabareciarza dodatkowo wzburzył fakt, że słowa krytyki padły na organizowanym przez ambasadora spotkaniu opłatkowym dla środowisk polonijnych. Dlatego Pietrzak nazywa Kowalskiego "rzymskim katolikiem po kursach w Moskwie" oraz "troglodytą w roli polskiego ambasadora".
Zastanawia się też, czy MSZ przywróciło instrukcje z czasów PRL-u, które kazały "donosicielstwo i dywersję wśród emigracji". Wzywa też do działania Radosława Sikorskiego, któremu przypomina silnie antykomunistyczne poglądy. Chce, by minister "zaprosił do swojej strefy zdekomunizowanej ambasadora Kowalskiego i go lekko zdekomunizował". Niezależna.pl donosząc o tym wydarzeniu określiła działanie ambasadora "represjami za żarty z Tuska".
