Teoretycznie 28 sierpnia 2015 roku w życiu Joanny Lichockiej zmieniło się wszystko – gdy zgodziła się „na pewniaka” wystartować w wyborach z listy Prawa i Sprawiedliwości, przestała być dziennikarką, a zaczęła być polityczką. Praktycznie jednak nie zmieniło się nic. Joanna Lichocka żarliwie wspierała PiS zarówno jako dziennikarka, jak i posłanka.
Choć niektórzy kręcą nosem na tę gwałtowną zmianę branży, inni uważają, że to dobrze, iż działaczka partyjna wreszcie przestała udawać, że jest dziennikarką.
Od "Tygodnika Solidarność" do "Gazety Polskiej"
Pracę w mediach zaczęła już jako studentka polonistyki. Najpierw był "Tygodnik Solidarność", potem "Życie Warszawy", Teleexpress w TVP i Polsat. Z Polsatu odeszła w 2001 roku w proteście przeciwko powierzeniu funkcji szefa informacji Dariuszowi Szymczysze, który był rzecznikiem Aleksandra Kwaśniewskiego, ubiegającego się w 2000 roku o reelekcję na stanowisko prezydenta RP.
Wśród redakcji, w których pracowała Lichocka były też m.in. "Życie", "Przyjaciółka", "Ozon" i "Dziennik". W 2009 roku współpracowała krótko z "Newsweek Polska".
Po 10 kwietnia 2010 roku Lichocka zaangażowała się w tzw. media niepokorne, czyli sympatyzujące z PiS-em lub wręcz przez niego finansowane. Sympatie partyjne Lichockiej nie były tajemnicą – nie chodziło tylko o działalność w zależnych od PiS-u mediach, ale też o aktywność dziennikarską w TVP, z której odeszła po pamiętnej debacie prezydenckiej Kaczyński - Komorowski.
"Nie uważam, że wspierałam Jarosława Kaczyńskiego"
– Nie proszę pani, nie uważam, że wspierałam Jarosława Kaczyńskiego. Mam poglądy centroprawicowe, nie będę udawała, że tak nie jest – mówiła dziennikarka Lichocka, gdy w 2010 roku spadła na nią krytyka za sposób zadawania pytań na debacie prezydenckiej między Jarosławem Kaczyńskim, a Bronisławem Komorowskim.
Ten ostatni powiedział wtedy, że Lichocka zadała pytanie jako przedstawicielka PiS. Oburzona dziennikarka odrzuciła te insynuacje, a także wygrała proces z Grzegorzem Miecugowem, dziennikarzem TVN, który zarzucił jej ujawnienie pytań Jarosławowi Kaczyńskiemu przed debatą. Rada Etyki Mediów uznała jej postawę za stronniczą. Nieco ponad pięć lat później Joanna Lichocka została posłanką Prawa i Sprawiedliwości, która broni interesów partii Jarosława Kaczyńskiego na froncie medialnym.
"Nie chodzi o przekierowanie propagandy"
Patrząc na to, co z mediami publicznymi robi ich prezes, Jacek Kurski, posłanka Lichocka bez mrugnięcia okiem przekonuje w Sejmie, że ustawa medialna PiS-u "wyrwie media publiczne z rąk partyjnych nominatów" i zagwarantuje "wolność słowa".
Nie zgadza się z nią Michał Stasiński, poseł .Nowoczesnej, który mówi, że aby pozbyć się wszelkich złudzeń co do zamiarów PiS-u wystarczy przyjrzeć się przejętym przez PiS mediom publicznym.
– Nie chodzi o przekierowanie propagandy – zapewnia była dziennikarka Lichocka w sytuacji, gdy z TVP zwalniane lub zmuszane do odejścia za poglądy są dziesiątki osób, które nie popierają partii lub nie zgadzają się na cenzurę, jak choćby wydawczynie zwolnione dyscyplinarnie za to, że nie zgodziły się przemilczeć manifestacji KOD-u.
Posłanka, która mówi "dzień dobry"
– Posłanka Lichocka jest bardzo dominująca, zdecydowana i ślepo zapatrzona w Jarosława Kaczyńskiego. Nie słucha ludzi, przerywa im, przejmuje prowadzenie komisji – ocenia posłankę Lichocką jedna z jej sejmowych koleżanek. – Ale przynajmniej mówi "dzień dobry” posłom z innych partii. Warto to docenić, dobre wychowanie to nie jest regułą w PiS-ie – konkluduje posłanka.
Poseł Cymański z Solidarnej Polski, koalicjanta PiS-u, opisuje posłankę Lichocką w samych superlatywach. – Jest bardzo aktywna. Doskonale odnalazła się w roli posłanki, patrząc na nią trudno uwierzyć, że to jej pierwsza kadencja. Mam z nią bardzo dobre relacje i doświadczenia – mówi Cymański.
A co z przerywaniem i przekrzykiwaniem ludzi na posiedzeniach komisji? Poseł Tadeusz Cymański ocenia sprawę inaczej niż przedmówczyni. – W postępowaniu posłanki Lichockiej jest duży ładunek emocji, ale to przecież człowiek z krwi i kości. Czasami ma dominujące odruchy, ale nie jest carycą ani królową. To nadal odruchy demokratyczne – twierdzi poseł Solidarnej Polski. Kończy w swoim charakterystycznym stylu. – Posłanka Lichocka ma podniesione czoło, ale nie ma zadartego nosa – podsumowuje Cymański.
– Pani posłanka mówi piękną polszczyzną – przyznaje poseł Stasiński, który widuje posłankę Lichocką na komisji ds. Unii Europejskiej. – Ale mimo to nie można zrozumieć, co mówi, bo zupełnie inaczej definiuje podstawowe pojęcia, choćby takie jak wolność słowa – kontynuuje polityk.
– W kontaktach osobistych jest miła i sympatyczna, mówi dzień dobry, jest obecna na głosowaniach i posiedzeniach, ale na mównicy sejmowej lub studio telewizyjnym zamienia się w kogoś agresywnego i zapiekłego. Jak doktor Jekyll i pan Hyde – mówi poseł Stasiński. – Posłanka Lichocka zbiera teraz owoce konsekwentnego budowania kariery politycznej na katastrofie smoleńskiej – dodaje. – Jeszcze jako dziennikarka zjeździła kraj wzdłuż i wszerz z zamachowym przesłaniem.
Smoleńska laureatka
Filmowa twórczość dziennikarki Lichockiej zaczyna się wraz z katastrofą smoleńską i na razie na niej się kończy. Obecna posłanka jest reżyserką "Przebudzenia" (2011) i współreżyserką "Mgły", "Pogardy" i "Prezydenta". Za "Pogardę" kojarzone z PiS-em Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, któremu szefował Krzysztof Skowroński, przyznało jej w 2012 roku nagrodę Wolności Słowa.
Stefan Bratkowski, honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wyraził wówczas opinię, że SDP stało się partyjną przybudówką. Samą Lichocką nazwał zaś "pisowską panienką". Ówczesny prezes SDP, Krzysztof Skowroński, którego kilka lat temu krytykowano za to, że wystąpił jako konferansjer na konferencji prasowej Prawa i Sprawiedliwości, po wygranych przez tę partię wyborach dostał program w przejętych przez nią mediach publicznych. Zaś posłanka Lichocka nie rezygnuje z aktywności dziennikarskiej.
Gdy Lichocka występuje w telewizji lub radiu, często próbuje odebrać prowadzącemu prowadzenie audycji. Już jako polityczka PiS-u rzekomo była dziennikarka przeprowadziła wywiad z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, nadal też publikuje też swoje felietony w zależnych od PiS-u mediach. Często wyraża swoje opinie na Twitterze – podaje dalej tzw. listę zdrajców Polski (osób odwołujących się do instytucji europejskich) i porównuje byłą premier do Michaela Jacksona. Gdy internauci przypominają jej o tym, że za poprzedniego rządu sama według swoich kryteriów była zdrajczynią, to zwraca się do nich per "kochani", ale nie odnosi się do hipokryzji, którą jej wytykają.
Potrafi jednak przyznać się do ewidentnego błędu – tak było ostatnio, gdy w audycji radiowej przekrzykiwała i pouczała prowadzącego audycję dziennikarza oraz innego gościa, a potem okazało się, że to oni mają rację w sprawie kształtu pisowskiego projektu o mediach, a nie ona.
Nieustanne przerywanie, które jest charakterystyczne dla Lichockiej, denerwuje posła Krzysztofa Mieszkowskiego z .Nowoczesnej. – Pani Lichocka prowadzi nieustanne monologi. To dziwne, bo jako była dziennikarka powinna mieć dar słuchania, ale najwyraźniej się go pozbyła – mówi Mieszkowski.
Poseł nie znał Lichockiej, zanim nie spotkał jej w Sejmie. – Nie kojarzę Lichockiej jako dziennikarki, kojarzę ją jako posłankę i bezwolnie zachwyconą wyznawczynię Kościoła Jarosława Kaczyńskiego. Hybrydę zakonnicy i kapłanki – konkluduje poseł Mieszkowski.