Żyjemy w szczęśliwym kraju. Ludzie się bogacą, nic złego się nie dzieje, cała uwaga mediów może być poświęcona na akcję Janusza Palikota "zapalę zioło w Sejmie". Palikotowi udało się ściągnąć kilkudziesięciu reporterów, fotoreporterów i operatorów. Z tego punktu widzenia akcja była udana. Z każdego innego była żałosna.
Temat pewnie nie jest błahy. Polityka antynarkotykowa państwa to ważna rzecz do dyskusji. Palikotowi udało się tu kilka razy zapunktować. Wtedy gdy porównał karę za posiadanie (do 3 lat) do kary za stan wojenny (2 lata w zawieszeniu). Barwne było też stwierdzenie, że policja ostatni raz była w Sejmie w 1928 roku. Lider Ruchu twierdził, że marszałek Kopacz sprowadziła dziś funkcjonariuszy na jego akcję. Ta informacja nie została potwierdzona, choć faktycznie Kancelaria Sejmu powiadomiła prokuraturę.
Janusz Palikot pali w Sejmie
Przykre było jednak patrzeć na media, które wpadły w gorączkę na samą informacje, że "Palikot zapali zioło". Przykro było patrzeć na to przepychanie się, ten pęd, to pożądanie najlepszego ujęcia z tej kompletnej informacyjnej bzdury, jaką jest akcja Janusza Palikota. Na końcu bowiem zapalił on zupełnie legalne kadzidełko zawierające konopie.
Najbardziej przykra była jednak reakcja mediów na zapowiedź kolejnej akcji Palikota. Palikot powiedział, że ksiądz udzieli małżeństwa związkowi partnerskiemu tej samej płci. Media, jeszcze przed chwilą rozczarowane i zawiedzione tym, jak wyszło palenie zioła, znów w padły w trans. Jak narkoman, który potrzebuje kolejnej dawki.
Niewątpliwie w tej konkurencji Janusz Palikot jest jednym z najlepszych sejmowych dilerów.