
Ten tekst powstał przed referendum w Wielkiej Brytanii. Prognozy się sprawdziły. Boston okazał się najbardziej eurosceptycznym miejscem, ponad 70 proc. mieszkańców opowiedziało się za opuszczeniem UE.
10 Anglików na 200 imigrantów
–Jak się idzie ulicą, to rzadko słychać angielski – przyznaje w rozmowie z naTemat pracownik jednego z polskich sklepów. Takich punktów jest tu mnóstwo. Ciągną się wzdłuż głównej ulicy West Street, jeden obok drugiego. Podobnie jest z polskimi restauracjami, gabinetami lekarskimi i innymi firmami. Wszędzie napisy po polsku, litewsku... – W przetwórni owoców pracuje około 200 osób i tylko z 10 z nich to Anglicy – mówi ks. Stanisław Kowalski z polskiej parafii w Bostonie.
Do Bostonu już przylgnęła łatka, że tu widać największą segregację społeczeństwa, a także, że jest to przestępcza stolica Wielkiej Brytanii. Doskonała pożywka dla zwolenników Brexitu. Komentarze na stronie "Daily Mail", znanego z niezbyt pochlebnych artykułów o Polakach i imigrantach w ogóle, są jednoznaczne.
Przyjazd Polaków, Litwinów, Łotyszy, Rosjan, a także Czechów, zmienił Boston bardzo. Dziś miasto żyje, praca jest praktycznie przez cały rok. Widać, że Boston rozwija się gospodarczo. "To jeden z najbardziej ekstremalnych przypadków w Wielkiej Brytanii tego, jaki wpływ ma imigracja z UE – komentuje BBC.
Choć wątek zabierania miejsc pracy, czy panoszenia się imigrantów, ciągle jest żywy, Polacy w Bostonie mówią, że tu żyje im się bardzo dobrze i nigdy nic złego od Brytyjczyków ich nie spotkało. – Ja się tutaj czuję jak w domu. Gdy organizowaliśmy obchody 11 listopada, przybył nawet burmistrz miasta i bardzo dobrze wypowiadał się o Polakach. Jeden z Anglików założył mundur z II wojny światowej i powiedział "Ja kochać Polskę" – mówi ks. Stanisław Kowalski.
Dwa lata temu "Newsweek" robił reportaż z Bostonu. Wtedy nawet konserwatywny deputowany dostrzegał korzyści z imigrantów.
Imigranci byli tu od zawsze. Warzywa zbierali kiedyś "nielegalni" pracownicy z miast północnej Anglii, dorabiali sobie tak bezrobotni. Teraz to się im nie opłaca. Kalafiory i kapustę zbierają, już legalnie, Polacy. Zasiłki imigranckie nie są większym problemem dla miasta. Bez imigrantów budżet miasta byłby o wiele chudszy. Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl