
Pierwsze w historii polskiego futbolu miejsce na podium klasyfikacji mundialu, wywalczone przez reprezentację pod wodzą niezastąpionego Kazimierza Górskiego, odbiło się nad Wisłą głośnym echem. Polacy jechali do RFN jako piłkarski kopciuszek, wrócili z medalami na szyjach. Nic dziwnego, że rodacy zgotowali im powitanie godne mistrzów.
Bohaterowie są zmęczeni i zaskoczeni. W przyszłości trener Górski będzie musiał przygotować swój zespół także do spotkania z kibicami. Sukces, na który złożyły się ambicja i praca. Wysokie uznanie znawców i entuzjastów piłki nożnej. Jest ich w Polsce po ostatnich występach naszych reprezentantów około... 34 milionów.
LESŁAW ĆMIKIEWICZ: Wsiedliśmy do tego autobusu. Jechaliśmy przez miasto. Tym razem naród przymuszany do tego, żeby w godzinach pracy witać z transparentami różne delegacje, wyszedł na ulice spontanicznie. Nie zapomnę tego do końca życia. Ludzie rzucali kwiaty i jechaliśmy jak po dywanie. Coś niesamowitego!
ANDRZEJ STREJLAU (II trener): Myślę, że nawet władze państwowe nie przypuszczały, że ludzie ustawią się od Okęcia aż do samego hotelu Solec. Szpalery ludzi wzdłuż ulic! (...) To był szok. Dopiero wtedy zaczęło do nas docierać, co myśmy zrobili.
WŁADYSŁAW ŻMUDA: Do dziś mam ten obraz przed oczami: autobus, my w tych garniturkach jasnobrązowych, sraczkowatych takich, paskami pościskani, bo tyle przymiarek było, a tu tylko spodnie za krótkie, albo marynarka za duża (śmiech).
JAN TOMASZEWSKI: Ja uciekłem do tyły. Byłem tak wzruszony, że łzy same mi leciały.
HENRYK KASPERCZAK: Kwiaty rzucały nawet siedemdziesięcioletnie babcie. Płakały, cieszyły się z naszego sukcesu. Nigdy się tego nie zapomni...
Chciałbym Deynie, a poprzez niego wam wszystkim, podziękować towarzysze za skromność. Ta skromność pozwoliła wam iść dalej. Najgorszym nieszczęściem byłoby, gdybyście uwierzyli, że jesteście tak mądrzy, tak mocni, tak niezwyciężeni, że przestalibyście się liczyć z tymi, z którymi gracie.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
