Pierwszy odcinek "Projektu Lady" obejrzałam z mieszanymi uczuciami. I nie chodzi tylko o to, że w tym samym czasie na innym kanale trwała pierwsza – i jak się okazało bramkowa – połowa meczu Anglia-Islandia, a nagrywarka miała awarię. Reality show Małgorzaty Rozenek przypomina seksistowski Hogwart, w którym wszystko poszło nie tak. Okej, może nie wszystko, ale dużo.
Na początek wejście smoka, a raczej smoczyc. Podekscytowane, mocno umalowane młode kobiety w butach na niebotycznie wysokich obcasach, taszczące wielki bagaż, zjeżdżają do Pałacu w Radziejowicach. To tam będzie się odbywał show. W holu witają je dwie ekspertki od komunikacji interpersonalnej i etykiety.
Być może "witają" nie jest odpowiednim słowem. Ich głównym zajęciem jest ostentacyjne lustrowanie kobiet od stóp do głów, kręcenie głową z niesmakiem i wymiana przerażonych spojrzeń. A to wszystko przy "dziewczynach", które bezpardonowo są ze wszystkimi na "ty". Szok i niedowierzanie, strach i zgroza – młode kobiety okazały się dokładnie takie, jakich szukano!
Gwiazda programu, Małgorzata Rozenek, pojawia się dopiero po pewnym czasie, robiąc piorunujące wrażenie na kobietach, które ma wychowywać. Jest ich guru, perfekcyjną panią domu, bohaterką kolorowych magazynów. Jest królową.
Nie dzierży tiary znanej z "Perfekcyjnej Pani Domu" – wręcza uczestniczkom naszyjnik z pereł i szkolny uniform. Nie każe ścierać kurzu, inicjuje za to rytuał zbiorowego zmycia makijażu i oddania biżuterii (poza naszyjnikiem z pereł oczywiście). Wciskanie kobiet w szablon czas zacząć, a ich indywidualne cechy ograniczyć do minimum.
Gdy pięć miesięcy temu TVN ogłosił, że rusza z kręceniem programu, zastanawiałam się, czy to właśnie młode kobiety najbardziej potrzebują dobrych manier. Co z młodymi mężczyznami? A poza tym co to w ogóle znaczy być damą?
Teoria i praktyka
Małgorzata Rozenek powiedziała wtedy, że "dama to kobieta silna, asertywna, pewna siebie. Umie odnaleźć się w każdej sytuacji, do czego niezbędne są właśnie dobre maniery". Zapytana o to, jak powinna wyglądać "prawdziwa dama" mówiła, że jak tylko chce. – Może mieć długie lub krótkie włosy, ubierać się w spódnice lub spodnie, malować się lub nie. Byleby to był jej wolny, świadomy wybór, a nie próba zamaskowania się – mówiła na początku lutego Rozenek.
Jednak już w pierwszym odcinku okazało się, że zapowiedzi sobie, a rzeczywistość sobie. Jedna z uczestniczek została zmuszona przez prowadzące do wyjęcia dyskretnego kolczyka z nosa, pod groźbą wyrzucenia z programu. Młode kobiety dowiedziały się też, że dama nosi spódnicę nie krótszą niż do kolan. To by było na tyle jeśli chodzi o świadomy wybór i asertywność "damy".
Surowość nieskazitelnych ekspertek od savoir-vivre drażni nawet po drugiej stronie ekranu. Choć trafiłby mnie szlag, gdybym jechała w przedziale z hałaśliwymi kandydatkami na damy, to jeszcze bardziej nie do zniesienia była pryncypialność prowadzących program. Oglądając show miałam ochotę kląć i położyć nogi na stół, choć zazwyczaj tego nie robię. I wygląda na to, że nie tylko ja doświadczyłam, hm, efektu Lady.
Dobre chęci
Nie posądzam prowadzących o złe intencje. Widać, że starają się wyposażyć podopieczne w wiedzę, która ich zdaniem będzie przydatna. Oczywiście można się zastanawiać, czy należy do niej informacja, że w dzisiejszych, ekstrawaganckich czasach można poszaleć i do wody mineralnej dodać cytrynę (!), a sztućce nie powinny być ułożone "jak wiosła".
Na szczęście mentorki zajmują się też poważniejszymi rzeczami – na przykład starają się wzmocnić dramatycznie niską pewność siebie młodych kobiet. W tym celu wręczają im "czarodziejskie lustereczka", w które uczestniczki mają spojrzeć za każdym razem, gdy ktoś powie im coś raniącego. I niestety wygląda na to, że będą musiały z nich często korzystać.
Słoń w pałacu
W Pałacu w Radziejowicach schował się bowiem potężny słoń, o którym się nie mówi. Reality show o pozbawionych manier "dziewczynach" ma charakter klasowy. Uprzywilejowane damy z klasy wyższej musztrują "dziewczyny" z klasy niższej – młode osoby, które doświadczyły ubóstwa, uzależnienia w rodzinie, skrajnych form zaniedbania. Które wykształciły twardą skórę i bawią się na całego właśnie po to, by przetrwać systemową dyskryminację i nie zwariować.
Sposób układania sztućców tak, by wyrazić niezadowolenie z niesmacznego posiłku, jest przy ich problemach kwestią wziętą z księżyca. A nauczenie kilkunastu młodych kobiet "dobrych manier" to pudrowanie nierówności społecznych, które produkują "niewychowanych" ludzi w setkach tysięcy. Obawiam się, że przyczyni się raczej do alienacji młodych kobiet, które w końcu wrócą z Pałacu w Radziejowicach do swoich domów, a nie da im narzędzia do emancypacji.