Nie sądziłem, że Honda HR-V może wywoływać aż takie emocje. Gdy jeden z redakcyjnych kolegów dowiedział się, jaki model czeka przed biurem na test, powiedział, że nie ma mowy i po prostu musi iść zobaczyć to auto. Powód miał jednak wyjątkowy, bo sam jest dość świeżym właścicielem nie tak świeżej, bo kilkunastoletniej Hondy – tak, tak – HR-V.
A jakby tego było mało z drugiego rogu newsroomu usłyszałem pytanio-stwierdzenie: „Honda HR-V? Przecież to taki SUV dla ubogich”. Jak jest w rzeczywistości? Prawda – jak to ma w zwyczaju – leży gdzieś po środku, bo choć daleko mi do aż takiej fascynacji tym modelem, to przyznam szczerze, że w ciągu tych kilku dni przeżyłem kilka miłych zaskoczeń.
Zresztą to nie jest i nie miał być samochód, który będzie rozpalał emocje. Przynajmniej nie tak go odbieram. To auto, które ma połączyć praktyczność, oszczędność i całkiem wyraźnie mrugnie do tych, którzy samochodem lubią nie tylko jeździć, ale i czasem na nie popatrzeć. To bycie SUV-em też nie jest wcale tak oczywiste. Nawet sama Honda przyznaje, że plasuje HR-v w segmencie „małych SUV-ów” i w tej kategorii w 2015 roku była najlepiej sprzedającym się nowym samochodem. Trochę taki SUV-ik.
Z kim konkuruje ten crossover japońskiego producenta? To także inne „maluchy”, które rozmiarami są zbliżone do HR-v, czyli Fiat 500x, Mazda CX-3, Opel Mokka czy nawet jak – gdzieś przeczytałem – Jeep Renegade, choć ten ostatni postrzegam już inaczej. Przy tak kompaktowym jak na SUV-a rozmiarze w oczy rzuciło mi się, że HR-v tak naprawdę czerpie trochę z aut w stylu coupé. Pewnie, jest wyraźnie większy od zwykłych osobówek, ma potężniejsze kształy, ale jednocześnie zachowuje sportowy kształt. W tylnych drzwiach zastosowano nawet „ukryte klamki”, rozwiązanie, do którego niestety w żadnym z aut nie mogę się przekonać. Może dlatego, że za każdym razem są jednak zbyt plastikowe.
Wizualnie Honda HR-v może się podobać. Niewielka, ale ładna. Z japońskim zacięciem, sporą ilością ostrzejszych pociągnięć i przetłoczeń nie jest po prostu klockiem, który toczy się na czterech kołach, ale całkiem dynamicznie wyglądającym autem. Gdy porównuję ją w głowie do Mazdy CX-3 czy Opla Mokki, wydaje się być samochodem większym. Takim, którego prędzej nazwałbym SUV-em, choć wciąż niewielkim.
Mimo że często żongluję tutaj określeniem „mały SUV”, to właśnie ilość przestrzeni w środku była dla mnie największym zaskoczeniem. O ile z przodu ciasnoty nie oczekiwałem, o tyle z tyłu myślałem, że będzie ciężkawo. Mój błąd. Po wskoczeniu na tylną kanapę chyba największe zaskoczenie. Hej, tutaj wcale nie jest ciasto i generalnie… daje radę. Mimo sporego wzrostu, siedziałem bez problemu, nie zawadzając ani nogami z przodu, ani głową od góry.
A tutaj można zastosować jeszcze trochę więcej magii za sprawą tzw. foteli Magic Seats, które umożliwiają naprawdę dużą regulację i zwiększają pojemność bagażnika nawet 3-krotnie: z 470 do 1533 litrów. Fotele można nie tylko pochylać, ale nawet unosić. W efekcie dostajemy przestrzeń, do której można włożyć już całkiem sporo gratów.
Projekt wnętrza został przemyślany. Znajomy z branży hotelarskiej mawiał, że „może być skromnie, ale musi być czysto”. W HR-v można to sparafrazować na „może być bez szaleństw, ale musi być sensownie”. I jest. Nad trochę zbyt plastikowym panelem środkowym zamontowano odrobinę ekstrawagancji, czyli ładnie wyglądający i nowoczesny panel do kontroli wewnątrz kabiny. Klikając w przyciski trzeba jednak je wyczuć, żeby dobrze „wchodziły”. Obok mamy ciekawy zestaw schowków, który miał ciekawy element z podwójnym dnem. Te uaktywniało się po wciśnięciu go w dół. Docelowo na większe napoje. Niewygodne było jednak samo zamykanie owych drzwiczek.
Materiałowe wykończenie na drzwiach może być praktyczne, ale trochę nawalało przy okazji deszczu. A to właśnie przy okazji ulew miałem okazję jeździć Hondą HR-v. Wystarczyło, by trochę lekko napadało przy wsiadaniu/wysiadaniu z samochodu, a następnie ten fragment był przez długi czas wyraźnie wilgotny.
Diesel o pojemności 1,6l i 120 koniach mechanicznych to to, co… ojcowie rodzin lubią najbardziej. A będą lubić jeszcze bardziej, gdy zerkną na spalanie, bo 5,8l/100km wygenerowane przez komputer przez tydzień jazdy to wynik naprawdę zadowalający. Osiągi na bieżąco możemy obserwować na przejrzystych i prostych zegarach. Kierownica jest duża i wygodna. Honda jeździła bez zaskoczeń, bo i ekstremalnych wrażeń się dla niej nie przewiduje. Przedni napęd poprawnie prowadzi auto po mieście i w trasie. Na plusa zasługuje płynnie pracująca skrzynia biegów. Gdy pisząc te słowa kilka dni po pożegnaniu się z autem, próbuję przywołać w głowie momenty, w którym auto zachowało się inaczej, niż chciałem, nic takiego sobie nie przypominam.
Chociaż był jeden moment, gdy po raz pierwszy w życiu nieświadomie przetestowałem system awaryjnego hamowania. Polega on na tym, że samochód sam hamuje, widząc, że zbliżamy się do przeszkody z niebezpieczną prędkością. Parkując pod redakcją zbliżałem się do krawężnika, przy którym wisiały gałęzie pobliskiego drzewa. Byłem zbyt blisko, więc system potraktował je jako przeszkodę i automatycznie skutecznie zahamował. Mega dziwne uczucie, gdy nagle pedał hamulca znika ci spod nogi i czujesz szarpnięcie autem. No ale działa!
Pod nosem można uśmiechnąć się także, zerkając na cennik. Hondy HR-v z rocznika 2016 zaczynają się już od 78 600 złotych. To całkiem rozsądna i akceptowalna cena. Inne zestawy to wyższe koszty, które kończą się na nieco ponad 103 tys. złotych. Dla kogo jest to auto? Dla kogoś, kto szuka większego, ale nie gigantycznego auta z serią praktycznych rozwiązań. Nie potrzebuje dynamicznych osiągów i szaleństw w środku, ale chce mieć ładne auto. – Szkoda, że dopiero teraz zobaczyłem ten samochód – skwitował znajomy, który niedawno wraz z partnerką i dzieckiem kupił coś innego.