
Reklama.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie usłyszała na korytarzach sejmowych posłanka Nowoczesnej były słowa „niezła z ciebie dupeczka”. Jak zapewnia Roberta Kowalskiego, prowadzącego program „Sterniczki”, podobne zaczepki bynajmniej nie należą do rzadkości. Choć tamtemu posłowi odpowiedziała w sposób zdecydowany i więcej tak do niej nie mówił, to znalazł naśladowców.
Seksistowskie uwagi to nie jedyne, z czym muszą się zmagać posłowie Nowoczesnej. Poważnym problemem jest to, co spotyka ich na sali plenarnej. Mikrofony nie wychwytują tego i w telewizji nie słychać ciągłego buczenia, wyzwisk i krzyków z ławek PiS-u. Joanna Sheuring-Wielgus podkreśla, że trzeba mieć odwagę, by wejść na mównicę wiedząc, że ze strony polityków partii rządzącej nie można spodziewać się bardziej kulturalnego zachowania. W dodatku marszałek Sejmu w każdej chwili może wyłączyć mikrofon.
Oprócz tego posłowie muszą się zmagać ze zwyczajnym zmęczeniem i niepewnością, co też PiS przygotował dla nich danego dnia. Standardem jest zmiana porządku obrad, dopisywanie w ostatniej chwili niezapowiedzianych punktów obrad, nocne obrady. To wszystko zdaniem posłanki Nowoczesnej ma skruszyć i zmęczyć opozycję.
Kilka miesięcy temu karczemną awanturą w Sejmie zakończyło się nazwanie przez Krystynę Pawłowicz posłankę Kamile Gasiuk-Pihowicz "myszką agresorką". Posłowie PiS bronili Pawłowicz, mówiąc, że przecież właściwie nic się nie stało. Z tego, co powiedziała w "Sterniku" Sheuring-Wielgus można wysnuć wniosek, że rzeczywiście takie są teraz standardy w parlamencie.
źródło: KrytykaPolityczna.pl
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl