Wszyscy ci, którzy mecz Czechów z Grekami włączyli po kilku minutach, mają czego żałować. Nie było jeszcze na tym turnieju meczu, który zacząłby się od takiego uderzenia. Dwie minuty? 1:0 dla Czechów. Mijają kolejne trzy i jest już 2:0. Nokaut. Jedni sądzą, że dojdzie do pogromu. Lania nie było bo w drugiej połowie obudzili się Grecy, czy może inaczej - kompletnie z sił opadli Czesi. Ale wygraną utrzymali. Wygraną, która dla reprezentacji Polski stanowi świetną wiadomość.
Jaka jest grupa A? Pełna nieuznanych bramek (dziś gola ponownie nie zaliczono Grekom) i zadziwiających pomyłek bramkarzy, którzy mieli być gwiazdami swoich reprezentacji. Antybohaterem meczu z Grecją okrzyknięto (niesłusznie!) Wojciecha Szczęsnego, a dzisiaj zobaczyliśmy błąd, czy raczej jak mówi Jan Tomaszewski - wielbłąd, Petra Cecha. Bramkarz Chelsea Londyn, który w tym sezonie poprowadził swój zespół do zdobycia Pucharu Anglii i wygrania Ligi Mistrzów, wypuścił na początku drugiej połowy piłkę, którą wszyscy widzieli już w jego rękach. I było 1:2.
Ale i tak z tego spotkania najbardziej zapamiętamy początek. "Złapali Greków we śnie" - mówił w studio TVP Jacek Gmoch, wyraźnie dumny z kolejnej złotej myśli. Lewy obrońca Greków Jose Holebas chyba zbyt długo przed meczem otwarcia oglądał grę Sebastiana Boenischa, też lewego defensora i do tego również piłkarza po naturalizacji. Przy pierwszej bramce Holebas popełnił błąd rodem z trzeciej ligi, przy drugiej - dał się banalnie ograć. I stadion we Wrocławiu, pełen nie mających daleko Czechów, eksplodował z radości.
Mecz nie porywał. Grecy potwierdzili słuszność tezy, że Polacy w meczu otwarcia stracili punkty z bardzo słabym rywalem. W drugiej połowie zwietrzyli swoją szansę, atakowali, lecz czynili to bardzo niemrawo i trochę bez składu i ładu. Fajnie określił to Jacek Laskowski, mówiąc: "To nie przypadek, że właśnie z języka greckiego pochodzi słowo chaos".
Czesi? Oni byli jak niedoświadczony maratończyk, który bieg na 42 km zaczyna w szaleńczym tempie, a potem tuż za półmetkiem stopniowo opada z sił. Słania się i słania na coraz słabszych nogach, ale w końcu dociera jednak do mety. I, gdy już ochłonie, zdobywa się na uśmiech. Tak właśnie uśmiechali się czescy piłkarze po końcowym gwizdku. Wiedzieli, że właśnie wrócili do gry. Że na Euro 2012 jeszcze coś mogą osiągnąć.
Cieszą się Czesi, ale cieszyć powinniśmy się również i my. Załóżmy, że Rosjanie w meczu trzeciej kolejki nie sprawią nam psikusa i nie podłożą się Grekom. Wtedy sytuacja będzie klarowna - nawet jak przegramy z Rosją, wygrana z Czechami da nam wyjście z grupy.
Reklama.
Konrad Piasecki
Ci Grecy to jakaś przedziwna drużyna. Zaczynają jakby właśnie się obudzili i im bliżej końca tym są coraz lepsi