
O Ptaszkowej pod Nowym Sączem od lat krążą dziesiątki, może setki kawałów. Tak jak o Wąchocku, które pewnie są w Polsce bardziej znane. A właściwie były, bo dziś taki dowcip praktycznie już wymarł. Ale tu ciągle nim żyją. Sołtys Ptaszkowej śmieje się non stop. Rzuca dowcipami, sam wymyśla nowe. Proboszcz też: – Dlaczego w Ptaszkowej mają wyższą uczelnię? Bo dobudowali piętro do podstawówki. W Ptaszkowej humor górą. Ludzie mają do siebie dystans, aż pozazdrościć.
Po historiach o Januszach nad morzem, o darmozjadach, którzy żyją za 500+, po ciągłych narzekaniach, podchodach politycznych i społecznych wojnach, wizyta w Ptaszkowej jest wprost niezwykła. Jak przeniesienie się w czasie w zupełnie inną, radosną rzeczywistość.
• Dlaczego w Ptaszkowej sołtys orze pole w kółko? Bo kupił sobie konia z cyrku.
• Dlaczego sołtys w Ptaszkowej pomalował dom na biało? Bo usłyszał, że po wojnie atomowej ocaleje tylko Biały Dom.
• Minus 30 st. C, sołtys Ptaszkowej otworzył wszystkie okna w domu i coś gotuje. Wchodzi żona i pyta, dlaczego te okna pootwierane. "Bo robię budyń, a na torebce jest napisane, że trzeba go gotować i mieszkać w przeciągu pięć minut".
Wieś ma kontakt z innymi, obśmiewanymi miejscowościami – wymieniają się delegacjami z Wąchockiem, Pcimiem. I wspólnie, na scenach, opowiadają dowcipy. – Niedawno rozmawiałem z marszałkiem Zegzdą, który pochodzi z Nowego Sącza, że dobrze byłoby zrobić spotkanie tych obśmianych wiosek [b. wicemarszałek województwa małopolskiego z ramienia PO - przyp. red.]. Myślę, że byłby to fajny pomysł z punktu widzenia socjologii. Żeby inaczej spojrzeć na Polskę. Zazwyczaj postrzegają nas jako malkontentów, a to nie do końca tak jest. Polska ma też fajne oblicze – mówi ksiądz Józef Kmak, proboszcz tutejszej parafii.
– Te, proszę pani, nie nadają się do publikacji.
– Takie okropne?
– Nie okropne, nie!!! Proszę mnie nie prowokować – śmiech. – A ten o proboszczu z Ptaszkowej pani zna? Że go uprowadzili? Nie opowiadał sołtys?
– Tu dowcipy stałym się bakcylem, takim antidotum na rzeczywistość. Ludzie przestali się obrażać, unosić ambicjami, nabrali dystansu do siebie. Są otwarci, gościnni, chętnie z siebie żartują – wylicza ks. Józef Kmak. Wie, co mówi, proboszczem tutejszej parafii jest od ponad 20 lat. I świetnie mu się z mieszkańcami współpracuje. Wcześniej, gdy był w sąsiedniej wsi, a miał na religii kilkoro dzieci z Ptaszkowej, nawet zaczynał lekcję od opowiadania kawałów. – Nie wypadało ich nie opowiadać – mówi ze śmiechem.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
