Jednostkowy przypadek niekompetencji strażnika czy ogólny trend? Historia spod stadionu, którą usłyszeliśmy od jednego z dziennikarzy, mrozi krew w żyłach. "Kibic dostał butelką w twarz, padł na ziemię, został skopany. Straż Miejska uciekła" - mówi oburzony obywatel. Straż już sprawdziła te doniesienia.
Wczorajsze zamieszki i bójki znalazły się w nagłówkach większości europejskich mediów. "Polacy zaatakowali pierwsi" - można było wczoraj przeczytać. O ile jednak do poważniejszych starć nie doszło, a policja jako tako opanowała sytuację, to okazuje się, że nie wszystkie służby tak pilnie wykonują swoje obowiązki. Jeden z kibiców opowiedział nam, jak na oczach Straży Miejskiej trójka polskich kiboli niemal skatowała Rosjanina. Funkcjonariusze te wydarzenia widzą zupełnie inaczej.
Kibolski thriller
Wszystko działo się tuż po tym, jak policja zaczęła spychać zadymiarzy w stronę Ronda Waszyngtona. - Część kiboli wymieszała się z ludźmi stojącymi na rondzie. Ludzie starsi i z dziećmi uciekali, by nie paść ofiarami bójek - opowiada nam znajdujący się tam wówczas jeden z dziennikarzy. - W tłum ten zaplątali się też pojedynczy rosyjscy kibice.
Całe zajście wydarzyło się przy kebabie, znajdującym się na rondzie. - Tuż obok są schodki na dół. Przy kolejce do kebaba stali strażnicy miejscy. Część ludzi się do nich "przytuliło", zapewne mając nadzieję, że nic im się nie stanie, jeśli stoją obok funkcjonariuszy - relacjonuje nam redaktor. To samo, co grupka Polaków, zrobił samotny rosyjski kibic, zapewne przeświadczony o tym, że przed nosem mundurowych nikt go nie zaatakuje, a przynajmniej - że zostanie obroniony.
- I wówczas jakichś trzech gnojków podbiegło do tego Rosjanina, zaczęli go brutalnie bić. Dostał butelką w twarz, padł na ziemię, został przez przekopany, niemal go skatowali, a Straż Miejska nie zareagowała, chociaż była tuż obok - mówi z przerażeniem dziennikarz. Nasz rozmówca stał kilka metrów od tego wydarzenia, a wszystko wydarzyło się w bardzo krótkim czasie - całe zajście trwało niecałą minutę. - Nagle zobaczyłem, że strażnicy zaczynają roztrącać ludzi i zbiegać szybko po schodkach w dół. Myślałem, że może gonią tych kiboli, którzy pobili Rosjanina, więc pobiegłem za nimi. Okazało się, że wcale nikogo nie gonią. Na dole było dwóch ich kolegów, stali razem i się śmiali - opowiada zszokowany reporter.
Wersja Straży
Nasz rozmówca przedstawił się strażnikom i spytał czemu nie reagowali, potem zaś poprosił o numer służbowy - jeden ze strażników podał mu swój numer odznaki. O wydarzeniu tym wspomniano również w TVP.Info, chociaż lakonicznie. - Niewiele pozostało z zapewnień, że służby wiedzą, jak zachować się w takich sytuacjach. Sam
byłem świadkiem, jak czterech strażników miejskich, obok których został zaatakowany kibic rosyjski, ci zamiast zareagować zaczęli uciekać, byli przerażeni - mówił Paweł Prus, reporter, który robił relację spod Stadionu Narodowego.
Rzeczniczka warszawskiej straży Monika Niżniak, gdy tylko otrzymała od nas takie informacje, błyskawicznie sprawdziła, czy faktycznie do tego doszło. Strażnik - ten sam, który podał numer odznaki - wyjaśnił jak wyglądało całe zajście jego oczami. Jak zaznacza Niżniak, jest to funkcjonariusz z wieloletnim doświadczeniem. - Według strażnika, nie było takiego incydentu, by obywatel rosyjski był osobno bity na ich oczach - mówi nam rzeczniczka. - Dziennikarz, który z nim rozmawiał, robił to w momencie, gdy w miejsce pobytu strażników z jednej strony nadchodzili kibole, a z drugiej policja. Wtedy Straż dostała odgórny rozkaz o wycofaniu, bo nie jest przygotowana na starcia z uzbrojonym tłumem - wyjaśnia Niżniak "ucieczkę" opisywaną przez naszego rozmówcę. Strażnicy musieli się wycofać, bo - w przeciwieństwie do policji - nie posiadają tarcz, pancerzy, ochraniaczy ani nawet hełmów, które chroniłyby ich przed poważnymi obrażeniami. Tłum kiboli posługiwał się zaś kamieniami i butelkami. Strażnik wspomina też, że był pytany przez dziennikarzy o brak interwencji i "ucieczkę" i udzielił wówczas tej samej odpowiedzi, którą my usłyszeliśmy: że padł odgórny rozkaz o wycofaniu.
Mimo dwóch różnych wersji, Monika Niżniak zapewnia, że wszystkie takie doniesienia są od razu sprawdzane. A jeśli faktycznie dochodzi do zaniedbań obowiązków, to winni zawsze ponoszą odpowiedzialność za swoje zachowanie. Przy czym rzeczniczka apeluje o to, by świadkowie takich zdarzeń oraz poszkodowani zawsze zgłaszali to Straży. Wtedy przełożeni strażników mają silniejsze przesłanki do tego, by sprawdzać sprawę i ewentualnie ukarać swojego podwładnego.
Bohaterscy strażnicy
Mimo tej kontrowersyjnej i przykrej dla wszystkich sprawy, trzeba pamiętać, że to jednostkowy przypadek, a nie powszechna praktyka. Wczoraj bowiem wielu strażników
wykazywało się dużą odwagą, interweniując nawet w beznadziejnych sytuacjach.
Jedna ze strażniczek miejskich tak relacjonowała w notatce swoją służbę przy al. Zielenieckiej: "Zauważyłam dwóch bijących się, do nich biegło trzech kolejnych. Wszyscy bili jednego mężczyznę, już wtedy leżącego. Wbiegłam między nich, próbowałam rozdzielić. (…) Musiałam zasłonić poszkodowanego własnym ciałem, odniosłam obrażenia. (…) Kiedy napastnicy się oddalili, ich ofiara krwawiła. Okazało się, że to rosyjski kibic". Dalej strażniczka wezwała innych funkcjonariuszy i zapewniła pobitemu opiekę medyczną.
Jak się dowiedzieliśmy, w wyniku wczorajszych reakcji na zachowania kiboli, na pewno ucierpiały dwie strażniczki. Jedna z nich ma złamaną rękę, druga ma liczne stłuczenia i jest cała posiniaczona. Strażnicy i strażniczki interweniowali wiele razy, często nie zważając na grożące im bezpieczeństwo. Jak już wspomnieliśmy, funkcjonariusze SM nie są wyposażeni w żadną ochronę ani broń, która pozwoliłaby im skutecznie walczyć z agresywnymi napastnikami.
Jakichś trzech gnojków podbiegło do tego Rosjanina, zaczęli go brutalnie bić. Dostał butelką w twarz, padł na ziemię, został przez przekopany, niemal go skatowali, a Straż Miejska nie zareagowała, chociaż była tuż obok.
Strażniczka miejska
Opis bohaterskiej interwencji warszawskiej strażniczki
Zauważyłam dwóch bijących się, do nich biegło trzech kolejnych. Wszyscy bili jednego mężczyznę, już wtedy leżącego. Wbiegłam między nich, próbowałam rozdzielić. (…) Musiałam zasłonić poszkodowanego własnym ciałem, odniosłam obrażenia. (…) Kiedy napastnicy się oddalili, ich ofiara krwawiła. Okazało się, że to rosyjski kibic.