
Cui bono? Kto skorzystał? Takie pytanie nurtuje od kilku dni polityków, publicystów i internautów. Powód? Tekst Iwony Szpali i Małgorzaty Zubik, które w "Gazecie Wyborczej" opisały mechanizm działania warszawskiej mafii reprywatyzacyjnej. Mnożą się hipotezy i domysły na temat genezy powstania artykułu. Opisany proceder schodzi na dalszy plan.
REKLAMA
– Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy mecenas Nowaczyk odbiera od urzędnika Rudnickiego, który kilka tygodni później rezygnuje z etatu w ratuszu. Odnajdujemy ich jako współwłaścicieli ośrodka Salamandra w Zakopanem – tak dziennikarki zaczynają tekst o plątaninie niejasnych interesów, zagmatwanych, personalnych zależności i wielkich pieniądzach, które w związku z dziką reprywatyzacją traci Warszawa i jej mieszkańcy na rzecz zaangażowanych w proceder adwokatów i urzędników. Artykuł wywołał burzę, a zaraz potem wysyp teorii spiskowych. Oto najpopularniejsze z nich.
"Gazeta Wyborcza" rozwodzi się z PO, by wziąć ślub z Nowoczesną
Zdaniem części komentatorów, popularny dziennik spisał drugą siłę partyjną w państwie na straty. Stąd próba odcięcia się od zużytej Platformy Obywatelskiej i przytulenia do jej następczyni, za jaką uchodzi .Nowoczesna. W końcu, wskazują zwolennicy tej teorii, obie wywodzą się z Unii Wolności (notabene jak prezydent Duda, czego mu się jednak nie pamięta). Niektórzy widzą w tekście "Wyborczej" bezpośrednią inspirację samego Sorosa.
Atak wyprzedzający Platformy
Zwolennicy tej hipotezy są przekonani, że za publikacją stoi sama Platforma, która zdecydowała się uderzenie wyprzedzające. Postanowiła zrobić z Hanny Gronkiewicz-Waltz kozła ofiarnego, zanim weźmie się za nią PiS (skoro i tak nie da się jej uratować). W ten sposób Platforma pokaże się jako siła zdolna do samooczyszczenia i skradnie, przynajmniej częściowo, show i kapitał polityczny Prawu i Sprawiedliwości, które planuje ciężką jesień dla opozycji.
PO, argumentują komentatorzy, będzie miała większą kontrolę nad rozwojem wypadków. Niektórzy do tego scenariusza dodają jeszcze wyrafinowaną zemstę Schetyny na kojarzonej z Tuskiem prezydent Warszawy. Tango down.
Dziennikarki jako cyngle PiS-u
Teoria egzotyczna, ale mająca swoich zwolenników. Dziennik ma rzekomo atakować Platformę, by przypodobać się PiS-owi. Tekst o dzikiej reprywatyzacji ma być choćby częściową próbą odkupienia winy, jaką była wieloletnia krytyka polityki Prawa i Sprawiedliwości. W czasach gwałtownie zmieniającego się rynku medialnego miałaby to być próba zagrania o reklamy spółek skarbu państwa.
Atak Ziobry na PiS
Hipoteza, którą barwnie przedstawił Roman Giertych, były wicepremier w koalicji PiS - LPR - Samoobrona (2005 - 2007), a jeszcze wcześniej szef Młodzieży Wszechpolskiej. Giertych, obecnie kojarzony z Platformą, jest zdania, że Ziobro niczym Brutus podsunął za pomocą prokuratury odpowiednie materiały "Gazecie Wyborczej", by zadać cios prezesowi Kaczyńskiemu.
Afera reprywatyzacyjna ma być jak antyplatformerski koń trojański, który wpuszczony za mury PiS-u, ma go rozsadzić od środka. Jak? Godząc niewygodnymi faktami w kult Lecha Kaczyńskiego, który przed objęciem stanowiska prezydenta RP był prezydentem Warszawy. To on - zdaniem wielu niesłusznie - przekazał kamienicę Hannie Gronkiewicz-Waltz. On też rządził stolicą, gdy w najlepsze swoje interesy ubijali handlarze roszczeń. Błędy, przestępstwa i zaniedbania rozkładają się na wszystkie partie, które rządziły od 1989 roku.
Pamięć prezydenta Lecha Kaczyńskiego zostałaby zbrukana przypomnieniem niewygodnych faktów. Stąd, zdaniem Giertycha, powściągliwość polityków PiS w politycznym konsumowaniu tej afery.
I rzeczywiście, rzut oka na konta społecznościowe posłów PiS pokazuje, że wolą się chwalić zdjęciami z wakacji (Małgorzata Gosiewska), zamieszczać piosenkę "Pod papugami" (Ewa Tomszewska) lub dzielić wpisem o "tajemniczym plemieniu z Mazur" (Małgorzata Wypych), niż wykorzystać wymarzoną okazję do osłabienia swoich przeciwników politycznych.
Podsumowując, publikację tekstu o mafii reprywatyzacyjnej otacza mnóstwo, wzajemnie się wykluczających hipotez. Zaklasyfikowanie tekstu jako dobrej, dziennikarskiej roboty, nie jest powszechne. To dużo mówi o tym, jak spolaryzowane jest społeczeństwo, a także jakie standardy dziennikarskie prezentują sprzymierzeńcy dobrej zmiany, którzy nie mogą wyjść ze zdumienia, że taki tekst na łamach "Gazety Wyborczej" w ogóle się ukazał.
A przecież, jak trzeźwo wskazuje część komentatorów, to przecież nie pierwszy tekst GW na temat dzikiej reprywatyzacji. A dyskusja spod hasła "cui bono?" odciąga uwagę od istoty problemu, jakim jest dzika reprywatyzacja.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl
