
Niejako sprawcą całego zamieszania jest Michał Oleszczyk, dyrektor artystyczny Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Wytrawny krytyk z międzynarodowym dorobkiem, doktor filmoznawstwa, jedyny polski krytyk w historii regularnie publikujący w najbardziej znaczących publikacjach amerykańskich. Młody, rocznik 1982. Ma opinię tego, który wreszcie ten festiwal zmienił. Bo na filmie się zna i żadnego kitu nie przepuści. Albo film jest dobry, albo nie.
Bardzo chciałem, żeby był spełniony, bo tak długie milczenie w temacie Żołnierzy Wyklętych w Polsce i ich brak w kulturze masowej jest niesłychanie krzywdzący dla ich bohaterskiej pamięci w społeczeństwie. Od trzech lat powtarzam w wywiadach, że filmy o Niezłomnych powinny powstawać, ale powinny znajdować się na bardzo dobrym poziomie artystycznym. Uważam, że film "Historia Roja" po prostu tego poziomu nie osiąga w stopniu wystarczającym, by konkurować w Gdyni o Złote Lwy. Czekam na inne opowieści o Żołnierzach Wyklętych i mam nadzieję, że powstaną jak najszybciej".
Michał Oleszczyk widział "Historię Roja" w warszawskim kinie. Nie na żadnym specjalnym pokazie, poszedł do kina jako zwykły człowiek, w środku tygodnia. – Nie ukrywam, że wyszedłem z kina z poczuciem zawodu – mówi.
Film na pewno ma swoich zwolenników. Ale ten chaos przewija się w bardzo wielu recenzjach. Przytoczmy kilka, również z prawicowych mediów.
W ostatecznym rozrachunku historia Mieczysława "Roja" Dziemieszkiewicza i innych Wyklętych pełna jest wad tak scenariuszowych, jak i związanych z wykonaniem i choć pozostaje wiernym hołdem złożonym polskim bohaterom, jako film sprawdza się co najwyżej średnio. (…) Sęk w tym, że ów chaos wybija z filmu Zalewskiego również z układu fabuły, prezentacji bohaterów, układu dialogów, prezentacji scen walk, właściwie z każdego zakamarka. Narracja zbudowana jest z poszatkowanych scen, kolejne sekwencje często się ze sobą nie łączą w spójny sposób, akcenty dramatyczne, patetyczne i humorystyczne są nieumiejętnie przemieszane. Czytaj więcej
Wciąż czekam na prawdziwe DZIEŁO filmowe o tych niezwykłych patriotach, którzy dla ojczyzny poświęcili swoje życie. „Historia Roja”, i piszę to z prawdziwym bólem, nie jest takim filmem.(...) Jerzy Zalewski zrobił film szczery. Widać ile włożył w niego serca i własnej duszy. Cenię to jako widz, choć jako krytyk filmowy nie mogę przemilczeć ułomności jego dzieła". Czytaj więcej
Nie znam innego filmu tak spłycającego najnowszą historię Polski i tak kibolskiego w treści. Czytaj więcej
„Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” wygląda jak nieudana lekcja historii. Chociaż nauczyciel opowiada o ważnym temacie, to z jego przekazu wyłania się jedynie jeden wielki chaos. Kule świszczą, krew tryska, a wódka się leje. Być może Jerzy Zalewski miał na swój film jakiś pomysł, ale finalna wersja obrazu nie zdradza jaki. Niewykorzystana szansa. Czytaj więcej
Film był kręcony przez kilka lat, miał problemy, aktorzy skarżyli się po cichu, że nie dostają pieniędzy. Gdy trafił do kin wiosną tego roku, było to duże wydarzenie. – Ale na miłość boską, nie zwalnia to od zachowania podstawowego kanonu warsztatu reżysera filmowego! – oburza się dziennikarka.
Minister Gliński powoływał się na statystyki, że"Historia Roja" ma całkiem niezłą oglądalność, jakby to miało decydować o tym, że film powinien być pokazany w Gdyni. Ale eksperci oceniają, że to dzięki szkołom. To one zrobiły mu widownię. Tak jak "Kamienie na Szaniec?" Przy tym filmie też całe klasy ciągnięto do kin w całej Polsce.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl