Ich codzienność w pracy to w przeważającej części czekanie na telefon. Jednak kiedy już zadzwoni są świadkami sytuacji rodem z filmów sensacyjnych. Ich służbowy dress code kojarzony jest z erotycznymi kostiumami z sex shopów. Niepoważnie traktowane na ulicy, codziennie muszą udowadniać kolegom z pracy, że na swoich stanowiskach nie znalazły się przypadkiem. Kobiety z pasją, pełne sprzeczności i kontrastów. Delikatne twardzielki, dojrzałe dwudziestolatki – młode policjantki.
Gorzkie początki
Niedawno w sieci pojawił się zwiastun nowego filmu Patryka Vegi "Pitbull. Niebezpieczne kobiety". Zaczyna się on od sceny, w której ustawione w szeregu adeptki słuchają z zaciśniętymi ze złości i strachu szczękami krzyku, że oto znalazły się w szkole policyjnej i krzyczący, cytuję, "postara się je zapierdolić". - Widziałam ten zwiastun. Nie ma w nim cienia przesady. Codziennie rano na apelu, przez pół roku wmawiają ci, że jesteś nikim. Że skoro przyjęli cię na psa to masz szczekać tak jak rozkazują - opowiada Kamila, ma 31 lat, pracuje w wydziale kryminalnym Komendy Powiatowej jednego z miast w Wielkopolsce.
- Po liceum poszłam na studia i do "normalnej" pracy. Byłam przekonana, że taki scenariusz da mi i satysfakcję i pieniądze. Przez jakiś czas zajmowałam się gospodarowaniem środkami unijnymi. Z upływem lat zaczęłam się nudzić, brakowało mi adrenaliny, nie czułam się na swoim miejscu. Koleżanki, które poszły do szkoły policyjnej zaraz po ogólniaku zachęcały, bym do nich dołączyła. Opowiadały o akcjach wyjętych z seriali kryminalnych. Imponowało mi to i postanowiłam, że spróbuję – mówi Kamila.
Egzaminy do szkoły policyjnej z perspektywy młodych i ambitnych dziewczyn nie są trudne. Wymagane jest ogólne rozeznanie, przede wszystkim z wiedzy o społeczeństwie i odrobina sprawności fizycznej. Tor przeszkód do pokonania w niecałe dwie minuty to dla moich bohaterek pryszcz. - To, jak wyglądają testy sprawnościowe do szkoły policyjnej, nijak ma się do sprawności, której wymagają niektóre interwencje. Ze mnie jest kawał baby, więc rzadko miewam kłopoty. Ale kiedy widzę swoje koleżanki, ważące po 50 kg mam wątpliwości... - mówi Marta, która ma 29 lat i pracuje w Oddziale Prewencji w Poznaniu.
- W teście sprawnościowym najtrudniejszym momentem jest dźwiganie 27-kilogramowego manekina. Jak pani się orientuje, człowiek waży co najmniej dwa razy tyle... Najwięcej jest zgłoszeń do pijackich awantur, w których biorą udział mężczyźni, w porównaniu ze mną, wręcz ogromni. Do tego pijani i agresywni. To nie jest sytuacja, z którą kobieta poradzi sobie bez wsparcia kolegów – mówi Marta. - Zdarzyło mi się, że z bezradności, z powodu braku siły, by ujarzmić faceta, po tym jak udało mi się go przewrócić, prostu na nim usiadłam. Siedziałam, krzycząc o pomoc, a on próbował z kieszeni wydobyć scyzoryk. Metaforycznie miałam nóż na gardle, realnie – prawie – dodaje Kamila.
Praca w policji to służba. Tylko pozornie jest to pusty frazes. Szkoła policyjna ma zadanie przetasować priorytety – nie jest ważny twój komfort, to, co wydaje ci się słuszne, nie jest ważne to, czego chcesz i na co masz ochotę. Nie liczy się czy cię coś boli i czy potrzebują cię twoje dzieci. Ważne jest, że wydarzyła się sytuacja, która wymaga opanowania, że są tam ludzie, którym trzeba pomóc i to jest twój priorytet. Jesteś na służbie. To znaczy tylko i aż tyle, że jesteś po to, by służyć. Wyłącznie. – Nie ma się co dziwić i obrażać. Chcesz być psem, musisz szczekać, święta prawda – komentuje Marta.
Początki w szkole policyjnej były dla nich koszmarem. Marta była na niego przygotowana – jej ojciec jest policjantem, od początku wiedziała czego chce i na co się godzi. Kamila wspomina ten czas niechętnie. - Gdybym miała wybrać drugi raz, nie zdecydowałabym się. Nie dlatego, że teraz jest mi ciężko. Po tym praniu mózgu w szkole doszłam już do siebie, ale po prostu nie chciałabym go jeszcze raz przeżywać. Wtedy byłam zdeterminowana, młodsza, ciekawa co będzie dalej. Dzisiaj nie dałabym rady.
Sceny z życia
- Najgorsze są wezwania do zgonów. Zwłaszcza jeśli są to młode osoby, albo dzieci. Nic nie czuję, kiedy na to patrzę. Czasem chce mi się wymiotować. Staram się nie myśleć i nie analizować dlaczego tak, a nie inaczej, czemu ta osoba, nie inna. Ale obrazy zostają ze mną na zawsze. Bo kiedy wracają to wszystkie, w zestawie, w formie koszmarnego snu, opowiada Kamila. Stara się o trudnych sytuacjach po prostu nie pamiętać. Nie zastanawiać się nad nimi i nie kolekcjonować w sercu. Na pytanie o najtrudniejsze momenty z życia policjantki, nie jest w stanie przytoczyć konkretnej sceny. Czasem budzi się w nocy zlana potem, bo nie wszystko da się wymazać z pamięci. Podejrzewa, że fakt, iż nie może sobie przypomnieć żadnej konkretnej sytuacji, wynika z wyparcia. - Pierwszy raz to był największy szok, ale i tak go nie pamiętam. I skądś wiem, że to nie dlatego, że ostatecznie mnie to nie obeszło. Było dokładnie odwrotnie.
Te najtrudniejsze i najbardziej wyjątkowe sytuacje zdarzają się wtedy gdy kompletnie się ich nie spodziewają. – Dostajesz telefon, że trzeba jechać, bo samochód leży w rowie. Nic więcej, suche info. A gdy zajeżdżasz na miejsce okazuje się, że owszem, samochód jest w rowie, ale wcześniej zderzył się z ciężarówką i dookoła leżą ciała ludzi w takim stanie, że rodzina będzie miała szansę rozpoznać ich wyłącznie po dokumentach. Było tak parę lat temu latem, panował straszny upał. Siedziałam z kolegą w radiowozie, nie pamiętam po co. Pamiętam, że gadaliśmy o tym, czy łapanie ludzi przechodzących na czerwonym świetle w środku nocy, jak nie ma w ogóle ruchu, a leje deszcz jest w porządku i czy mielibyśmy satysfakcję z pracy, gdyby ograniczała się ona do tego typu zabawnych dylematów. Nagle usłyszeliśmy karetkę, a chwilę później dostaliśmy komunikat, że nas też wzywają. Ruszyliśmy nie przerywając rozmowy. Zamilkliśmy dopiero na widok tego, co tam się stało – opowiada Kamila.
W ich języku taki obraz funkcjonuje jako "typowa sieczka". Kamila ma opory, by wytłumaczyć mi co to znaczy. Z trudem dobiera słowa tak jakby opisanie tego obrazu słowami wypowiedzianymi na głos spowodowało, że będzie on bardziej prawdziwy, znów żywy i bliski. - No leżą ciała, wszystko jest rozprute, samochód w kawałkach... Co mam ci więcej powiedzieć? Zapamiętałam to, bo okazało się, że znałam tych ludzi. I atmosfera była upiorna. Pogoda była bajeczna, środek wakacji, beztroski imprezowy klimat. A tu taka scena. Nie kleiło się to ze sobą, tak jakby zdarzyło się na przekór światu.
Żeby być dobrym policjantem trzeba umieć zachować zimną krew, trzeba realnie oceniać sytuację i być niezłym psychologiem. Najpierw jedzie prewencja i karetka. Policjanci z wydziału kryminalnego są tam jako grupa dochodzeniowo-śledcza. Trzeba ustalić świadków, przyjąć protokół zawiadomienia o przestępstwie, opisać oględziny miejsca zdarzenia. Muszą udokumentować to, co się stało, ze szczegółami. Warunki do pracy bywają naprawdę trudne. - Pamiętam akcję, gdy zatrzymaliśmy pirata drogowego. Okazał się nietrzeźwy. Był pod wpływem nie tylko alkoholu, ale i dopalaczy, więc zachowywał się agresywnie i całkiem nieprzewidywalnie. W jego samochodzie siedziało kilku osiłków, równie nietrzeźwych jak on. W dodatku mieli ze sobą wielkiego rottweilera. Bałam się jak cholera, ale w takich momentach się o tym nie myśli, opowiada Marta.
- Bywa tak, że zajeżdżając na miejsce najpierw musimy opanować chaos i ludzi. Kiedyś zajechaliśmy na miejsce wypadku drogowego, który miał być rutynową stłuczką. Na miejscu wielka panika. Dwaj pasażerowie, którzy przeżyli biegali wokół auta z porozbijanymi głowami. W środku zakleszczonych było dwóch młodych mężczyzn, którzy mówiąc delikatnie – na pierwszy rzut oka byli martwi. A w rowie, obok samochodu wykrwawiał się kolejny. Innym razem dostaliśmy wezwanie do wypadku w niedzielę nad ranem. Rodzina wracała z wesela. Kilkoma autami, ale jechali razem. Jeden z samochodów wylądował na drzewie. Zginęli wszyscy, a rodzina, która jechała za nimi, widziała ich śmierć na własne oczy. Jeden z nich, może syn, nie pamiętam, dostał takiego szału, że nikt z ekipy nie był w stanie pracować - mówi Kamila.
– Tych sytuacji jest za dużo, żeby je pamiętać i są zbyt absurdalnie okrutne by móc je zrozumieć. No bo co mam myśleć kiedy przyjeżdżam na miejsce wypadku, a tam w aucie martwe półroczne dziecko, które siedzi w foteliku, a wygląda jakby spało. A z przodu jego matka z rozbitą głową na kierownicy. Jak to zobaczyłam, myślę sobie, że może lepiej tak, bo mały nie będzie tego pamiętał, a zaraz okazuje się, że on nie śpi, tylko nie żyje. Nawet nie przyszło mi do głowy, że to dziecko może nie żyć! Ta kobieta odwróciła się do niego i odruchowo pociągnęła za sobą kierownicę. Wjechali prosto w jadącego z naprzeciwka tira. My to jeszcze, ale wiesz co miał ten kierowca co ich zabił nie ze swojej winy? Tego to już w ogóle nie potrafię opisać, dodaje milknąc.
Mężczyźni i cywile
Z badań przeprowadzonych wśród 29 policjantek i 80 policjantów z komendy w Elblągu w 2015 roku z okazji 90-lecia przyjęcia do polskiej policji pierwszych kobiet, wynika, że największym problemem policjantek jest dyskryminacja i prześladowanie ze względu na ciążę i konieczność wychowywania dzieci. Drugi w kolejce jest brak możliwości awansu mimo takich samych kwalifikacji jak mężczyźni. Z kolei policjanci uważają, że ich koleżanki po fachu nie zapewniają obywatelom bezpieczeństwa w takim stopniu, jak oni i że jako przełożonego woleliby policjanta mężczyznę. Na pytanie dlaczego, nie uzyskano sensownej odpowiedzi. Krzywdzące, nierówne traktowanie kobiet jest więc w policji normą.
Potwierdza się niejeden stereotyp. Z opowieści dziewczyn wywnioskować można, że mężczyzna, który kładzie się do łóżka z powodu kataru to nie mit. - Byle grypa i L4. Gdybym ja tak robiła zaraz usłyszałabym serię oskarżeń. Że się ze sobą cackam. Że może najlepiej gdybym zrobiła sobie dziecko i odeszła leżeć brzuchem do góry. Kobiety w policji dla policjantów-mężczyzn nie są kobietami, nie traktują nas jak innych kobiet. Tych, które mają w domach. Ich żony mają prawo chorować, mieć słabości, humory. My nie tylko musimy być twardzielkami, musimy to codziennie udowadniać – mówi Kamila.
- Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni gorzej znoszą sytuacje, które uruchamiają trudne emocje. Kiedy dostajemy wezwanie na miejsce zgonu – wypadek drogowy, jakiś strych, na którym wiszą zwłoki – moi koledzy zakładają maski niewzruszonych, ale robią to bardzo nieumiejętnie – dodaje Marta.
Mundur też nie pomaga, wręcz przeciwnie. Nie wzbudza już takiego szacunku, jak kiedyś. Tu znów mężczyźni mają łatwiej. Młoda kobieta w policyjnym mundurze, która interweniuje w grupie pijanych, młodych chłopaków – bo są za głośno, tłuką butelki, bo ktoś doniósł, że mają przy sobie narkotyki – zamiast dystansu, budzi fantazje erotyczne. - Niestety mam wrażenie, że policyjny mundur na kobiecym ciele to jednoznaczne skojarzenie z tymi kostiumami, które można dostać w sex shopie. Komentarze, dogadywanie, zaczepki są na porządku dziennym. Mężczyzna w mundurze policyjnym też stracił w oczach społeczeństwa. ChWDP jest wciąż aktualne. Ale mężczyźni nie muszą znosić tego co my – mówi Kamila.
- Ludzie, kiedy dzieje im się krzywda i potrzebują pomocy, oczekują pełnego zaangażowania i bardzo poważnego, często specjalnego traktowania, mówi Marta. Ale kiedy wyrządzają krzywdę innym, np. prowadząc samochód po pijanemu, podczas zatrzymania pytają mnie czy nie mam przy sobie kajdanek z różowym puszkiem...
Po godzinach
Policjantki w wydziale kryminalnym pracują w dość normalnych godzinach – 7.30 start, koniec 15.30. Jeśli dyżurują to od 6 rano do 14 lub od 14 do 22 plus noc pod telefonem. Jednak koniec dyżuru, czy weekend, nawet jeśli nie ma ich w grafiku, nie oznacza, że nie mają zobowiązań. Praca w policji to służba, która trwa 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nie ma od tego odstępstw. - I dlatego nie mam dzieci. Nie chodzi o brak czasu. Wszyscy dziś dużo pracują i za mało bywają w domu. Chodzi o ciągłe napięcie, gdzieś z tyłu głowy czeka się na telefon. Nie wiadomo czy można zasnąć, czy można się napić, zostawić telefon w drugim pokoju. Kiedyś zostałam oderwana od stołu podczas bardzo wystawnej rodzinnej uroczystości. Na miejsce zdarzenia jechałam w balowej sukni. Czułam się kretyńsko, bo okazało się, że chodzi o brutalny gwałt na nastolatce – opowiada Kamila.
- Miałam na pęczki sytuacji w stylu – po całej nocy zabawy na weselu, kładę się spać i kiedy zasypiam dzwoni telefon. A już najbardziej frustrujące są momenty kiedy zawracasz z trasy na wakacje - dodaje Marta. - Znam dziewczyny, którym życie prywatne z tego powodu w ogóle się nie układa. Ja jakoś się uodporniłam. Prześladują mnie niektóre sprawy, czasem nie mogę spać przez gonitwę myśli. Gdybym była lekarzem, to byłabym tym opryskliwym i gburowatym, który z zimną krwią powie "operacja się uda, albo się nie uda". W pracy jestem zupełnie inna niż w domu, przyjmuję taką pozę, która pomaga mi to wszystko znieść i nie przynosić do domu emocji. Wolę być uważana za sukę i mieć rodzinę niż za wszelką cenę być sobą i mieć nerwy w strzępkach – mówi Marta.
Kamila zwraca uwagę na jeden z wątków poruszonych w zapowiedzi filmu Patryka Vegi. To, co według niej jest w nim bardzo prawdziwe to sytuacja życiowa bohaterki, która w pracy jest twardzielką, a w domu jest niewolnicą i workiem treningowym swojego męża. Na ulicy boją się jej nawet rośli mężczyźni, a w obecności męża staje się zlęknioną, bezbronną dziewczynką. - Ta scena jak mąż naciera twarz swojej żony pączkami... Znam taką historię, jest niebezpiecznie podobna, do tej ujętej w filmie, a on przecież na autentycznych motywach jest oparty... Pewnie to przypadek, ale na pewno nie wyjątek. Twardzielki w pracy często okazują się być w emocjonalnej ruinie, odreagowują postawę ofiary albo chcą udowodnić sobie, że nie jest tak źle, że mają jednak jakąś siłę i przewagę. Takie niezdrowe podejście nie kończy się dobrze. Policjant to jednak człowiek na służbie, dla ludzi.
Tak jak lekarze walczą o priorytetową kwestię, jaką jest nasze zdrowie, tak policjanci pilnują bezpieczeństwa i sprawiedliwości. To wartości podstawowe i konieczne, które należą się każdemu. Dlatego praca w policji wciąga. - Każda praca to odpowiedzialność, ale wydaje mi się, że strach kasjerki w banku przed tym, że pomyli się o jedno zero i będzie musiała oddać z własnej kieszeni, czy szwaczki, która zepsuje całą partię koszul, to zupełnie co innego, mówi Kamila. Nasz błąd może kosztować o wiele więcej, właściwie te koszta są niepoliczalne. Ale wolę się bać i czuć, że robię coś naprawdę ważnego, niż coś bez czego świat się obejdzie. Zapytałaś mnie czy bym podjęła drugi raz taką samą decyzję. Zdania nie zmieniam, drugi raz bym do szkoły policyjnej nie poszła. Ale dzięki bogu nie muszę się nad tym zastanawiać. Dziś jestem tym kim jestem i nie zamieniłabym się z nikim. Cytując jedną z bohaterek nowego "Pitbulla": "Chcę naprawiać życie, a nie wystrój mieszkań".
napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl