
Na tę premierę czekano tak długo, że już niektórzy pewnie o niej zapomnieli. Pokaz filmu "Smoleńsk" odbędzie się dziś w Teatrze Wielkim w Warszawie. Będzie prezydent Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński i wielu, wielu innych gości. Mieli też być dziennikarze, w końcu otrzymali zaproszenia. Okazuje się jednak, że nikt im oglądania filmu nie obiecywał.
REKLAMA
O całej gorączce związanej z dziennikarskimi akredytacjami donosi "Fakt". Na własnym przykładzie. Redakcja otrzymała od dystrybutora filmu zaproszenie wraz z informacjami na temat akredytacji. Dziennikarz wysłał swoje zgłoszenie. I dowiedział się, że właściwie będzie na premierze, ale tak naprawdę tylko przed pokazem filmu i nie na sali ze wszystkimi gośćmi, tylko w specjalnej strefie.
Kuriozalne w tym wszystkim wydaje się tłumaczenie dystrybutora filmu "Smoleńsk", które otrzymał dziennikarz "Faktu":
"Akredytacja nie upoważnia do zajmowania miejsc na Sali ani oglądania filmu. Jedyne, co mogę zaproponować to przebywanie we foyer w celu robienia zdjęć gościom wydarzenia oraz zdjęcia przed sceną w trakcie powitania". Czytaj więcej
To było w niedzielę. W poniedziałek rano w ogóle cofnięto akredytację, gdyż – jak czytamy na stronie gazety – dystrybutor filmu uznał, że siedzenie w foyer bez możliwości obejrzenia filmu byłoby bezcelowe.
A zatem nic nie dowiemy się na temat premiery. Tym bardziej, że dziennikarze nie otrzymali również zgody na jakiekolwiek materiały wideo, czyli na nagrywanie rozmów z twórcami filmu czy innymi uczestnikami premiery. "Chodzi o szacunek dla twórców filmu oraz zaproszonych gości" – taką odpowiedź uzyskał "Fakt".
Temu filmowi od początku towarzyszyła pewna otoczka tajemniczości. Wielu szczegółów nie zdradzano, choćby dlaczego nagle przełożono premierę. Widocznie tak ma być do samego końca. Kto będzie chciał, zobaczy "Smoleńsk" w kinie.
źródło: fakt.pl
