13-letni Szymon od nowego roku szkolnego będzie się uczył w domu.
13-letni Szymon od nowego roku szkolnego będzie się uczył w domu. fot. Aleksander Prugar / Agencja Gazeta

– Nasza pociecha nie tylko nie chodzi na katechezę, lecz także przestała chodzić do szkoły. Dlatego nie dotkną jej działania tzw. wychowania "patriotycznego" – napisał na Facebooku Jarosław Gorczyca, psycholog społeczny z Warszawy. Od kilku dni 13-letni Szymon, syn jego partnerki, spokojnie uczy się w domu, który jest wolny od edukacyjnego zamieszania rządu PiS. A raczej: prawie wolny.

REKLAMA
Wypisywanie dziecka ze szkoły z powodu przejęcia szkolnictwa przez PiS wydaje się bardzo radykalne.
Barbara Pawłowska: Chaos w edukacji i zmiany ideologiczne planowane przez PiS tylko utwierdziły nas w decyzji, którą podjęliśmy już wcześniej. Powodem, dla którego Szymon przestał chodzić do szkoły jest to, że ten zdolny, piątkowy chłopak, zaczął traktować szkołę jak zło konieczne. A nauka powinna być przecież intelektualną przyjemnością.
Czy wcześniej chodził do szkoły tak, jak inne dzieci?
BP: Tak. I na moich oczach jego stosunek do szkoły zmieniał się na gorsze. Stopniowo szkoła stała się dla niego czymś, co trzeba odbębnić, najlepiej bez zbędnych dyskusji z nauczycielami. Na części zajęć strasznie się nudził.
Jarosław Gorczyca: Nic dziwnego, że znielubił szkołę. A przecież tak nie powinno być. Chodziły nam po głowie różne pomysły. Zimą poszliśmy z Szymonem na Ogólnopolskie Spotkanie Edukacji Alternatywnej.
BP: Pomyślałam, że to byłaby dobra opcja dla Szymona. Syn ma świadectwo w wyróżnieniem, na teście na koniec szóstej klasy dostał niemal 100 proc. punktów. Nie chodzi więc o problemy z nauką, ale problemy z nauczaniem.
Nie wystarczyło porozmawiać z nauczycielami?
BP: Ależ rozmawialiśmy. I to nie raz. Byłam już zmęczona tymi rozmowami, bo nie widziałam w nauczycielach chęci współpracy. Chodzi o kwestię fundamentalną: filozofię życia, postrzeganie świata, otwarcie nauczycieli na różne poglądy, potrzeby i zainteresowania dziecka.
JG: Wreszcie stwierdziliśmy, że te rozmowy nie mają sensu.
Dlaczego?
BP: Polska szkoła jest skostniała, a wszystko wskazuje na to, że skostnieje jeszcze bardziej. Nauczyciele w większości tłumaczyli swoje sztampowe podejście podstawą programową. Oczywiście wśród kadry były też jaśniejsze punkty. Na przykład bardzo wymagający polonista miał świetny kontakt z uczniami, którzy bardzo go lubili i szanowali. Ale to były wyjątki.
Czego się dowiedzieliście na Ogólnopolskim Spotkaniu Edukacji Alternatywnej?
BP: Poznaliśmy tam ludzi, którzy sami uczyli się w domu i uczą się tak ich dzieci. Wysłuchaliśmy inspirującego wystąpienia André Sterna, muzyka, kompozytora i dziennikarza, który nigdy nie chodził do szkoły. Dowiedzieliśmy się że edukacja domowa paradoksalnie często polega na wyjściu z domu i kontakcie z ludźmi, a nie zamknięciu w czterech ścianach.
logo
Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
Dlaczego szkoła PiS utwierdziła was w decyzji o edukacji domowej?
JG: Przede wszystkim warto pamiętać o tym, że w szkole źle się dzieje już od dłuższego czasu, a nie od wyborów. Ale teraz mam obawy, że będzie jeszcze gorzej.
BP: Szkoła narzuca jedynie słuszny model patriotyzmu i służby ojczyźnie.
JG: ...czyli de facto lansuje nakaz umierania za kraj. A dla nas najważniejszą wartością jest życie.
BP: Z kolei patriotyzm to dla nas praca dla kraju, a nie od razu umieranie za niego. Jestem z Wielkopolski, więc mam bardziej pozytywistyczne spojrzenie na pojęcie patriotyzmu. Nie jestem zwolenniczką walki z szabelką do ostatniej kropli krwi, ale raczej zastanowienia się, jak tego niepotrzebnego rozlewu krwi uniknąć.
JG: Wystarczy powiedzieć, że PiS wprowadza do szkół blok patriotyczny.
Jest dopiero początek września. Już zdążyliście się państwo zapoznać z programem tego przedmiotu?
JG: Nie spodziewam się na nim innych treści, niż grubo ciosanej martyrologii. Nie podobają mi się też słowa minister Zalewskiej, której zdaniem film "Smoleńsk" to dobra edukacja patriotyczna dla naszych dzieci
Minister edukacji podkreśla też jednak, że pójście do kina na "Smoleńsk" to autonomiczna decyzja nauczyciela.
JG: Nauczyciele będą robili to, czego oczekuje od nich "góra". Przecież nie chcą stracić pracy. I ja to po ludzku rozumiem. Ale to nie znaczy, że ma mi się to podobać.
Wybieracie się państwo na "Smoleńsk"?
BP: Nie.
A syn?
BP: Nie chce. Ale jeśli zmieni zdanie, to pójdzie. To jego wybór. Podobnie kilka lat temu podjął decyzję, że nie będzie już chodził na katechezę.
Dlaczego?
BP: Bo widział rozbieżność między wiedzą i wiarą. Wybrał wiedzę. Może kiedyś wybierze inaczej.
JG: Ale to i tak nie uchroniło go przed katechezą w szkole na innych przedmiotach.
Chodzi o katechezę seksualną, nazwaną oficjalnie wychowaniem do życia w rodzinie?
BP: Nie nazwałabym tego katechezą seksualną, bo o seksualności nauczycielka nie mówiła praktycznie w ogóle. Spodziewałam się, że wychowanie do życia w rodzinie będzie neutralne światopoglądowo, a tymczasem było okazją do mało światłych pogadanek.
JG: Pani od WDŻR przekonywała dzieci, że przerywanie ciąży jest grzechem, a także że te z nich, które nie są katolikami, są godne współczucia.
Co na to Szymon?
JG: Próbował z nią rozmawiać, ale nauczycielka stanowczo ucinała wszelkie dyskusje.
Kto podjął decyzję, że od nowego roku szkolnego syn będzie się uczył w domu?
BP: To była wspólna decyzja.
Czyli czyja?
BP: Moja, ojca Szymona, no i oczywiście samego Szymona.
Jak to wyglądało w praktyce?
BP: Ciągłe narzekania syna na szkołę doprowadziły do tego, że zaczęłam myśleć o alternatywach. Poszukałam wiadomości w internecie. Dowiedziałam się, jak konkretnie by to wyglądało. Syn uczy się w domu, ale co roku ma zdawać egzaminy w szkole. Może także skorzystać z możliwości okresowych sprawdzianów organizowanych przez szkołę, ale nie musi. W tym roku się na to zdecydujemy, bo to nasze początki z edukacją domową.
logo
Fot. Maciej Swierczyński / Agencja Gazeta
Ale podstawa programowa pozostaje taka sama, egzaminy będzie zdawał z tego, czego będą się uczyć jego rówieśnicy.
JG: Tak, ale doświadczenia z edukacją domową pokazują, że dziecko samodzielnie może opanować podstawę programową 3 a nawet 4 razy szybciej niż jego koledzy w klasach szkolnych.
No właśnie: a co z kolegami? Nie boicie się państwo, że Szymon będzie odizolowany od rówieśników?
BP: Nie, bo choćby 4 razy w tygodniu uczestniczy w zajęciach z języków obcych. Poza tym zawiązała się grupa rodziców i uczniów związanych z edukacją domową, która regularnie się spotyka. Jako rodzice kilka razy w miesiącu organizujemy dzieciom spotkania z ekspertami i inspirującymi ludźmi z różnych dziedzin życia. To jedna z wielu okazji, gdy Szymon przebywa w grupie rówieśniczej.
Nie bał się, że straci kontakt z kolegami?
BP: Trochę tak. Ale mimo to po miesiącu namysłu wybrał jednak edukację domową.
Co go przekonało?
JG: To, że będzie mógł poświęcać więcej czasu na naukę tego, co lubi, że nie będzie tracić czasu.
Przyznam szczerze, że edukacja domowa kojarzyła mi się do tej pory z bardzo religijnymi rodzicami z USA, którzy chcą uchronić swoje dzieci przed wiedzą o ewolucji. Albo świadomością, że prezerwatywy chronią przed chorobami przenoszonymi drogą płciową.
JB: U nas było odwrotnie (śmiech).
BP: Są różne powody, dla których ludzie decydują się na edukację domową. Czasami chodzi o względy logistyczne - dzieci mieszkają na wsi, mają daleko do szkoły, wygodniej jest, by uczyły się w domu. W części przypadków chodzi o dzieci ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi, na przykład skupione na rozwoju sportowym czy muzycznym.
Czasami edukacja domowa to konieczność w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami, które w praktyce nie mają możliwości, by uczestniczyć w lekcjach, bo np. państwo nie zapewnia odpowiedniego transportu czy warunków w szkole. A niektórzy, tak jak my, decydują się na edukację domową, bo szkoła nie nadąża za ich dzieckiem, wpycha je w sztywne ramy, powoduje, że tracą zapał do nauki, która kiedyś je fascynowała.
Jak otoczenie zareagowało na wiadomość, że Szymon właśnie przestał chodzić do szkoły?
JG: Ludzie są ciekawi. Są zdziwieni tym, że w Polsce legalna jest edukacja domowa. Każą sobie opowiadać co i jak, ze szczegółami. Ale z drugiej strony często są też ludzie, którzy pukają się w czoło i mówią, że zwariowaliśmy.
BP: Czasami jest mi przykro, bo niektórzy mówią, że wybraliśmy edukację domową, gdyż uważamy nasze dziecko za lepsze od innych. Ale to nieprawda. Po prostu nasza wizja nauczania jest inna niż ta, według której działa szkoła. Gdyby szkoła podążała za rozwojem dziecka, to Szymon by do niej uczęszczał, bo jest to wygodniejsze.
JG: I tańsze. Prawo i Sprawiedliwość obniżyło subwencję oświatową na dzieci uczące się w domu niemal o połowę. Teraz to śmieszna kwota - około 200 złotych miesięcznie - które mają wystarczyć na naukę dwóch języków obcych i ewentualnych zajęć dodatkowych z innych przedmiotów, jeśli się okaże, że Szymon potrzebuje pomocy korepetytora. W przypadku dzieci z niepełnosprawnościami kwota 200 zł miesięcznie jest po prostu żenująco niska.
Anna Zalewska, minister edukacji narodowej
Tak rząd PiS tłumaczy obcięcie o 40 propc. subwencji oświatowej na dzieci uczące się w domu (22.12.2015).

Zasadność tej zmiany wynika ze znacznie niższych kosztów kształcenia uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą w stosunku do pozostałych uczniów.

Należy również zauważyć, że zmiana ta obejmie dwie kategorię uczniów, tj. uczniów kształcących się w tzw. „edukacji domowej” oraz uczniów z niepełnosprawnością sprzężoną, spełniających obowiązek szkolny w ośrodku rewalidacyjno - wychowawczym (w tym wypadku obniżenie będzie dotyczyło kwoty subwencji naliczanej dla szkoły, do której powinni uczęszczać uczniowie, a nie dla ośrodka).

W przypadku obydwu kategorii uczniów szkoły ponoszą tylko niewielkie koszty związane z ich klasyfikacją, a w przypadku uczniów kształcących się w tzw. „edukacji domowej” dodatkowo koszty związane z zapewnieniem ewentualnych dodatkowych zajęć.

Nie ma więc potrzeby finansowania uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą w wysokości kwoty subwencji przeznaczonej na uczniów kształcących się w szkołach.
Czytaj więcej

BP: Edukacja domowa będzie nas niestety kosztować więcej, niż posyłanie syna do szkoły. Ale na szczęście damy radę. Chcemy, by uczył się samodzielnego myślenia, a nie dostawał wszystko na tacy.
Czy Szymon zaczął już naukę?
BP: Tak. Wkrótce będzie miał podręczniki, z których może, ale nie musi korzystać. Na razie przeczytał od deski do deski Konstytucję RP. Ogląda filmy popularnonaukowe o kosmosie. Poznaje zasady aerodynamiki.
JG: Wczoraj Szymon opowiedział mi o gwieździe, której światło będzie docierać do Ziemi jeszcze przez 600 lat, choć już dawno wybuchła.
Brzmi wspaniale, ale co jeśli za miesiąc, dwa, Szymon uzna, że edukacja domowa to błąd? Że lepiej było mu w szkole?
BP: Zawsze może wrócić do szkoły. I o tym wie.
JG: Chcemy, żeby czuł się bezpiecznie.
Jak wygląda typowy dzień Szymona? Ułożyliście mu państwo jakiś harmonogram nauki?
BP: Syn ma już 13 lat - sam może decydować o tym, czego w danej chwili chce się uczyć i ile czasu na to poświęca. Jedynym harmonogramem, który wspólnie opracujemy, będzie kalendarz jego egzaminów. Może wszystkie zdawać w czerwcu, ale jest też opcja, by do części przystąpił wcześniej. Skłaniamy się do tego, by część przedmiotów zdał właśnie w taki sposób.
JG: Warto jeszcze dodać, że z tych przedmiotów, które go szczególnie interesują, może podejść do egzaminów na poziomie zaawansowanym.
Zdajecie sobie państwo sprawę, że dla wielu osób wasze słowa o samodzielnych wyborach 13-latka brzmią jak herezja?
BP: Oczywiście, że tak, ale to nasz wybór. Gdy syn był w ostatniej, 6 klasie podstawówki, ani razu nie zajrzałam mu do zeszytu. Co jakiś czas sprawdzałam, jakie ma oceny. Latami uczyłam go samodzielności, więc nie zamierzam go teraz kontrolować. Dziecko powinno czuć, że jest odpowiedzialne za swój rozwój, a nie uczyć się dlatego, bo rodzice każą.
JG: Szymon uczy się od rana do wczesnego popołudnia. Z kolei syn znajomej uczy się wieczorami. Siada do nauki o 20:00, a kończy o 1 lub 2 nad ranem. Jest typową sową, jest najbardziej efektywny w nocy. Wstaje o 11 rano. I bez problemu co roku zalicza szkolne egzaminy.
Czy życie waszej rodziny jakoś się zmieniło po tym, gdy Szymon zaczął się uczyć w domu?
JG: Trudno na razie mówić o długotrwałych zmianach, ale jedna rzecz zmieniła się błyskawicznie. Nie musimy już wysłuchiwać skarg Szymona na to, jaka szkoła jest durna i co znowu wymyślił jakiś nauczyciel. A więc już poprawił się nam komfort życia (śmiech).
BP: Jesteśmy dopiero na początku drogi, ale przygoda z edukacją domową nauczyła mnie tolerancji. Jeszcze 10 lat temu sama patrzyłam na ludzi korzystających z edukacji domowej jak na dziwaków. Zyskałam szacunek dla cudzych wyborów.
Czy jest szansa, by polska szkoła zmieniła się na lepsze?
JG: Już wcześniej nie było na to widoków, a teraz, gdy władzę objął PiS, nie ma już żadnych złudzeń. Są ruchy oddolne, obywatelskie, które chcą uzdrowić edukację, ale wszystkie inicjatywy zostały zamrożone, bo nauczyciele boją się podpaść dobrej zmianie.
Skąd pan o tym wie?
JG: Rozmawiałem z fundacją edukacyjną, która wspiera wspaniałych pedagogów. Ale teraz boją się wprowadzać innowacji, bo zostaną skarceni za nieprawomyślną postawę. Jest wielu nauczycieli, którzy mając wybór, pracowałoby z dziećmi zupełnie inaczej niż teraz. Traktowaliby młodych ludzi podmiotowo, a nie przedmiotowo. Jednak jest jak jest.
BP: Edukacja jest w Polsce bardzo upartyjniona. I to nie zaczęło się pod koniec 2015 roku, lecz znacznie wcześniej. Więc to nie jest tak, że upartyjnienie szkoły zaczął PiS. Platforma też traktowała rodziców w mało partnerski sposób, gdy wprowadzała reformę dotyczącą sześciolatków przy ogromnym sprzeciwie części rodziców.
Macie państwo jakąś prośbę do minister Anny Zalewskiej?
BP: Tak. By szkoła nie była upartyjniona. By państwo nie dyskryminowało dzieci, które uczą się w domu.
JG: Przecież płacimy te same podatki co rodzice dzieci chodzących do szkoły.

Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl