
– Mamy taśmę i jest ona inna niż to to, co widzieliśmy do tej pory – twierdzi szef podkomisji MON badającej wypadek samolotu prezydenckiego w Smoleńsku. Wacław Berczyński próbuje przekonać opinię publiczną, że zapisy na taśmie stoją w jawnej sprzeczności z tym, co do tej pory twierdziła strona rosyjska.
REKLAMA
Zapisy mają wskazywać na to, że działania rosyjskich nawigatorów zmierzały bezpiśrednio do tego, by doszło do katastrofy samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Tak przynajmniej zapewniał kilka dni temu minister Antoni Macierewicz. Dowodzić tego mają właśnie nagrania rozmów z wieży na lotnisku w Smoleńsku, do jakich rzekomo dotarła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Szef podkomisji nie ujawnia, w jaki sposób ABW dotarła do tych nagrań, nie przedstawia też oceny wiarygodności źródła. Berczyński twierdzi tylko, że to zapis rozmów rosyjskich kontrolerów na temat tego, co się działo na wieży 10 kwietnia 2010 roku. Wskazuje również na to, że kontroler podawał pilotowi nieprawdziwe informacje, na przykład w sprawie odległości, jaka dzieliła samolot z prezydentem na pokładzie od pasa lotniska.
Przypomnijmy jednak, że do tej pory na prawicy forsowano teorie o trotylu i wybuchach na pokładzie samolotu. Taką wersję przyjęli też twórcy filmu "Smoleńsk".
źródło: gazeta.pl
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl
