"Polska wstaje z kolan" było zdecydowanie frazą września 2015 roku. Wszystko za sprawą udziału prezydenta Andrzeja Dudy w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. A przede wszystkim dlatego, że prezydent wystąpił zaraz po Baracku Obamie. Co więc powiedzą teraz, kiedy Duda nie tylko nie wystąpił zaraz po prezydencie USA, ale nie znalazło się dla niego miejsce nawet w tej samej sesji?
W kampanii wyborczej Andrzej Duda naobiecywał złote góry, ale przecież jako prezydent niewiele może. Trzeba więc było szybko znaleźć mu jakiś sukces, pokazać, że jest skuteczny. Wszak zbliżały się wybory parlamentarne i Prawo i Sprawiedliwość musiało pokazać, że jest skuteczne, a będzie jeszcze skuteczniejsze.
Zrobiono więc wielką historię z wystąpienia prezydenta na Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wtedy tłumaczyliśmy, dlaczego nie ma sensu wyciągać z tego zbyt daleko idących wniosków. Dzisiaj to ciało pozbawione bez znaczenia, podobnie jak cała ONZ, o czym pisaliśmy, informując o staraniach Polski o miejsce w Radzie Bezpieczeństwa na kadencję 2018-2019.
Ale politycy PiS i ich medialni sprzymierzeńcy zrobili z tego kilkuminutowego przemówienia wielką historię, przekonując, że to najlepszy dowód na to, że Polska już wstaje z kolan, a Duda jest wirtuozem dyplomacji. Później okazało się, że nie bardzo, bo o ile Obamy słuchali wszyscy, podczas przemówienia Dudy dyplomaci zaczęli wychodzić z sali.
Obrazu groteski dopełniła kuriozalna okładka tygodnika braci Karnowskich, którzy wykorzystali zdjęcie prezydenta podczas powitania z Barackiem Obamą i jego żoną Michelle. Problem w tym, że takie zdjęcia zrobili sobie absolutnie wszyscy liderzy, którzy przybyli na Zgromadzenie Ogólne. Tutaj możecie sobie przypomnieć naszą galerię alternatywnych okładek "w Sieci".
W tym roku wizyta Andrzeja Dudy w ONZ budzi dużo mniejsze emocje. Oczywiście głównie dlatego, że wtedy Duda był prezydentem od miesiąca i niektórzy jeszcze mieli jakieś nadzieje, a dzisiaj pozostał po nich tylko kac. Ale nawet prawica, wciąż przekonana, że Duda jest mężem stanu, nie ekscytuje się wystąpieniem swojego prezydenta.
Może dlatego, że teraz Duda nie przemawiał zaraz po Baracku Obamie? Ba, nie przemawiał nawet w tej samej sesji Zgromadzenia. I w sumie nic to nie oznacza, bo choć przed prezydentem przemawiali przedstawiciele takich potęg jak Malawi czy Fidżi, to za nami były m.in. Hiszpania czy Włochy. Kolejność jest kompletnie bez znaczenia.
Tak samo bez znaczenia była rok temu, ale przedstawiciele PiS, zarówno ci z parlamentu, jak i ci z mediów, przekonywali, że to dowód na rosnącą pozycję Polski. Na to, że dzięki Andrzejowi Dudzie wstajemy z kolan. Kierując się tą logiką trzeba spytać: czy po niecałym roku rządów Jarosława Kaczyńskiego znowu jesteśmy na kolanach? A może już leżymy na wznak? Tak, wiem, odpowiedzi nie usłyszę.