Współczesne społeczeństwo popełnia kilka wielkich błędów w podejściu do polityki. I dzięki temu politycy mogą wmówić wyborcom, co tylko zechcą...
Współczesne społeczeństwo popełnia kilka wielkich błędów w podejściu do polityki. I dzięki temu politycy mogą wmówić wyborcom, co tylko zechcą... Fot. Demotywatory.pl; Kuba Atys / Agencja Gazeta ; newsfocus1 / 123RF;

Dziś władze zdobywa się nie za sprawą realnych działań i interesujących programów. To zasługa celebryckiej popularności, wielkich pieniędzy, a najczęściej także populizmu i manipulacji wyborcami. Dlaczego są na to wszystko tak podatni? Głównie dlatego, że myśląc o polityce, coraz częściej popełniają te błędy.

REKLAMA

Na bakier z mapą...

Jakiś czas temu podróżowałem ze znajomymi przez Słowację i jeden z towarzyszy podróży bardzo się zdziwił, że przejechanie z jednego krańca tego kraju na drugi zajęło nam tylko kilka godzin. Choć od lat odwiedzał słowackie Tatry, zupełnie inaczej wyobrażał sobie resztę tego kraju. Bo skoro Polacy tak często porównywani są do Węgrów, Czechów i właśnie Słowaków, w jego głowie wyrosło przekonanie, iż musi być to kraj co najmniej tak duży, jak Polska.
Przytaczam tę historię, bo świetnie obrazuje ona, jak rzadko sięgamy do wiedzy, którą zdobywało się już od szkoły podstawowej. Mój znajomy zupełnie zapomniał, jak wygląda mapa Europy i jaka jest skala wielkości poszczególnych państw, a może się pochwalić wyższym wykształceniem i cieszy się odpowiedzialną pracą w dużej korporacji. Jak częste są więc tego typu błędy wśród osób, które mają słabsze wykształcenie, można się tylko domyślać.
logo
Myślisz, że Polska jest wielkim krajem? Że Europa robi wrażenie na ludziach ze światowych mocarstw? Tak wygląda ją proporcje w porównaniu z niedocenianymi zwykle Indiami, które są nie tylko wielkie, ale też gęsto zaludnione i bardzo szybko się bogacą. Fot. TheTrueSize.com
I jeśli jest się politykiem, można się z tego tylko cieszyć. Bez problemu da się bowiem wmówić wyborcom populizmy tego typu, że nawet najmniejszy i słabo zaludniony kraj może szybko stać się światową potęgą. Albo, że już nią jest, choć na mapie jest małą kropką przy "trzecim świecie", którym przy okazji można nazwać potężne Chiny, Indie, Rosję, Brazylię itd. Jeśli ktoś nabierze się już na skalę wielkości, na pewno nie będzie brnął dalej szukając wiedzy o różnicach demograficznych i gospodarczych. Można mu wmawiać kolejne polityczne bzdury.
To, że coraz więcej z nas jest na bakier z podstawową wiedzę geopolityczną szczególnie widać po kłopotach idei zjednoczenia Europy. Silnie zaznaczona na mapie Unia Europejska (lub inny tego typu sojusz) to dla Europejczyków jedyna szansa, by w przyszłości nie wyglądać na kwiatek do kożucha dla potęg z obu Ameryk, oraz wschodzących mocarstw azjatyckich, czy arabskich. Są większe, ludniejsze i zaraz będą od Europy bogatsze. I nawet takie Niemcy będą wyglądały przy nich niczym taki Liechtenstein. Równie bogate, co maleńkie i nic nie znaczące...

Twitter i memy źródłem wiedzy

Jeśli ktoś chce dziś błysnąć w typowej dyskusji o polityce, bez problemu uczyni to konstatacją, że "media kłamią". Kto ma nieco silniej określone sympatie polityczne, ten doda jeszcze nazwy kilku redakcji, ale w każdej takiej dyskusji najbezpieczniej wyjść zarzucając kłamstwa absolutnie wszystkim. Od "Gościa Niedzielnego" po "Twój Weekend"!
Kto więc nie kłamie i można mu wierzyć w kwestii polityki? Daliśmy się nabrać, że taki jest internet. Szczególnie media społecznościowe, które tworzone są przecież przez każdego użytkownika z osobna i dają dostęp do najróżniejszych poglądów. Teoretycznie to prawda, ale z każdą chwilą najpopularniejsze social media zmieniają się w narzędzie, które byłoby spełnieniem marzeń Hitlera i Stalina.
Ten pierwszy oszalałby (jeszcze bardziej...) ze szczęścia widząc, jak łatwo na Twitterze i Facebooku sprzedaje się populizm i kłamstwo. Przykładów choćby z ostatnich dni nie brakuje. Wystarczy przyjrzeć się temu, co stoi za głośnymi w sieci historiami zakazu zdjęć z uśmiechniętymi dziećmi z zespołem Downa we Francji, czy atakiem na trumpowskiego wiceprezydenta-elekta nowojorskim teatrze.
A wspomniany również Stalin byłby dziś pewnie szczególnie zadowolony, bo miałby powody do dumy ze swoich spadkobierców na Kremlu, którzy aktualnie rządzą w internetowej propagandzie. Bano się, że Rosjanie zechcą przejąć kontrolę w Europie siłą. Tymczasem oni skutecznie robią to manipulując opinią społeczną za pomocą sieci. Użytecznych dla siebie ludzi forsując na szczyty władzy w coraz to większej liczbie państw. Od Europy Wschodniej po samą Amerykę.
Im częściej nie tylko Twitter i Facebook, ale i polityczne memy z serwisów typu Demotywatory i Kwejk będą powszechnym źródłem wiedzy o polityce, świecie i historii, tym kreatorzy tych "informacji" będą tylko coraz potężniejsi. Jak śmieciowa to wiedza ostatnimi czasy wyjątkowo dobitnie pokazał głośny mem o aborcji z wykorzystaniem wizerunku Małgorzaty Terlikowskiej i Małgorzaty Wassermann.

Zaklinanie hasłami

Co jest "narodowe"? Co "publiczne"? Co "obywatelskie", a co "państwowe"? Gdyby to były zajęcia z języka polskiego w podstawówce, pewnie większość uczniów odpowiedziałaby, że między tymi określeniami nie ma różnicy. Przynajmniej nie w języku dnia codziennego. Różnic między tymi pojęciami mogą szukać co najwyżej prawnicy i politolodzy.
Niby to proste, a jednak staliśmy się podatni na używanie tych określeń do bardzo łatwego manipulowania społeczeństwem. Jak? Wystarczy wsłuchać się w język obecnej ekipy rządzącej, która wiele spraw i rzeczy przemianowuje na "narodowe". Narodowe jest wszystko to, gdzie władza potrzebuje nie tylko poklasku, ale i wsparcia obywateli ich pracą lub pieniędzmi. Ot, choćby narodowe stają się media, od opłacania których nie ucieknie nawet ten, kto nie ma żadnego odbiornika. Narodowe są też kosztowne rządowe programy, czy polityka kulturalna i historyczna. Narodowe jest to, czym obywatel ma się interesować.
A co nazywa się dziś publicznym i państwowym? Takie stają się w dzisiejszym języku polityki raczej te sprawy, w których lepiej żeby nie drążyć i do których trzeba ludzi zniechęcić. Publiczne są więc przede wszystkim pieniądze. Na przykład te wypłacane krewnym, znajomym i działaczom partyjnym zatrudnionym w publicznych spółkach i instytucjach. Publiczny jest też dług, który rządzący generują.

Nieświadomość długów

Tym, że "publiczne pieniądze" nauczyliśmy się traktować jak coś, co do nas nie należy, a "dług publiczny" jak coś, czym nie należy się przejmować, bo nie my go spłacimy, warto poświęcić osobny rozdział. I przypomnieć chyba najszczersze słowa, jakie kiedykolwiek w historii padły z ust polityka...
Margaret Thatcher
premier Wielkiej Brytanii na konwencji Partii Konserwatywnej w Blackpool 14 października 1983 roku

Nigdy nie zapomnijmy tej podstawowej prawdy, że państwo nie ma innego źródła pozyskiwania pieniędzy, jak poprzez zabieranie pieniędzy ludziom, którzy je zarobili. Jeśli państwo chce wydać więcej, może to zrobić poprzez pożyczanie waszych oszczędności bądź większe opodatkowanie was. I nie ma co oczekiwać, że ktoś inny zapłaci. Bo tym ‘kimś innym’ będziesz ty! Nie ma czegoś takiego jak pieniądze publiczne, istnieją jedynie pieniądze podatników!

Choć Margaret Thatcher była konserwatystką, od 33 lat ten cytat przypominają równie chętnie wszyscy, którzy są w polityce uczciwi, niezależnie od tego, czy są to lewicowcy, prawicowcy, antysystemowcy lub nawet anarchiści. To chyba wystarczający powód, by w te słowa uwierzyć i je zapamiętać. A także, by zrozumieć wreszcie, że wydawane przez władzę pieniądze należą do zwykłych ludzi i to oni – a nie politycy – mają dziś gigantyczne długi.
Przy okazji... Według Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju – FOR, ukryty dług publiczny na dziś to ponad 3 243 509 959 433 zł. Każdy obywatel Polski jest więc zadłużony przez państwo na 85 429 zł. I musi przygotować się na więcej, bo jak informowaliśmy niedawno w naTemat, rząd Beaty Szydło pobił rekord wszch czasów w tempie zadłużania państwa.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl