Szczęśliwie skończyła się już epoka padania na kolana przy najniższych półkach działu Sztuka i przetrząsania ich zawartości od kieszonkowego albumu z Klimtem do „Nauki makramy w weekend”. Od kilku lat na wielbicieli mody i poszukujących stylistycznych wskazówek czeka w dużych księgarniach co najmniej pół regału zapełnionego tematycznymi propozycjami. Coraz częściej także tymi polskich autorów.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Publikacje takie jak „Nowa moda polska” Marcina Różyca, wydana przez wydawnictwo Czarne książka Boćkowskiej o modzie w PRL-u, czy obszerne, choć subiektywne, kompendium polskich projektantów Karoliny Sulej to wciąż raczej nisko- lub średnionakładowe publikacje dla zainteresowanych tematem. Większą popularnością cieszą się wydawnictwa okołoporadnikowe, dotyczące mody w praktyce.
Nie dla każdego coś miłego
Problem z modą współczesnej Polki nie polega już na nieumiejętności wysmuklenia optycznie talii czy wyborze sukienki, która zbierze trochę komplementów. To opanowałyśmy. Większość kobiet potrzebuje raczej porady w kwestii tworzenia wizerunku, rozumianego jako sposób, w który jesteśmy odbierane przez otoczenie. Jak pogodzić rozmaite funkcje, zawodowe i prywatne? Stworzyć garderobę, która będzie kompatybilna ze wszystkimi rolami - sumiennej pracownicy, mamy 4-latka i dorastającej córki, poważnej partnerki biznesowej, seksownej dziewczyny i miłośniczki garażowego rocka?
Zakupy, które tak ekscytowały nas jako 20-latki, coraz częściej zaczynają frustrować. Nie zachwyca co druga przeceniona sukienka w Zarze, nie marzymy o kozakach sezonu, pasujących tylko do jednej spódnicy, ale za to bezwstydnie modnych. Dumamy nad wpływem wysokich szpilek na nasz zawodowy wizerunek i nie kupujemy spodni marzeń w ostatnim dostępnym rozmiarze w nadziei, że to właśnie dla nich schudniemy.
Zdecydowanie za mało jest propozycji wydawniczych dla tych z nas, które już zrozumiały, że ubrania są bronią pomagającą przetrwać w niekiedy koszarowej codzienności, ale nie do końca opanowały jeszcze obsługę tego kalibru. Nie każda kobieta ma ochotę pochylać się nad anatomią trendu i systemem mody, ale większość chciałoby podrasować swój styl.
Ubierasz się? Z przyjemnością!
Wnioskując na podstawie zawartości, można by przypuszczać, że czytelniczka woluminu „(Nie) mam się w co ubrać” nie była nigdy na balu sylwestrowym, na weselu ani nawet na studniówce, a także, że nie ma internetu. Karolina Gliniecka, znana w sieci jako Charlize Mystery tłumaczy bowiem w swojej publikacji takie terminy jak np.kopertówka. Poza tym rozwodzi się nad praktycznością kamizelki, radzi uważać na portfel na wyprzedażach i rzuca radami stylistycznymi chyboczącymi się niebezpiecznie na granicy banału - „Mała czarna jest idealna na wieczorne wyjścia. Dobrana do niej biżuteria i buty przykują uwagę wszystkich!”.
Wstęp niniejszej publikacji, który zrobił nieomal tak oszałamiającą karierę jak „Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty”. Autorka zaczyna brawurowo zdaniem „Łącznie pasji i pracy w oczach tych, według których prawdziwa praca nie przynosi radości, stawia mnie lecz trud i zmęczenie, w pozycji lenia.”, żeby skonkludować zapowiedź swojego dzieła słowami „Nazywam się Karolina Gliniecka i od sześciu lat z przyjemnością się ubieram”. Po przeczytaniu niniejszego zdania trudno wątpić, że mamy do czynienia z prawdziwym autorytetem.
Inną propozycją jest książka bodajże pierwszej vlogerki modowej w Polsce, Radzkiej, zbliżona odrobinę do bestsellerowej „Księgi kobiecych sylwetek” duetu brytyjskich stylistek znanych jako Trinny i Susannah. Trochę tu o łączeniu kolorów i materiałach, jednak główny korpus porad został opracowany dla posiadaczek konkretnego typu sylwetki i zilustrowany zdjęciami nie modelek, a widzek vlogerki.
W „Radzka radzi: Tobie dobrze w tym!” można znaleźć wiele praktycznych tricków, których głównym zadaniem jest tworzenie iluzji optycznych, przykładowym stylizacjom brakuje jednak stylu i fantazji. Propozycja nie tyle dla dziewczyn poszukujących swojego stylu, ile dla tych, które przybrały na wadze i nie wiedzą jak zamaskować dodatkowe kilogramy.
Za sprawą precyzyjnego doboru grupy docelowej przyzwoicie wypada Maja Sablewska, która zachęcona swoim telewizyjnym sukcesem postanowiła napisać „10 sposobów na modę”. W programie Sablewska dała się poznać nie jako świetna stylistka, ale jako osoba o dużej inteligencji emocjonalnej. Potrafiła nawiązać z zaproszonymi kobietami prawdziwą więź i otworzyć je na nowości.
Bohaterki jej programu nie są przeważnie czytelniczkami pism poświęconych modzie, ale raczej osobami, które nie przykładają wagi do tego, jak wyglądają, nie zastanawiają się nad stylem. Jeśli czytelniczki rekrutują się z podobnej grupy, asekuracyjne porady autorki (nie łączyć więcej niż trzech kolorów!) wydają się trafione.
Styl to proces
W tym tygodniu do księgarń trafiła „Modoterapia, czyli po co ci tyle ubrań”, książka autorstwa Antoniny Sameckiej, jednej z założycielek kultowej marki Risk made in Warsaw, która wcześniej przez wiele lat pracowała w redakcjach kobiecych magazynów. Na tle polskich publikacji zajmujących się modą w praktyce to lektura dość ożywcza. Samecka tworzy rodzaj prywatnej instrukcji obsługi mody, trzymając się z dala od punktowania reguł i sporządzania czarnych list „nieodpowiednich” połączeń. To zbiór jej przemyśleń na temat ubrań i stylu ilustrowanych świetnymi rysunkami Igora Kubika, które nadają pierwszej części książki lekkości i humoru.
Autorka strąca modę z piedestału i na każdym kroku zdaje się przypominać, że to ona jest dla nas, a nie na odwrót - „Twoje konteksty i okoliczności nieustająco się zmieniają. Ubrania mają ci pomóc wejść w rolę, działać jak dobra muzyka i wprowadzać w odpowiedni nastrój.” W jej poradach nie ma nic z przykazań, jest za to kilka kwestii, nad którymi można się pochylić i potraktować jako przyczynek do dyskusji ze znajomymi. Choćby przekonanie, że gust zaczyna się kształtować bardzo wcześnie, styl jest jego pochodną i powinien ewoluować wraz z nami.
Druga część to efekt rozmów Antoniny z przyjaciółmi i znajomymi o modzie i ubraniach. Przemyślenia natury ogólnej mieszają się z prywatnymi opowieściami o drodze do stylu. Mamy tu 11 osób znanych bardziej i mniej, wśród nich dziennikarka „Wysokich Obcasów” Karolina Sulej, szefowa działu moda magazyny „Pani” - Maja Nastrętska, Klara Kowtun - współzałożycielka Riska, a nawet mama autorki.
Nie ma tu sztywnych reguł rządzących przytaczanymi historiami. Mama autorki wspomina jak w czasach PRL-u obcisła koronkowa sukienka pomagała jej przenosić w torbie tzw. bibułę (nikt nie podejrzewał, że tak wystrojona dziewczyna interesuje się polityką), a Piotr Zachara, redaktor i wykładowca poznańskiej School of form, opowiada jak zaczęła się jego praca dziennikarska w magazynach modowych.
Trzecia część zatytułowana przewrotnie „10 rzeczy, których nie musisz robić ani mieć”, to opatrzona zdjęciami autorstwa Celestyny Król prywatna lista przyzwyczajeń i wyborów stylistycznych. Samecka, zamiast radzić, zaprasza do swojego świata. Pokazuje biżuterię, kupioną sobie z okazji małych sukcesów i przełamanych lęków, dodatki za pomocą których personalizuje swój sprzęt elektroniczny i zdradza, że w trzymaniu w ryzach stylu pomaga jej swego rodzaju ściągawka - zdjęcia wyrwane z gazet i przyczepione po wewnętrznej stronie szafy, które zmienia co jakiś czas.
„Modoterapia” nie ma ambicji zmieniania niczyjej szafy, to raczej książka skłaniająca do namysłu na naszym stylem i jego rolą w życiu. Samecka z wdziękiem rozbija fałszywą dychotomię „być czy mieć” pokazując, że w dbaniu o przedmioty, które nas otaczają, do których należą wszak także ubrania, nie ma nic zdrożnego. Można, jak autorka, czytać Foucaulta, cytować Cocteau i Godarda, a przy tym przywiązywać wagę do tego, co wciąga się na grzbiet. To też lektura lekka, łatwa i przyjemna, idealna na dwa wieczory.
Moda udomowiona
Lwia część dostępnych na rynku poradników dotyczących mody w praktyce została skierowana do kobiet, które nie rozróżniają części garderoby, a strony przeglądanych przez nie pism kobiecych jakimś cudem zawsze zlepiały się na dziale z poradami stylistek. Mimo trzydziestki na karku wciąż nie wiedzą czy są jabłkiem, gruszką czy może marchewką. Nie słyszały też o bazowych elementach garderoby, że tiszertów z bawełny wysokiej jakości nigdy dosyć, a beżowy trencz to klasyk. Takie publikacje miałyby może pewien sens na przełomie wieków, kiedy gazety o modzie były drobnym luksusem i nikt nie słyszał jeszcze o blogach (o blogerkach modowych nie wspominając).
Potrzeba nam nie tyle porad, co dyskusji o tym jak i po co się ubieramy. Gdyby w modzie chodziło tylko i wyłącznie o trendy, interesowałoby się nią znacznie mniej osób, dyskusja o stylu to często rozmowa o człowieku. Wciąż mamy też problem z odróżnianiem elegancji od snobizmu, zrozumieniem, że trendy są nie tyle przykazaniami, co grą, w którą możemy grać na własnych zasadach. Książki takie jak „Modoterapia” czy „Slow fashion. Modowa rewolucja” Joanny Glogazy pokazują rozsądne podejście do garderoby, z dala od pogoni za modą i nadmiaru ubrań.
Kilka ładnych lat temu zaczęliśmy oswajać temat jedzenia. Na to, co na talerzu zaczęły zwracać większą uwagę nie tylko osoby dbające o linie. Zainteresowaliśmy się nowościami kulinarnymi i pochodzeniem produktów, a czytanie składów z dziwnej naleciałości stało się powszechnym zwyczajem. Być może lekceważące podejście do mody też czeka wkrótce rewolucja. Jeśli współczujesz kurze z chowu klatkowego jak możesz nie współczuć dziecku, które zszywało twoją koszulkę za 19,99? Zastanawiasz się jak to, że seplenisz wpływa na pierwsze wrażenie, które robisz? To, co masz na sobie, mówi zanim ty zdążyć się odezwać. Książki poświęcone ubraniom w wydaniu głębszym niż „kup to i tamto/wyszczupl optycznie udo” są być może pierwszymi jaskółkami zmian.
Kiedy obserwujesz starsze kobiety w autobusie, na podstawie stroju, makijażu, lakieru do paznokci i kształtu brwi możesz odgadnąć, kiedy miały po trzydzieści lat. Wtedy podobały się sobie najbardziej, potem zwykle przestały interesować się modą. Nie rób niczego z przyzwyczajenia. Stań przed lustrem i zadaj sobie pytanie: „czy to wszystko jest moje, czy to do mnie pasuje TERAZ?
Antonina Samecka
Dlaczego zacząłem pisać o modzie? Żeby przestała być trefnym tematem rozmów. Ostatnie 20 lat modę albo ostentacyjnie lekceważono – interesowanie się nią uznawano za dowód próżności, ograniczonej inteligencji oraz, w przypadku mężczyzn, specyficznych skłonności seksualnych – albo próbowano ją przeintelektualizować, co też kończyło się smutno. Ten dziwny stosunek do mody dość długo mnie bawił, podobały mi się reakcje ludzi, gdy rozmowa schodziła na temat stylu ubierania się czy trendów – milczenie, unoszenie brwi, wykrzywianie ust w uśmiechu, który oznaczał trochę wyrozumiałość, ale bardziej współczucie wymieszane z konsternacją.