Nie połowę, a około jednej trzeciej pełnej emerytury wyniesie tzw. emerytura częściowa, czyli ta, na którą można będzie przejść mając 62 lata w przypadku kobiet i 65 lat w przypadku mężczyzn. Jak informuje „Rzeczpospolita”, rząd mydlił Polakom oczy, obiecując połowę świadczenia. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy - emerytury częściowe są po to, żeby na nie nie przechodzić.
Pamiętam dobrze gorączkę związaną z przyjmowaniem ustawy emerytalnej, pamiętam długie wystąpienie premiera Tuska w Sejmie, który przekonywał, że zmiany są konieczne. Że Polacy żyją coraz dłużej, muszę więc coraz dłużej pracować. Pamiętam zdziwienie kolegów i koleżanek dziennikarzy, którzy przyznawali, że pomysły nie są złe, „oby tylko udało się je wprowadzić”.
Im dalej w las, tym więcej drzew. Gdy zagłębialiśmy się w szczegóły, okazywało się na przykład, że ulgi na dzieci będą przysługiwać tylko najmniej zarabiającym, że 8 tysięcy miesięcznie w czteroosobowej rodzinie to wcale nie tak dużo. Prawdą jednak jest, że zmiany były potrzebne, wbrew temu, co mówili związkowcy biwakujący przed Kancelarią Premiera i Sejmem.
Do rzeczy. Żyjemy coraz dłużej. W 2011 roku średnia długość życia wyniosła ponad 76 lat, dwadzieścia lat wcześniej żyliśmy o 6 lat krócej. Z informacji PKPP Lewiatan wynika, że co pięć lat nasze życie wydłuża się o rok. Ludzi starszych będzie coraz więcej. Budżet nie wytrzyma, nie tylko nasz zresztą. Większość krajów w Unii Europejskiej już wydłużyła, albo właśnie wydłuża wiek emerytalny.
- Ja sobie nie wyobrażam pracowania do 67. roku życia - mówi moja koleżanka. Dla jasności, koleżanka ma 27 lat, więc akurat ją reforma na pewno obejmie. - Nie będzie mi się chciało, ja już czasem mam dość swojej pracy, a co dopiero za 40 lat - dodaje. Jej zdaniem ludzie w wieku 67 lat nie dadzą rady wykonywać wszystkich obowiązków, a bezrobocie wśród młodych wzrośnie.
Z tym poglądem nie zgadza się Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan, z którym rozmawiałem przy okazji uchwalania zmian emerytalnych. Mówił mi wtedy, że warunki pracy się ciągle zmieniają, praca staje się coraz łatwiejsza. Problem będzie miało jedynie 240 tysięcy pracowników (z ponad 16 milionów), którzy pracują w wysokich temperaturach i wykonują bardzo trudną pracę. Dodał, że liczba osób w wieku produkcyjnym spadnie do 2040 roku o 5 milionów (z 26 milionów obecnie), a co za tym idzie pracodawcy będą mieli jeszcze większy kłopot ze znalezieniem rąk do pracy.
- Skoro jest tak wysokie bezrobocie, to chyba nie ma problemu z ludźmi do pracy - takie zdanie usłyszałem dziś na porannym kolegium. Ale firmy na całym świecie mają kłopot ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Widać to szczególnie w Polsce, gdzie umiejętności pracowników rozmijają się z wymaganiami pracodawców.
Tak czy inaczej pracować nie ma komu i będzie jeszcze gorzej. Nie jest jednak prawdą, że starsi pracownicy zabiorą pracę młodym. „Wiek emerytalny nie ma związku z bezrobociem wśród młodych. Jest ono bowiem ściśle związane z ogólną stopą bezrobocia. Pokazuje to fakt, że wzrost zatrudnienia osób starszych w Unii Europejskiej w latach 2000-2010 nie wpłynął na zmniejszenie liczby miejsc pracy dla młodych pracowników” - pisał dr Maciej Bukowski.
Czy nam się to podoba, czy nie, będziemy musieli pracować dłużej. Koniec, kropka. Tym bardziej, że częściowa, wcześniejsza emerytura będzie żenująco niska. Wiem, że nie wszystkim podoba się perspektywa siedzenia w pracy do 67. roku życia, ale spójrzmy na to z drugiej strony - jeżeli kobiety żyją średnio 80 lat, zaczynają pracować w wieku 25, a na emeryturę odchodzą w wieku 60, to znaczy, że na 80 lat życia pracują jedynie 35 lat. To mało, trudno się więc dziwić, że emerytury kobiet są tak niskie.
Im dłużej będziemy pracować, tym wyższą będziemy mieli emeryturę i proszę mi wierzyć, tabloidowe tytuły w stylu „nie dożyjemy do emerytury” to bzdura. To czysta manipulacja danymi statystycznymi. A jak ktoś chce wcześniej się w życiu lenić, wystarczy wygrać w totka, albo stworzyć coś niesamowitego.