Historia jakich wiele. W życiu, w polityce. Kiedyś byli przyjaciółmi i wspólnie szli po wygraną w wyborach. Potem przyszła kłótnia i dziś są po dwóch stronach barykady. I wzajemnie w siebie uderzają. Po dzisiejszej konferencji Grzegorza Laty zadzwoniłem do Kazimierza Grenia, prezesa Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Greń, jak to ma ostatnio w zwyczaju, był nadzwyczaj szczery.
Lato miał odejść, potem się wahał, a teraz zapowiedział, że poczeka do październikowych wyborów. Dziwi to pana?
Kazimierz Greń: Mnie w jego zachowaniu już nic nie zdziwi. Wie pan, jak to przecież między nami było, prawda? Robiłem mu kampanię, on obiecywał jakieś złote góry, że wspólnie stworzymy nowy wizerunek związku. Mówił do mnie: "Kazek, chodź ze mną, będziemy wspólnie zmieniać polską piłkę". No i poszedłem. A jak on teraz ten wizerunek zmienia?
Na gorszy.
- Gorszy? Teraz jest tragicznie! Grzegorz Lato może i mógłby mnie w pewien sposób zadziwić, ale tylko nieudolnością i kłamstwem. 30 października 2008 roku, pamiętam ten dzień, Lato powiedział, że jeżeli po roku nie będzie postępów, to on odejdzie. Tak odszedł, że dziś znów na konferencji się mądrzył.
Teraz oszukuje dziennikarzy i opinię publiczną.
- Jakiś czas temu rozmawiał z tym chłopakiem z "Przeglądu", Romaniukiem. Dobry dziennikarz. Gdy mu powiedział, że odejdzie w razie nie wyjścia z grupy, już wiedziałem, że pewnie znów okaże się kłamcą. Bo ten człowiek jest po prostu przyspawany do stołka.
Rozmawialiśmy z Romaniukiem i Agnieszką Olejkowską. Wywiad był autoryzowany.
- I ja im wierzę. Lato dziś mówił, że są różne wywiady, że może jednak tego nie mówił. Ja nie mam tego problemu co wy, bo wiem, że jak ten człowiek tylko otwiera dzioba, to zaraz powie nieprawdę.
26 października tego roku są kolejne wyboru. Jak Grzegorz Lato spędzi ten wieczór?
- Pójdzie ze swoim psem na spacer. W Mielcu, przejdzie się w okolice stadionu, powspominać dawne dni.
Materiał o Lacie po porażce Polaków na Euro 2012:
Przegra? Wielu uważa, że nawet będzie się bał wystartować.
- A ja jestem przekonany, że Lato kandydować będzie. Ten człowiek jest tak ograniczony, że jemu naprawdę nie jest trudno wmówić, że to on wybudował te wszystkie stadiony, zorganizował dojazdy, że jest wybitnym działaczem.
Ma wokół siebie klakierów?
I to ilu! Oni zrobią wszystko by bronić swoich dup i swoich stołków. A jak przegra? Z miejsca od niego uciekną i pan prezes zostanie sam. Całkiem sam. I będzie ten spacer w Mielcu, z psem, o którym mówiłem. A reszta ferajny gdzieś się pochowa w hotelu Sheraton.
Chyba pan Laty nie lubi.
- Ja? Nie lubię? Przecież my takiego prezesa nie mieliśmy nigdy w historii! Trzy języki proszę pana, jeden ma w gębie, a dwa ma w butach. Do tego przecież to on wygrał eliminacje mistrzostw świata i Europy. Z każdym się dogada, w każdym państwie Europy. A w pracy? Nie podróżuje w ogóle, siedzi w centrali związku od świtu do zmierzchu, pierwszy do niej wchodzi i wychodzi zawsze ostatni. Poza tym on pracuje prawie za darmo.
Widzę, że Kazimierz Greń opanował sztukę ironii.
- A, tak. Opanowałem.
Komu mamy wierzyć w sprawie biletów? Lacie czy Kubie Błaszczykowskiemu?
- Uznam, że nie słyszałem tego pytania. Kuba jest dla mnie autorytetem. Świetny zawodnik, a przy tym wartościowy człowiek, który bardzo wiele przeżył. Niech to za odpowiedź wystarczy. Ale obawiam się, że ta sprawa biletów to jest tylko wierzchołek góry lodowej, która niedługo może być coraz bardziej widoczna.
- Ja wyrażam gotowość wspierania każdego, kto szczerze chce zreformować piłkę i doprowadzić w niej do zmian. Nie interesuje mnie beton, ani taki układ "Lato-bis". Ten beton trzeba w najbliższym czasie rozkruszyć.
Jest ktoś, kto mógłby się tego podjąć?
- Boniek, Masiota.
Listkiewicz? Niedawno zapytany, czy nie chce kandydować ponownie, nie zaprzeczał wyraźnie.
- Ale on był już 9 lat prezesem. A my potrzebujemy świeżych, nowych twarzy.