Bilans wczorajszej tragedii jest przerażający. 12 osób nie żyje, a 48 jest rannych, po tym jak rozpędzona ciężarówka na polskich tablicach rejestracyjnych wjechała w tłum berlińczyków. Berlińska policja już oficjalnie potwierdza, że ciało znalezione w szoferce to Polak. Wiadomo już, że to nie on kierował pojazdem.
Ciężarówka należało do gryfińskiej firmy. Jej właściciel był w szoku. Z niedowierzaniem oglądał doniesienia z Berlina. Zapewniał, że widoczny na zdjęciach kierowca ciężarówki, który uciekał z miejsca tragedii, to nie był jego pracownik. Dodał, że doskonale znał swojego kierowcę, bo to jego kuzyn. Kilka godzin przed tragicznym wydarzeniem urwał się z nim kontakt. Kierowca - uciekinier został zatrzymany i przesłuchany. Po południu okazało się, że nie jest poszukiwaną osobą.
Natomiast w kabinie ciężarówki policjanci dokonali makabrycznego odkrycia. W szoferce leżał martwy mężczyzna. Od początku tragedii przypuszczano, że to Polak. Dopiero w nocy policja potwierdziła informacje. Właściciel firmy opowiadał, że z nadajnika GPS wynika, iż przed 16 było widać, że ktoś uczył się prowadzić ciężarówkę. – Były widoczne rany kłute. Było widać, że walczył. Twarz była cała opuchnięta, zakrwawiona - mówił w rozmowie z RMF24 właściciel firmy. – O tym ranach postrzałowych dowiedziałem się od policji - nie dość, że był cały podźgany, to jeszcze zastrzelony – dodał.
Do tych tragicznych wydarzeń doszło na berlińskim Breitscheidplatz, gdzie organizowany jest jeden z najpopularniejszych w niemieckiej stolicy jarmarków bożonarodzeniowych. Okolice Ku'damm każdego wieczoru odwiedzają przed świętami tysiące mieszkańców i turystów.
Niestety, wciąż trwa chaos informacyjny. Wiele osób wydzwania na policję pytając o bliskich. Dlatego została uruchomiona specjalna linia telefoniczna.
Wszystko wskazuje, ze to był zamach. Dokładnie powtórzony scenariusz z Nicei. Z całego świata do Berlina napływają już kondolencje. Głos zabrał m.in. przyszły prezydent USA.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl