Poniedziałkowy wieczór. W berliński targ świąteczny wjeżdża ciężarówka na polskich numerach. Są zabici i ranni. TVP relacjonuje wydarzenia przy pomocy Cezarego Gmyza, byłego pracownika TV Republika, który bełkotliwie wchodzi na wizję z papierosem w ustach.
W studio TVP przerażona prezenterka nie wie za bardzo o co pytać i nerwowo przełyka ślinę. W roli ekspertów TVP ludzie, których nawet nie ma na miejscu zdarzenia. Wisienką na torcie jest przykrycie dramatu w Berlinie emisją prorządowego programu satyrycznego (TVP przerwała emisję dopiero po fali krytyki).
Przyjęło się, że od mediów publicznych wymaga się więcej. Są utrzymywane z podatków ludzi o różnych sympatiach partyjnych, więc powinny być bezstronne. Jako wzór często wskazywana jest brytyjska BBC. Tyle teorii.
Jednak polska praktyka pokazuje, że ten pociąg już dawno odjechał. Media publiczne zawsze były upartyjnione, ale Prawo i Sprawiedliwość znacznie staranniej zadbało o to, by wyrzucić z pracy nieprawomyślnych i obsadzić TVP swoimi działaczami partyjnymi lub ich kolegami i rodzinami. Telewizja publiczna stała się telewizją jednej partii, dlatego zyskała przydomek "TVPiS".
Cały czas jednak niektórzy łudzili się, że w przypadku tematów niezwiązanych z partią, TVP stanie na wysokości zadania. Wczoraj okazało się, że te nadzieje są płonne. Medialna katastrofa była nieuchronna, skoro za kryterium zatrudnienia przyjęto dyspozycyjność wobec PiS. Hasło TVP Info - #WieszWięcej - ostatecznie zmieniło się w #WieszMniej.
Na ekranach telewizorów pojawił się pracownik TVP z papierosem w ustach, który bełkotliwym głosem brnął od jednego nieudolnie skleconego zdania do drugiego. Przy okazji, nie mając względu na rodzinę polskiego kierowcy ciężarówki, podał niesprawdzoną informację o jego śmierci.
W studio telewizji publicznej - nie prywatnej, nie amatorskiej, nie osiedlowej – panowała panika pomieszana z chaosem. Relacjonowanie sytuacji w Berlinie przerosło partyjnych nominatów. A wystarczyło nie wyrzucać fachowców, którzy teraz odwalają kawał dobrej roboty dla mediów prywatnych.
Można się śmiać z Cezarego Gmyza, który – ewidentnie niedysponowany – pojawił się na wizji telewizji publicznej. Można szydzić z TVP, która zamiast zajmować się Berlinem, wspierała rząd programem "w tyle wizji". Można wreszcie poczuć złośliwą satysfakcję patrząc na to, jak banda amatorów, których kompetencje zaczynają się i kończą na bezkrytycznej wierności partii lub wżenieniu się w PiS, kompromituje się na wizji.
Jednak można też współczuć pracownikowi TVP, że nie ma obok niego nikogo, kto nie pozwoliłby mu wchodzić w takim stanie świadomości na wizję. To nie musiałby być przyjaciel – wystarczyłby ktoś, kto nie jest mu wrogiem. Można czuć niesmak związany z faktem, że partyjni nominaci w ogóle wpadli na pomysł, by w tej dramatycznej sytuacji emitować prorządowe suchary "w tyle wizji". Można wreszcie współczuć Polsce, która po zmianie władzy najpewniej skomercjalizuje TVP i Polskie Radio pozbawiając społeczeństwo publicznego, misyjnego nadawcy, który mógłby tworzyć jakościowe, nieopłacalne treści, ale stał się pisowskim cepem.
Po wczorajszym niezbornym bełkocie z Berlina i Warszawy, trudno znaleźć powód, dla którego ktokolwiek niezwiązany z PiS chciałby przekazywać na TVP w ramach abonamentu choćby kilka promili swojego wynagrodzenia.
Taki wstyd, jaki zafundowała widzom i samej sobie telewizja publiczna, powinien znaleźć się w annałach dziennikarstwa. Ku przestrodze. Podaruję sobie wyżywanie się na dziennikarzach, jednak od czegoś w telewizji jest prezes. Panie Prezesie Jacku Kurski, larum grają. To, co wczoraj pokazała pańska telewizja, to było dno i dwa metry mułu. Pull up. Terrain ahead.Czytaj więcej