Potwór z krainy Audi. SQ7 to samochód, który zamknie usta każdemu, kto żartuje z diesla
Michał Mańkowski
03 stycznia 2017, 10:09·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 stycznia 2017, 10:09
Niby jedna literka w nazwie więcej, a jaka różnica. Audi SQ7 to gigant w dwóch kategoriach. I tej dosłownej (rozmiar), i tej metaforycznej (osiągi). Niesamowite, jak auto tej wielkości może łączyć w sobie sportowe i użytkowe cechy. W końcu takie mają być SUV-y. Ten połechta ego kierowców, którzy od swojego samochodu oczekują zupełnie różnych rzeczy. Chciałoby się napisać, że „wszystkiego jest po trochu”, tyle że w SQ7 „wszystkiego jest po… dużo”. A żeby jeszcze było lepiej, cała magia dzieje się… w dieslu.
Reklama.
Z tym najmocniejszym dieslem na świecie to jest mały ambaras. Nie tak dawno pisaliśmy o nowym Porsche Panamera, który ze swoimi 422 koniami mechanicznymi i 4,3s do setki był (jest) najszybszym dieslem na świecie. Tymczasem dieslowe Audi SQ7 jest mocniejsze o 13 koni (435 koni mechanicznych), ale ze względu na swoją masę jest trochę wolniejsze. Pierwsze 100km/h osiąga po nie mniej imponującym wyniku 4,8s. W taki oto sposób mamy dwóch króli diesla: najszybszego i najmocniejszego.
Samo Q7 jest autem majestatycznym. Powiedziałbym, że w tym majestacie jest nawet trochę nudy. Ot, stereotypowo kolejne auto dla kogoś, kto „ma za dużo pieniędzy i musi coś sobie i innym udowodnić” – wytykają krytycy. Nowe Q7 zaprezentowane w marcu 2015 roku już trochę zrywa z tym image’m , będąc już autem dużo świeższym. Poprzednia generacja była produkowana od 2005 roku, więc dobrą dekadę.
Natomiast SQ7 to już inna bajka. Literą „S z przodu są sygnowane te modele, które mają w sobie najwięcej do zaoferowania. Tak, tak, chodzi o osiągi. Niemniej, nie brakuje tu także serii wizualnych zmian, które niby w szczegółach, ale odróżniają się od „zwykłych” modeli . W przypadku SQ7 to inny grill, nieco niżej osadzony zderzak, zmieniony spoiler z tyłu, sportowe progi, aluminiowe lusterka i w końcu układ wydechowy z aż 4 końcówkami. Przy aucie tej masy to robi wrażenie. Patrząc na nie z boku, aż czeka się, by zobaczyć co potrafi. Za 3900 zł można jeszcze trochę bardziej podrasować auto, kupując pakiet extra czerni. Wtedy wszystkie srebrne/jasne akcenty zostaną zastąpione czarnymi odpowiednikami. Wariant dla tych, którzy chcą, by auto wyglądało trochę „groźniej”.
A za to, co potrafi SQ7, odpowiada 4-litrowy dieslowy silnik V8, który idealnie udowadnia, że „diesel też może”. Przy 435 koniach mechanicznych i zabójczym momencie obrotowym 900 Nm, kierowy nawet nie przejdzie przez myśl, żeby 8-stopniowy automat obsługiwać manetkami. A jeśli mimo to spróbuje, niech włączy tryb dynamic (system driver select pozwala wybrać z kilku trybów jazdy dostosowując do nich podstawowe funkcje auta) szybko dojdzie do wniosku, że samochód wystarczająco dobrze radzi sobie sam i wróci do opcji automatycznej, gdzie 8-stopniowa skrzynia mądrze żongluje kolejnymi biegami.
4-końcówkowy wydech nie tylko wygląda, ale i brzmi. Odgłos, który dochodzi do uszu kierowcy, to charakterystyczny głęboki bulgot, który będzie pstryczkiem w nos każdego, kto będzie coś mruczał pod nosem, że „eee tam diesel, tylko benzyna!”.
Choć auto należy do tych z etykietką „o matko, ale wielkolud”, to w środku nie czuć tego ogromu. Opisywanemu niedawno Mercedesowi GLS500 wielkością na papierze ustępuje naprawdę niewiele, ale jeśli chodzi o wrażenie, to w środku wydaje się sporo krótszy. SQ7 jest świetnym przykładem na to, że SUV może mieć sportowy charakter nie tylko w nazwie, ale i w rzeczywistości. W najbardziej podrasowanym trybie tj. dynamic oraz skrzyni wrzuconej w tryb S, aż zaskakuje zachowaniem na drodze. Pozytywnie rzecz jasna.
Samochód tylko czeka na puknięcie w pedał gazu, by wystrzelić nas do przodu. Co ciekawe, nie mamy tu irytującej turbodziury, która jest swoistym lagiem pomiędzy wciśnięciem gazu a realnym przyspieszeniem. Tutaj rozwiązano to specjalną elektryczną sprężarką, która pozwala na wysokie osiągi już od pierwszych metrów.
SQ7 prowadzi się lekko, a nieco agresywniejsze wjeżdżanie i wyjeżdżanie z zakrętu nie sprawia, że oczami wyobraźni widzimy siebie już na poboczu. Wrażenie wzmacnia dostępny za dodatkową opłatą elektromechaniczny system dynamicznej kontroli toru jazdy, który ma zapewniać stabilność prowadzenia. Opcjonalnie dostępny ceramiczny układ hamowania dba o to, by auto hamowało równie mocno, co przyspiesza. To właśnie w momencie hamowania najłatwiej przypomnieć sobie, że to 2,3-tonowy potwór. Nagłe hamowanie z wysokiej prędkości sprawia, że dosłownie czujemy to na plecach i klatce.
Wszystko, co powyżej, to udogodnienia dla ducha (zwłaszcza tego sportowego). To, co czeka nas w środku, to już udogodnienia dla ciała. Przestronne i eleganckie wnętrze jest wykończone z materiałów bardzo dobrej jakości. Jeśli chodzi o ergonomię, to dostajemy to, do czego od kilku lat przyzwyczaiło nas Audi. Wewnątrz odnajdzie się i kierowca z Q5, i ten z malutkiej A3.
Wizualnie to czarno-srebrna klasyka, bez żadnych ekstrawagancji. Dla mnie osobiście Audi robi jedne z najładniejszych i najlepiej wykonanych wnętrz. Elegancki luksus w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Dla tych, którzy swoją SQ7-ką chcą wozić więcej osób, zaplanowano trzeci rząd z dwójką siedzeń (dopłata 5590 zł).
Przy aucie tej klasy (i w tej cenie) kierowcę może wspierać nawet do 24 systemów. Część dotyczy bezpieczeństwa, inne z nich oszczędności (komputer przy normalnej jeździe pokazywał średnie spalanie ok. 11l/100km) czy komfortu jazdy. Pomijając standard w dzisiejszych czasach jak np. asystent parkowania, czujnik martwego pola czy dodatkowe kamery, ciekawy jest także asystent jazdy. System nie tylko potrafi odczytać znaki i wyświetlać je na ekranie (pomocne jeśli zorientujemy się, że nie zwróciliśmy uwagi na to, ile możemy jechać), ale i w trybie aktywnego tempomatu będzie w stanie samodzielnie dostosować do nich prędkość jazdy.
Królewskie auta mają do siebie to, że kosztują także po królewsku. Audi SQ7 zaczyna się od 427 900 zł, a sensowne dołożenie dodatków bardzo szybko wywinduje jego cenę z dobrego mieszkanie 2-pokojowego do takiego z 3-ma pokojami w dobrej lokalizacji i z luksusowym wykończeniem. Ta "S-ka" z przodu jest naprawdę kosztowna. To ok. 150 tys. zł więcej niż za najtańszą możliwa Q7 z salonu. Dostajemy za to prawdziwie sportowo-użytkowego SUV-a. Pewnie nawet trochę bardziej sportowego niż użytkowego. Audi SQ7 to... dyskretnie niedyskretne auto. Można być pewnym, że wielkością zwróci uwagę, ale już niekoniecznie zdradzi, co tak naprawdę potrafi. A potrafi wiele.