"Maderagate" może nieco namieszać w politycznej przyszłości Ryszarda Petru. Czy jednak powinno nas w ogóle obchodzić to, gdzie, kiedy i z kim odpoczywają politycy? Niektórzy twierdzą dziś, że to nie na miejscu. Tymczasem jest kilka historii z zagranicy, które pokazują, jak tam podchodzi się do ich lokalnych skandali obyczajowych. Niezależnie od ich skali, politycy muszą pamiętać o jednym – im wyżej się zachodzi w hierarchii, tym granica między tym, co prywatne i publiczne, coraz mocniej się zaciera.
Prywatnie, nie publicznie
Od kiedy w sieci pojawiło się zdjęcie Ryszarda Petru w towarzystwie Joanny Schmidt lecących na urlop, wiele komentarzy skupiło się nie tylko na politycznie niezręcznym terminie tej podróży, ale i jej składzie osobowym. Przez wiele godzin koledzy Petru i Schmidt z Nowoczesnej tłumaczyli, że to wyjazd służbowy, choć niewiele na to wskazywało. Po powrocie z Portugalii sam Ryszard Petru przyznał jednak, że z partyjną koleżanką wyleciał tam prywatnie.
– Wyjazd był prywatny, nie wydano na niego ani złotówki publicznej – stwierdził Petru, próbując uciąć temat. Zgodził się odpowiadać na każde polityczne pytanie dotyczące tej "daleko idącej niezręczności". O stronie prywatnej zamierza milczeć. W tym postępowaniu wspiera go wielu sympatyków, którzy oburzają się na grzebanie w prywatnym życiu polityka, gdy nie ma to żadnego związku z jego rolą w państwie.
"Wiadomości TVP" zrobiły o sprawie materiał z wymownym komentarzem... Zenka Martyniuka pt. "Przez twe oczy zielone". W środę "Super Express" opisuje już, jak to "Ryszard Petru nie pierwszy raz przeleciał się z Joanną Schmidt", wymieniając ich wspólną podróż do Londynu i objazdy po Polsce.
Francuskie amory
O miksowaniu publicznych i prywatnych spraw mogliby opowiedzieć tu trochę zagraniczni koledzy po fachu. Tam tego, co prywatne, podchodzi się dwojako.
Jak na przykład prezydent Francji Francois Hollande. Wszyscy dobrze pamiętamy przecież, co działo się wokół niego zimą 2014 roku, gdy do mediów dostało się zdjęcie przypadkowo zrobione mu na jednej z prywatnych przejażdżek skuterem po Paryżu. – Mam jedną zasadę – prywatne sprawy załatwia się prywatnie – odpowiadał wówczas Hollande. Nie pomogło to jednak w uciszeniu dyskusji o tym, że swoim ulubionym skuterem jeździł do mieszkania, w którym spotykał się z aktorką Julie Gayet.
Już wówczas za sprawą swoich działań w Pałacu Elizejskim Francois Hollande był najmniej popularnym francuskim politykiem. Przypadkowo wypływające kontrowersje związane z jego życiem prywatnym nie pomogły, ale też politycznie go nie zabiły. Kilka zdjęć na skuterze uruchomiło lawinę oburzenia nie ze względu do kogo jeździł, ale... czym. Francuzi nie mogli mu wybaczyć, że prywatnie jeździł maszyną włoskiej marki Piaggio, gdy podobne modele produkuje francuski Peugeot.
Jeden lepszy od drugiego
O tym, że im dalej chce się zajść w polityce, tym częściej sfera prywatna będzie pełnoprawnym tematem debaty publicznej uczy też historia innych potężnych Francuzów. Nicolas Sarkozy miał trzy żony, co najmniej tyle samo kochanek i od zawsze były to sprawy pasjonujące wyborców równie mocno, co proponowany przez niego program. Prywatywne sprawy obyczajowe przyciągały do niego uwagę na długo nim został premierem. Z ostatniego, przypadającego na jego prezydenturę małżeństwa z Carlą Bruni sam uczynił już więc publiczny show. Nigdy nie były to jednak kwestie kluczowe.
Znak czasów, w których największe emocje wzbudzają celebryci? Kłam temu zadaje historia medialnego zainteresowania wokół prywatnego życia słynnego Françoisa Mitterranda. Był jednym z najpopularniejszych francuskich polityków wszech czasów, ale popularność zawdzięczał równie mocno wizerunkowi stanowczego lidera, co i niekończącemu się zainteresowaniu wokół życia prywatnego.
Spekulacje o tym, z kim się spotyka długo nie przysparzały Mitterandowi większych problemów wizerunkowych. Może dlatego, że niezbyt mocno zdawał się nimi przejmować. Prawdziwy skandal, który odcisnął się silniejszym piętnem na jego wizerunku wywołało dopiero ujawnienie w 1994 roku, iż prowadząc podwójne życie począł córkę, której istnienie ukrywał.
Co kraj, to obyczaj
Niedługo później świat polityki żył prywatnymi sprawami innego wpływowego polityka. Wszyscy pamiętamy przecież, jak pod każdą szerokością geograficzną dyskutowano o tym, co miało dziać się w Gabinecie Owalnym Białego Domu, gdy ówczesny prezydent USA Bill Clinton spotykał się w nim ze stażystką Monicą Lewinsky.
Gdy raz zajdzie się w polityce wysoko, z tego zainteresowania świata życiem prywatnym nie zwalnia już nawet polityczna emerytura. Dobrym przykładem na to jest historia byłego kanclerza Niemiec Helmuta Kohla. Nim na dobre zajęto się dopiero kilka lat po ustąpieniu z kanclerskiego fotela, ale za to niemieckie media i plotkujący wyborcy szybko nadrobili sobie za wszystkie czasy.
Nieskazitelny wizerunek Kohla upadł już, gdy wybuchła afera finansowa w CDU, ale na dobre w oczach Niemców pogrążyły go kolejne wypływające historie o tym, jak nieczułym był ojcem, złym mężem i jaką rolę w tym wszystkim odgrywała ponad 30 lat młodsza od niego pracownica urzędu kanclerskiego Maike Richter. Na sam koniec tego serialu grzebania w prywatnych brudach Kohl się poddał i sam o usankcjonowaniu tego związku tuż po ślubie opowiedział tabloidowi "Bild".
Niezłomna Angela
Takie przykłady z historii polityki można wyliczać w nieskończoność, bo niewielu jest polityków, którzy życie prywatne naprawdę skutecznie potrafią oddzielać od publicznego i je chronić. Mistrzyni w tym temacie jest dziś jedna.
To Angela Merkel, o której prywatności nikt zbyt wiele nie rozprawia, bo nawet nie ma do tego żadnego punktu zaczepienia. Jaka była w młodości? Może imprezowała, może wierzyła w socjalistyczne idee NRD, w którym żyła? Czy tak było, nikt nie wie. Wiadomo tylko, że zawsze starannie dobierała przyjaciół. Do dziś najbliżej dopuszcza tylko tych prawdziwych, którzy wiedzą, jaką wagę ma milczenie.
Jak układa się jej w życiu prywatnym? Żeby przeciętni Niemcy mieli się nad tym zastanawiać, wcześniej musieliby znać choćby imię i nazwisko jej męża. Tymczasem o tym, iż to ceniony fizyk kwantowy Joachim Sauer, pamięta niewielu. Merkel i Sauer nie dali nawet zbyt wiele okazji do tego, by kojarzyć wspólnie ich twarze. Przez te wszystkie lata, gdy Angela Merkel rządzi Niemcami, jej mąż pojawił się publicznie zaledwie kilkanaście razy, gdy wymuszały to okoliczności protokolarne.
Nieco bardziej rozmowny przez chwilę był tylko pierwszy małżonek niemieckiej kanclerz, z którym była w latach 1977-1982 i którego nazwiska do dziś używa. Jednak i on nie zdradził zbyt wiele. – Nie było między nami chemii – wyznał w jednym z wywiadów. Co jeszcze zdradził? Najciekawsze było chyba to, iż stwierdził, że dziś nadawałby się jedynie na kierowcę "żelaznej kanclerz" i w sumie cieszy się, że czasów kariery politycznej Angeli nie doczekał.
Do tych zwierzeń Ulricha Merkela pchnęła chyba jedyna popełniona przez niemiecką kanclerz wpadka związana z ochroną życia prywatnego. Pytana o pierwsze małżeństwo, musiała coś odpowiedzieć i rzuciła, iż w 1977 roku stanęła przed ołtarzem tylko dlatego, że "wszyscy wokół się pobierali". Byłego męża trochę to zabolało.
Zwykle Angela Merkel robi jednak coś, na co większość jej kolegów płacących prywatnością za polityczne ambicje nie stać. Po prostu trzyma język za zębami, waży słowa, a przed kamery pcha się tylko wtedy, gdy to konieczne. Świetnie zdaje też sobie sprawę z tego, gdzie może czuć się bezpiecznie, a gdzie pozostaje politykiem przez 24 godziny 7 dni w tygodniu. Na pokładzie rejsowego samolotu na to poczucie bezpieczeństwa Merkel, by sobie nie pozwoliła. Ani w tysiącach innych miejsc. – Lubię gotować. Przestaję być kanclerzem, gdy stoję przy kuchni – oznajmiła w jednym z wywiadów.