Zaciągał kredyty, które miały być na remonty kościoła. Część przeznaczył na zakup luksusowych aut. Gdzie są teraz? – Też chcielibyśmy wiedzieć – mówią pracownicy Urzędu Miasta i Gminy w Szadku. Są ciekawi bo gmina musi spłacić teraz zobowiązania księdza. Jej włodarze przyjęli to ze spokojem, ale po ostatnich wydarzeniach już nie wytrzymali.
– Proszę poczekać, dziś wydamy specjalne oświadczenie. Mamy dość już tej sprawy – w głosie Wandy Nowak, sekretarz szadkowskiego urzędu słychać zdenerwowanie. Do urzędu dotarły wieści, że z ambony padły zapewnienia o spłacaniu długów księdza. W urzędzie już nie wytrzymano.
Dlaczego mamy płacić?
Proboszcz Andrzej C. zmarł przed kilkoma laty, ale mieszkańcy Szadka wciąż o nim mówią. Niestety, niezbyt ciepło, bo będą spłacali długi po kapłanie.
– Moim zdaniem były ksiądz, oszukał parafię. Mieszkańcy pytają mnie, dlaczego my musimy ponosić odpowiedzialność, a nie kuria? Obawiają się, że podniesione będą podatki, aby zapłacić zobowiązania – opowiada Alicja Subczyńska, radna Szadka. Ksiądz C. zapisał się mało chlubnie w historii miasteczka. W 2013 r. podczas inwentaryzacji parafii przez nowego proboszcza okazało się, że zniknęły barokowe obrazy, kielichy i figury. Zastąpiły je kopie.
Prokuratura umorzyła sprawę wobec niewykrycia sprawcy. Skradzione przedmioty cudowanie się odnalazły. Podrzucono je na próg jednej z parafii. Złodziej pewnie wystraszył się, że towar trudno będzie sprzedać. A teraz wybuchła sprawa długów.
Nie chcieli spadku, gmina musiała
Zobowiązania byłego księdza to ponad 400 tysięcy złotych. Kredyty zaciągał, jako osoba prywatna m.in. na remont kościoła. Okazało się, że część wydał na luksusowe auta. Zostawił po sobie mieszkanie, ale i zobowiązania. Sprawa spadku po nim ciągnęła się kilka lat. – 39 spadkobierców odmówiło przejęcia spadku po nim. My niestety, nie mieliśmy wyjścia. Przepisy obligują nas do przejęcia spadku po mieszkańcu gminy – tłumaczy Wanda Nowak, sekretarz urzędu gminy.
To dużo jak na Szadek
Gmina wystraszyła się komornika, aby też ścigający wierzytelności księdza nie zablokował konta urzędu. Wówczas gmina straciłaby płynność finansową. Na listopadowej sesji radni postanowili sprzedać mieszkanie, które zostało po księdzu. To około 60 metrów kwadratowych, w bloku. Gmina musi zapłacić jego równowartość. – Rzeczoznawca wycenił je na 130 tysięcy złotych. W naszej ocenie wycena, jak na warunki Szadku, jest zbyt wysoka – tłumaczy. Jeśli gmina sprzeda lokal za mniejszą kwotę, będzie musiała dopłacić. A gdzie są auta po księdzu? – Też chcielibyśmy wiedzieć – odpowiada sekretarz urzędu gminy.
Żal tych pieniędzy
Urzędnicy spieszą się z zamknięciem sprawy. – To spora kwota. Za to można byłoby zrobić z 700 metrów drogi przez Góry Prusinowskie. Przydałaby się bardzo – komentuje Alicja Subczyńska.
Kolejny szadkowski rajca Stanisław Bralczyk dodaje: – Pewnie, że żal tych pieniędzy. Mamy 20 milionowy budżet, ale czasem szukamy w nim 10 czy 20 tysięcy złotych. Podejrzewam, że gdyby można było pozwać kurię, to burmistrz z pewnością zrobiłby to.
Niezręcznie na kolędzie mówić o długach
Parafia w Szadku podlega kurii biskupiej we Włocławku. Jej rzecznik ks. Artur Niemira przyznaje, że nie dotarły do niego echa szadkowskiej afery. – W sprawie spadków księży obowiązują nas takie same prawa, jak wszystkich. Kuria raczej nie była wspomniana, jako spadkobierca. Słyszałbym o tym – mówi ks. Niemira. Zadzwoniliśmy do obecnego proboszcza szadkowskiej parafii. – Przepraszam, ale jestem na kolędzie. W trakcie modlitwy – usłyszeliśmy.
Mają nadzieję, że nie dopłacą
W Szadku i okolicach ostrożnie podchodzą do wpierania parafii. Nauczeni są przykrym doświadczeniem. – My swoich księży nie rozpieszczamy. Nie dajemy na składkę. A zaczęło się właśnie za poprzedniego proboszcza. Sołtys przyszedł, abyśmy dali pieniądze na ogrzewanie parafii. Nie daliśmy – opowiada mieszkanka wsi pod Szadkiem. Miasteczko liczy zaledwie 2 tysiące duszyczek. Kościół wciąż pozostaje najokazalszą budowlą. O Szadku najczęściej wspomina się, że stąd pochodzi radiowiec, Marek Niedźwiecki. Wyjechał za pracą, jak wielu...
– Młodzi sobie jakoś radzą. Dojeżdżają do pracy do Łodzi. Najgorzej mają ci co chcą sobie dorobić do renty. Dla nich liczy się każdy grosz – opowiada Honorata Dubiel z Choszczewa, które należy do szadeckiej parafii. Oczywiście słyszała o długach poprzedniego proboszcza. – Mam nadzieję, że uzyskane ze sprzedaży mieszkania pieniądze wystarczą na pokrycie długu. Mam taką nadzieję, bo zorientujemy się, że coś dorzucono nam do podatków na spłatę zobowiązań – komentuje Dubiel.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl