
Reklama.
– Gdybym zajmował się tylko tym, pewnie i tak zarabiałbym niezłą kasę – mówi naTemat pan Tomasz Zarembski z keyhome.pl, który zatrudnia kilkadziesiąt osób i prowadzi firmę zajmującą się remontami i wykończeniem mieszkań. Często jednak dokonuje także odbiorów. Nawet nie afiszuje się z tym w internecie, bo chętni sami dzwonią.
Z płynem do mycia na odbiór
Dzwonią sami, bo choć o odbiorach mieszkań mówi się mało, to branża, która nie wymaga specjalnego rozgłosu. Przecież wypadałoby, żeby ktoś na to wymarzone mieszkanie przed odbiorem zerknął. Ktoś, kto się na tym zna – niektórzy klienci nie rozumieją, że mogą zgłaszać porysowane okna czy ubytki w tynkach. Większość nie ma narzędzi, np. odpowiednio długiej poziomnicy, żeby sprawdzić poziom posadzki czy sufitu. Wreszcie właściwie nikt nie zna stosowanych w budownictwie mieszkaniowym norm. I dlatego właśnie odbiory mają takie wzięcie.
Dzwonią sami, bo choć o odbiorach mieszkań mówi się mało, to branża, która nie wymaga specjalnego rozgłosu. Przecież wypadałoby, żeby ktoś na to wymarzone mieszkanie przed odbiorem zerknął. Ktoś, kto się na tym zna – niektórzy klienci nie rozumieją, że mogą zgłaszać porysowane okna czy ubytki w tynkach. Większość nie ma narzędzi, np. odpowiednio długiej poziomnicy, żeby sprawdzić poziom posadzki czy sufitu. Wreszcie właściwie nikt nie zna stosowanych w budownictwie mieszkaniowym norm. I dlatego właśnie odbiory mają takie wzięcie.
To rola osoby, która odbiera nasze mieszkanie, żeby wiedzieć, że np. tynk na suficie nie może być grubszy niż 15 mm, a na ścianach 30 mm. Warto także znać triki stosowane przez wykonawców, którzy przykładowo nagminnie zostawiają w mieszkaniach do odbioru brudne okna.
Zawsze biorę ze sobą płyn do mycia szyb i myję okna, sprawdzam czy są rysy, czy ramy nie są zarysowane np. przez tynkarzy.
Tysiące mieszkań, miliony do wzięcia
Ponieważ mieszkań do wzięcia jest coraz więcej, rynek rośnie w oczach. Według obliczeń Home Broker od grudnia 2015 do listopada 2016 deweloperzy w całej Polsce oddali prawie 78 tys. mieszkań (wzrost rok do roku o 29,5 proc.!) oraz rozpoczęli budowę kolejnych 86 tys. To w zdecydowanej większości mieszkania od 40 do 60 metrów kwadratowych, z dwoma, trzema pokojami.
Ponieważ mieszkań do wzięcia jest coraz więcej, rynek rośnie w oczach. Według obliczeń Home Broker od grudnia 2015 do listopada 2016 deweloperzy w całej Polsce oddali prawie 78 tys. mieszkań (wzrost rok do roku o 29,5 proc.!) oraz rozpoczęli budowę kolejnych 86 tys. To w zdecydowanej większości mieszkania od 40 do 60 metrów kwadratowych, z dwoma, trzema pokojami.
Odbiór takiego mieszkania w Warszawie lub w okolicach stolicy to wydatek rzędu 250–350 złotych. Nieco taniej jest w innych częściach Polski – w Krakowie lub we Wrocławiu mieszkanie można odebrać nawet od 150 złotych. Łatwo policzyć, że w całym kraju branża każdego roku ma do "wyjęcia" z budowy nawet kilkanaście milionów złotych przy bardzo niskich kosztach własnych.
Bo do pracy w odbiorze potrzeba tylko kilku narzędzi, choćby do mierzenia kątów czy płaszczyzn. Liczą się przede wszystkim własna wiedza i doświadczenie. – Dobrze być inżynierem z uprawnieniami, żeby móc pełnić funkcję inspektora nadzoru, bo do tego się tak naprawdę ta rola sprowadza. Ale wymagań formalnych nie ma, w prawie budowlanym nie ma takiego zawodu, to w zasadzie taki pomocnik. Można zaprosić wujka, który się zna, i będzie tak samo. Potrzeba wiedzy, doświadczenia i narzędzi, które są w polskich normach do sprawdzania tynków czy kątów – tłumaczy naTemat Przemysław Wyszkowski z fachowyodbiormieszkania.pl.
Najczęściej decydujemy się jednak na sprawdzonych fachowców. W "pakiecie" jest praktycznie wszystko. – Sprawdzam kąty, robię odwierty w tynkach, mierzę ich grubości, sprawdzam posadzki – mówi Zarembski. Do tego dochodzi znalezienie pęknięć, ubytków, sprawdzenie wentylacji czy wyszukanie rys na oknach.
– Sam kupiłem mieszkanie na 30 lat w kredycie. Często tłumaczę klientom: dajecie pół miliona, 600 tysięcy, a nawet więcej. Jak kupujemy wypasioną brykę, a ona gwiżdże na autostradzie, bo mamy krzywe drzwi, to zwracamy ją. Mieszkanie to nie jest taka prosta sprawa, ale chociaż te normy powinny być zachowane – podkreśla Zarembski.
Warto być koszmarem dewelopera
Dotrzeć do klienta można przez internet. Praktycznie każda firma – nieważne czy chodzi o dużą spółkę czy jednoosobową działalność – ma swoją witrynę. Im lepiej wypozycjonowana w wyszukiwarce Google, tym więcej telefonów od zainteresowanych.
Dotrzeć do klienta można przez internet. Praktycznie każda firma – nieważne czy chodzi o dużą spółkę czy jednoosobową działalność – ma swoją witrynę. Im lepiej wypozycjonowana w wyszukiwarce Google, tym więcej telefonów od zainteresowanych.
Niektóre firmy idą dalej – prowadzą na Facebooku profesjonalne profile, na których zamieszczają zdjęcia... odebranych lokali wraz z listą odnalezionych usterek.
Zdecydowanie istotniejsze są polecenia od zadowolonych klientów. Jeden zadowolony z odbioru – czyli z takiego, na którym deweloper zostanie zasypany usterkami – przekaże numer kolejnej osobie, która przygotowuje się do tego samego. – Pracuję w tym prawie dziesięć lat, mam dużo poleceń – potwierdza Wyszkowski. Bardzo często jeden fachowiec potrafi odebrać dosłownie pół nowego osiedla. Dla takich przypadków przewidziane są zresztą zniżki. Na grupowym umawianiu się można zaoszczędzić kilka złotych, a fachowiec ma wtedy cały dzień pracy. Zarembski twierdzi, że na 60-metrowym mieszkaniu schodzi mu się około dwóch godzin. W ciągu dnia fachowiec może wykonać nawet kilka odbiorów, choć to zależy od liczby usterek. Wtedy zarobek gwałtownie rośnie – to już setki złotych, a nawet około tysiąca.
Z drugiej strony zdarzają się przestoje, zwłaszcza latem. – Czasami jest jeden odbiór (w ciągu dnia – red.), czasami dwa, czasami zero – przyznaje Wyszkowski. Lepiej jest pod koniec roku, kiedy deweloperzy próbują wypchnąć na rynek jak największą ilość mieszkań.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl