O tragedii tej Polki i jej rodziny mówił nawet premier Australii. Bo Ania Sowter to niezwykła osoba. Zrobiła więcej dla Polaków niż niejedna instytucja, a jej "The Polish Place" było miejscem, które pod eukaliptusami przybliżało nasz kraj. Pożar zniszczył dorobek życia Ani i jej rodziny. Tragedia poruszyła Australijczyków. Z pomocą ruszyła też Polonia, a okazuje się, że i w Polsce wiele osób deklaruje pomoc.
Jarosław Wygnański to postać znana w Chełmnie. Od lat prowadzi tutaj zespół ludowy, który działalność zaczynał jeszcze przy PGR Zegartowice. Wygnański kieruje również firmą szyjącą stroje ludowe. – Powstała z pasji. Rodzice uszyli pierwsze stroje na nasze potrzeby, ale mieli niedosyt – uśmiecha się. Wśród jego klientów są polonusi z Antypodów. – Gdy dostałem list z urzędu marszałkowskiego z pytaniem, czy nie pomógłbym, a potem, gdy przeczytałem, co ta kobieta zrobiła dla Polonii, to nie mogłem stać obojętny. Pośpiesznie skompletowałem kilka strojów, które mieliśmy na składzie – opowiada.
Premier obiecuje pomoc
– To katastrofa dla społeczności Tamborine Mountain – tak premier Australii, Malcolm Turnbull, skomentował wieści o pożarze. Zapewnił, że wesprze odbudowę. "The Polish Place" to niezwykłe miejsce na mapie we wschodniej Australii. Nie tylko z powodu widoków z tarasu. Do tej restauracji, galerii pamiątek z Polski i po prostu domu Anny Sowter, ciągnęło wielu Polaków i Australijczyków. Wszyscy do gospodyni zwracali się zdrobniale – Ania. Atmosferę tego miejsca przez ponad 34 lata tworzyła wraz z małżonkiem, Philem. Goście zachwyceni byli kuchnią i życzliwością gospodarzy. Przejęli się wieścią o tragedii rodziny.
Nie zdążyła wynieść jej z płomieni
To cud, że rodzina przeżyła. Swąd dymu obudził Annę w środku nocy 30 grudnia. Wydobywał się z części kuchennej restauracji. Anna pospiesznie obudziła małżonka i wnuczkę. Wybiegli z domu w ostatnim momencie. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Stracili wszystko.
Pożar pochłonął m.in. kolekcję strojów ludowych z Polski, niezwykły zbiór bursztynów. Anna z żalem mówiła, że spłonęła księga gości. W środku został też pies, który był z rodziną od 15 lat.
Kamery uchwyciły powitanie
Wkrótce po pożarze rodzinę odwiedził polski ambasador, Paweł Milewski. Przyjechał nie tylko z tego powodu, że rok wcześniej Sowter została uhonorowana przez ambasadę za zasługi dla Polonii. Anię zastał na progu spalonego domu. Moment ich przywitania uchwyciły kamery australijskich operatorów.
Przywitali się jak rodzina. – Nie spotkałem w Australii żadnej osoby polskiego pochodzenia, która nie wiedziałaby o istnieniu "The Polish Place" – komentował Milewski.
Córka Anny: To będzie absolutnie niesamowity rok
Tragedia nie załamała niezwykłego małżeństwa. Otuchy dodali liczni znajomi. Kilka dni po pożarze Belinda Bozykowska, córka Anny na profilu "The Polish Place" opublikowała wpis, który chwyta za serce: "Moja mama Ania zawsze mówiła: – Droga do sukcesu jest zawsze w budowie. Nie wiem, skąd ma ten cytat, ale to naprawdę jest świadectwem optymistycznego typu człowieka, zwłaszcza po tym wszystkim, co moi rodzice przeszli w ciągu ostatnich 12 dni. Ciągle jestem zdumiona ich siłą".
Anna i Phil chcą nie tylko odbudować "The Polish Place", ale stworzyć jeszcze większe i bardziej atrakcyjne miejsce. Bozykowska dopisała, że wspiera ich cała Australia. Z entuzjazmem zakończyła wpis: "Z niecierpliwością czekam na odbudowę. 2017 rok będzie absolutnie niesamowity". Pod wpisem pojawiło się natychmiast wiele komentarzy. Internauci nie pozostawiają wątpliwości, co sądzą o niezwykłej parze.
Specjalny wysłannik Torunia
Historia Ani Sowter poruszyła też wiele osób w Polsce. W Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu pośpiesznie zorganizowano zbiórkę dla Anny i Phila. – Jeden z pracowników naszego urzędu przeczytał o tragedii. Okazało się również, że do Australii leci osoba współpracująca z urzędem. Przez niego chcemy nawiązać bliższy kontakt z rodziną. Dowiemy się, jakiej pomocy najbardziej potrzebują – opowiada Beata Krzemińska, rzecznik prasowy urzędu marszałkowskiego.
Wspomniany "pracownik urzędu" to Beata Sawińska. To ją poruszyła tragedia w Australii. – Australia interesuje mnie z powodu miłości syna do tenisa. Śledzimy zawsze Australian Open". A to małżeństwo jest niesamowite! W zbiórkę pieniędzy zaangażował się nawet premier Australii. Powstała specjalna platforma do wpłacania środków. Na stronie naszego MSZ-u można o tym poczytać – zachęca Sawińska.
Do Australii poleciał Cezary Bartosiewicz, toruński żeglarz. Zawiezie paczkę, która może będzie początkiem odbudowy utraconej kolekcji pamiątek z Polski. – Dziś już powinni dotrzeć do polskiego konsulatu. Tam zostawią paczkę dla Sowterów – dodaje Sawińska. Kilka strojów ludowych i swoich płyt dorzucił Zespół Pieśni i Tańca Ziemia Bydgoska. Jego kierownik, Elżbieta Kornaszewska, tłumaczy: – To symboliczne wsparcie, ale z pewnością będziemy chcieli jeszcze pomóc.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl