Zdjęcie pułkownika salutującego byłemu pracownikowi apteki Bartłomiejowi Misiewiczowi obiegło w ciągu ostatniej doby internet i wywołało burzę. Mimo usilnych starań trudno znaleźć osobę, która staje w obronie oficera. Rozmawialiśmy z nim, ale nie był skory do dyskusji.
Serial o ministerialnych przygodach Bartłomieja Misiewicza trwa i ma się dobrze. Właśnie rzecznik MON okazał się wielkim macho białostockiej dyskoteki, a równocześnie w sieci krąży zdjęcie, na którym widać, jak pułkownik Wojska Polskiego oddaje mu honory.
W sieci zawrzało, a komentarze w stylu "to poniżanie honoru polskiego oficera" należą do tych delikatniejszych. Większość piszących widzi sprawę, mówić oględnie, politycznie. Jedyne osoby, które choć trochę bronią oficera, przekonują, że to zachowanie może wynikać z obawy o utratę pracy.
Zidentyfikowaliśmy oficera, który prężył się przed podwładnym Antoniego Macierewicza. To dowódca 1. Grójeckiego Ośrodka Radioelektronicznego płk. Andrzej Kozera. Zdjęcie, które obiegło internet, znajduje się na oficjalnej stronie internetowej jednostki. Zrobione zostało w maju 2016 roku, przy okazji krótkiej wizytacji rzecznika.
Ojczyznę kocham i szanuję
– Ja jestem żołnierzem zawodowym z krwi i kości. Służę całym sercem Rzeczpospolitej – powiedział tylko płk. Kozera, gdy zapytaliśmy go o sytuację z fotografii. – A polityką się nie interesuję – zakończył rozmowę.
Przypomnijmy, że to nie pierwsza taka sytuacja. Podczas obchodów 96. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą nakręcono filmik, na którym widać jak ministerialny rzecznik kieruje się w stronę żołnierzy. Na jego widok zaczyna grać orkiestra, następuje pokłon sztandaru, a pododdział karnie czeka aż Misiewicz zbliży się do pomnika. – Czołem żołnierze! – krzyczy. – Czołem, panie ministrze! – wrzeszczą żołnierze.
Powinność, nadgorliwość czy skandal?
Niektórzy internauci przekonują, że zachowanie płk. Kozery wynika właśnie z typowo wojskowej natury. Podobnie postrzega to doświadczony dziennikarz wojskowy. – Wazeliniarstwo jest, niestety, sposobem na karierę także w Wojsku Polskim. W armii przed 1989 r. można było spotkać oficerów, którzy stopnia pułkownika dochrapali się nosząc teczkę, lub parząc kawę komu trzeba. Dziś widać, że nadal jest to dobra droga do awansu – mówi Andrzej Walentek.
– To trochę nadgorliwość. Oficer zobaczył w Misiewiczu przedstawiciela ministerstwa i prawdopodobnie stąd takie zachowanie – przypuszcza ekspert ds. ceremoniału państwowego dr Janusz Sibora. Ale były żołnierz jednostek desantowych i operator GROM płk. Krzysztof Przepiórka nie kryje oburzenia. – To dewaluuje jedną z żołnierskich podstaw, jaką jest oddawanie honorów – denerwuje się, gdy pytamy go o jego ocenę sytuacji.
Co na to przepisy
Jak wiadomo, wojsko na regulaminie stoi - tak było, jest i będzie. A Regulamin Ogólny Sił Zbrojnych RP mówi jasno i wyraźnie: oddawanie honorów jest oznaką żołnierskiego szacunku dla tradycji, symboli (barw i znaków) narodowych i wojskowych oraz przełożonych i starszych, a także przejawem koleżeństwa, dobrego wychowania, dyscypliny i spoistości wojska. W dziesięciu punktach wymieniono tam, komu żołnierz ma salutować. Np. prezydentowi, marszałkom sejmu i senatu, premierowi i ministrowi obrony narodowej.
O cywilnych pracownikach resortu nie ma w tym światłym dokumencie ani słowa. – Salutowanie to żołnierska forma powitania, ale zarezerwowana dla przełożonych – podsumowuje były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej.
Najgorsze jest to, że gdyby to wszystko był serial telewizyjny, to można by się było pośmiać jak na sitcomie. Gorzej, że to rzeczywistość, która w przypadku Misiewicza od początku zakrawa na horror.