
Reklama.
O Bartłomieju Misiewiczu można powiedzieć wiele. Kawaler orderu, zasłużony dla obronności kraju, któremu generałowie oddają honory wojskowe. Ostatnio zrobiło się o nim głośno po tym, jak na dyskotekę wybrał się rządową limuzyną i tam miał zaczepiać studentki. Przy wszystkich tych okazjach krytycy rzecznika MON często mówią o nim jako o "aptekarzu" Okazuje się jednak, że Bartłomieja Misiewicza nie można nazywać farmaceutą i aptekarzem. Taki tytuł podlega ochronie prawnej, a Misiewicz na niego nie zasłużył.
To, że pupilek szefa MON pracował swego czasu w aptece w Łomiankach nie daje bowiem żadneo prawa do nazywania go aptekarzem. Tytułem farmaceuty może się na terenie Polski posługiwać wyłącznie osoba, która posiada dokument "Prawo wykonywania zawodu farmaceuty". Tymczasem Bartłomiej Misiewicz od 7 lat próbuje zdobyć dopiero licencjat i to na zupełnie innym kierunku niż farmacja.
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl