Najsłynniejsza scena, najsłynniejszego filmu w konwencji "found footage" – "Blair Witch Project"
Najsłynniejsza scena, najsłynniejszego filmu w konwencji "found footage" – "Blair Witch Project" Klatka z filmu "Blair Witch Project" / http://youtu.be/Z66RpatHajQ
Reklama.
"Found footage" to gatunek filmowy, a raczej sposób w jaki niektórzy filmowcy chcą nam przekazać swoje historie. Choć wielu wróży upadek konwencji znalezionych taśm, kolejne produkcje trafiają na ekrany. Ostatnio poznaliśmy zajawkę filmu "V/H/S", który pojawi się w kinach na jesieni. Zapowiada się, że przekroczy kolejne granice…
UWAGA!!! DRASTYCZNE SCENY!!!

Znalezione taśmy to filmy pokazujące historię najczęściej z punktu widzenia kamery trzymanej przez bohaterów. Najbardziej znanym filmem w tej konwencji oraz jednym z prekursorów, jest "Blair Witch Project". Przed nim powstawały podobne produkcje, ale żadna z nich nie trafiła do szerszej widowni. Marketingowcy zrobili świetną robotę wykorzystując ten sposób ukazania historii do rozreklamowania filmu. Był on owiany aurą tajemniczości, tak, by widzowie nie byli pewni, czy oglądają zaaranżowane sceny, czy taśmy naprawdę znalezione w lesie. Udało się – budżet wynosił według różnych szacunków, pomiędzy 20 a 750 tysięcy dolarów, a zarobił prawie ćwierć miliarda.
"Blair Witch Project" miało wielu swoich naśladowców, choć długo wydawało się, że ten sposób ukazania filmu nadawał się tylko do jednorazowego wykorzystania. Było tak do czasu "[REC]". Hiszpański klaustrofobiczny zombie horror pokazał, że to jeszcze nie koniec znalezionych taśm. Tak spodobał się Amerykanom, że już rok później mogliśmy obejrzeć ich, również całkiem niezłą, wersję filmu.
W międzyczasie do kin trafił jeszcze "Projekt: Monster", który wyprodukował J.J.Abrams - znany głównie ze scenariusza, reżyserii i produkowania serialu "Zagubieni" ("Lost"). Jako pierwszy większy gracz spróbował zrobić film w ten właśnie sposób. I wyszło mu to genialnie. Dodał od siebie ciekawy element do konwencji – film przerywały sceny, jakby nagrane wcześniej na tej samej kasecie. Kolejny rozwój gatunku znalezionych taśm nastąpił dzięki drugiej części "[REC]". Przeplatano tam obraz z paru różnych kamer, które znalazły się w centrum inwazji zombie.

Następny był "Paranormal Activity". Także przerażający horror, który raczej straszył aurą tajemniczości, niż wyskakującymi zza pola widzenia obiektywu potworami. Tak jak "[REC]" i "Blair Witch Project", jego twórcy nie poświęcili wiele pieniędzy na produkcję, a udało się zarobić krocie. Dlatego postanowiono nakręcić jeszcze dwie części.
Zachwycił także "Łowca trolli" – norweski film, również niskobudżetowy, który zabiera nas w świat, gdzie współczesność łączy się z baśniami. Planowana jest jego hollywoodzka przeróbka – Amerykanie coraz częściej zerka na filmy w konwencji znalezionych taśm. Tak zrobiono horror "Ostatni egzorcyzm", czy "Apollo 18" – horror s-f i "Kronika" – też science-fiction. Szczególnie dobrze przez widzów zostały przyjęte "Kronika", które przy budżecie piętnaście milionów, zarobiły ponad 126 milionów dolarów.
Na "Project X" poszła nasza kadra przed meczem z Rosją: Reprezentacja tęskni za imprezami? Kadra poszła do kina na kontrowersyjny film
Twórcy "Kac Vegas" stwierdzili, że nie tylko s-f czy horror można stworzyć w gatunku znalezionych taśm. I tak w marcu tego roku na ekrany trafił "Projekt X" – komedia opowiadająca o wielkiej imprezie. Specyficzna konwencja sprawdziła się również tutaj. Czy mogło być inaczej, w czasach, gdy minuty po powrocie z imprez wrzuca się do serwisów społecznościowych zdjęcia z nich? I o to właśnie chodziło – by oglądając "Projekt X" mieć wrażenie, że jest to film kręcony przez naszych znajomych. Reżyser Nima Nourizadeh ciekawie wykorzystał różne sztuczki, dodając do ujęć z kamery głównych bohaterów, także te z telefonów komórkowych czy kamer helikoptera i stacji telewizyjnych.
Również w Polsce doczekaliśmy się podobnego filmu. "Project: Zombie" to najtańsza z wyżej wymienionych produkcja. Jego twórca chwalił się na pokazie podczas Horror Festiwalu, że wydał na niego "dwie stówy" – tyle bowiem kosztował go pojemnik ze sztuczną krwią. Film często raczej śmieszył niż straszył, ale większość widzów doskonale się przy nim bawiła. Nie był, niestety, regularnie wyświetlany w naszych kinach, pojawił się tylko na paru pokazach specjalnych.

Co dalej ze znalezionymi taśmami? Czy doczekamy się np. komedii romantycznej w tej konwencji, a może pozostanie to domena głównie horrorów? Na pewno ten sposób przedstawiania historii ma mnóstwo potencjału, a widzowie go lubią, bo skraca dystans do bohaterów. Hollywood na pewno nie zawiedzie – bo, jak widać na przykładzie wielu takich produkcji, to po prostu się opłaca.