Ustawa o metropolii warszawskiej miała być tylko częścią wielkiego planu zdobycia stolicy i okolic dla PiS. Dołączenie okolicznych gmin do Warszawy miało być połączone ze stawianiem przed prokuratorem kolejnych urzędników ratusza, w związku z aferą reprywatyzacyjną. Z nokautującego ciosu wyszło wielkie nic, bo urzędnicy PiS wyprodukowali prawny bubel, a całe zamieszanie z metropolią, zamiast zaszkodzić PO, wyszło jej na dobre - ustaliła "Gazeta Wyborcza".
Ustawa metropolitalna sprzedawana przez PiS jako projekt poselski, jak donosi "Gazeta Wyborcza", powstawała w gabinetach gmachu MSWiA. Do jej napisania miało zasiąść czterech urzędników, a gdy projekt wydał się im gotowy, odesłali go do klubu parlamentarnego.
Twarzą ustawy zrobiono Jacka Sasina, którego wyznaczono na posła wnioskodawcę, a nawet nie zdążył projektu podpisać. Zresztą gdy wokół sprawy rozpoczęła się medialna wrzawa, nie miał pojęcia, że ma o ustawie opowiadać bo był w tym czasie w Brukseli. Wśród podpisów pod projektem był zresztą tylko jeden parlamentarzysta z Warszawy.
Dlaczego? Według informacji „Wyborczej” do „zebrania” podpisów posłużyły gotowe formularze poparcia, które w wolnych chwilach wypełniają politycy partii rządzącej. Gdy jest taka potrzeba, podpisy wyjmuje się z szuflady i dołącza do projektów ustaw.
Tak właśnie było z ustawą o metropolii warszawskiej. A na dodatek projekt mieli zbadać eksperci, ale nie zdążyli bo trafił do parlamentu w pakiecie z ustawą o metropolii śląskiej. Czyli w zasadzie przypadkiem i za wcześnie. Okazało się przy tym, że zawiera merytoryczne błędy, brakuje w nim zasad finansowania i dobrego uzasadnienia. Po tym jaz zaczęto go krytykować z w mediach, nawet w PiS zaczęto odwracać się od tego pomysłu. Trudno się więc dziwić, że Jacek Sasin "zajada" dziś smutki w drogiej restauracji.
Bo plan na przejęcie Warszawy i okolic był bardzo ambitny. Jak informuje "Wyborcza", projekt metropolii miał być połączony z uderzeniem w Hannę Gronkiewicz-Waltz na podłożu afery reprywatyzacyjnej. Zaczęły się w tej sprawie pierwsze zatrzymania i PiS miał już przygotowany cały program działań polityczno-medialnych. – Tydzień po pierwszych zatrzymaniach nadzwyczajna sesja rady miasta. Tego samego dnia kolejni urzędnicy ratusza przed prokuratorem. Do tego specjalny program w TVP Info, eksperci, łączenia na żywo. W gotowości wozy telewizji publicznej, kilka ekip kręci materiały do różnych audycji – opowiada informator dziennika z kręgów PiS.
A tym czasie zamiast wielkiego uderzenia w PO wyszła kompromitacja. A na dodatek Platforma szybko odbiła piłeczkę i rozpisała referendum w sprawie powiększenia stolicy (26 marca). Trudno wprawdzie wyrokować, ale można przypuszczać, że pomysł PiS w nim przepadnie.
Teraz w internecie pojawiło się zdjęcie posła Sasina stołującego się w ekskluzywnej restauracji. Nie byłoby to nic dziwnego - wszak polityk też człowiek i ma prawo jeść na mieście - gdyby nie to, że PiS, potępiając "ośmiorniczki" Platformy, zrobił z jedzenia w drogich restauracjach coś bardzo nagannego.
Kilka dni temu naTemat opublikował sylwetkę posła Jacka Sasina. "Pochodzi z Ząbek pod Warszawą. Blisko współpracował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Od dawna aspiruje, by pójść w ślady swojego mentora i zostać prezydentem stolicy, a potem, kto wie. Trampoliną do tego celu ma być firmowana przez niego ustawa o „wielkiej Warszawie”. Ale coś poszło chyba nie tak, bo stał się nagle obiektem zmasowanej krytyki i zaczyna być powoli wizerunkowym obciążeniem dla PiS. Symbolem buty i arogancji. Kim jest „metropolita warszawski” Jacek Sasin?" - pisał Jarosław Karpiński.