Pochodzi z Ząbek pod Warszawą. Blisko współpracował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Od dawna aspiruje, by pójść w ślady swojego mentora i zostać prezydentem stolicy, a potem, kto wie. Trampoliną do tego celu ma być firmowana przez niego ustawa o „wielkiej Warszawie”. Ale coś poszło chyba nie tak, bo stał się nagle obiektem zmasowanej krytyki i zaczyna być powoli wizerunkowym obciążeniem dla PiS. Symbolem buty i arogancji. Kim jest „metropolita warszawski” Jacek Sasin?
Nieważne że – jak wskazuje opozycja – projekt ustawy o nowym ustroju Warszawy to „bubel prawny przygotowany na kolanie”, że sam Sasin, który go firmuje nie wiedział, ile projekt liczy artykułów, wreszcie, że PiS potraktowało mieszkańców stolicy i podwarszawskich gmin niczym „ciemny lud” nie pytając ich o zdanie w sprawie reformy.... Mało istotne jest też to, że pod projektem podpisali się głównie posłowie spoza Warszawy, a nie podpisał się sam Sasin. Cel uświęca bowiem środki, a jednym z celów ma być próba „odbicia” przez PiS metropolii z rąk PO i Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Władzą PO w mieście bardzo zachwiała tzw. afera reprywatyzacyjna. Czy dobić Hannę Gronkiewicz-Waltz ma przeforsowanie nowego ustroju miasta? Według politologa prof. Rafała Chwedoruka, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego długofalowy cel PiS może być inny.
W co gra PiS?
– Wystarczy spojrzeć na wyniki ostatnich wyborów do Sejmu. Na 33 gminy, które miałyby z Warszawą wejść w ten związek metropolitalny, mniej więcej w połowie PiS dostał więcej głosów niż PO i Nowoczesna razem wzięte, w drugiej połowie PO i Nowoczesne zyskały więcej głosów niż PiS. Z punktu widzenia interesów PiS jest kompletnie obojętne czy powstanie ta metropolia. W podwarszawskich gminach w ostatnich latach zaszły ogromne zmiany demograficzne, wprowadziło się tam wiele zamożnych osób – zauważa prof. Rafał Chwedoruk.
O co więc chodzi? – Długofalowy sens tej reformy jest moim zdaniem inny. To jest probierz, test tego, czy jest akceptacja dla stworzenia województwa warszawskiego, które będzie odrębne od województwa mazowieckiego, bo to miałoby sens. Myślę, że w województwie warszawskim PiS i tak zawsze przegra wybory, natomiast w województwie mazowieckim wygra w cuglach. Postawi też w bardzo trudnej sytuacji PSL – podkreśla prof. Chwedoruk.
Na razie Sasin, który dał twarz „wielkiej Warszawie” jest atakowany ze wszystkich stron. W Ożarowie Mazowieckim został wygwizdany przez mieszkańców; a przeciwko forsowanym przez niego zmianom buntują się samorządowcy, którzy mówią „nic o nas bez nas”. Pojawiły się też głosy kojarzonych z prawicą publicystów, że „metropolita warszawski” ma wielki dar, by jak nikt w ostatnim czasie mobilizować wielkomiejski elektorat „antypis”.
– Żyjemy w tak dziwacznych czasach, że sam fakt obecności w mediach, nawet przy bardzo dużych kontrowersjach temu towarzyszących często sprzyja politykowi. Jeśli nagle o kimś informacje pojawiają się częściej, to może być to dla tego polityka atutem – ocenia prof. Chwedoruk. – Gdyby ta reforma została dopracowana, to może dzielić wszystkie elektoraty w poprzek i to też może być dla tego polityka korzystne. Poza tym jest to polityk, który nigdy nie był znany z jakichś skandalizujących wypowiedzi więc nie sądzę żeby był wewnątrz PiS jednoznacznym przegranym całej tej sytuacji – ocenia.
Kolega Błaszczaka ze studiów
Ale, zdaniem politologa, rezultat awantury o "wielką Warszawę" będzie taki jak zawsze w ostatnich latach w polskiej polityce, gdy pojawia się jakiś spór, „a mianowicie ci którzy do tej pory byli wyborcami PiS jeszcze bardziej utwierdzą się w sympatii do tej partii, a dla opozycji będzie to kolejny przyczynek by pozostać bardzo krytycznym do obecnie rządzących”.
Sasin urodził się w 1969 roku w Warszawie. Ukończył liceum im. Bolesława Chrobrego w Warszawie i historię na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował razem z Mariuszem Błaszczakiem, obecnym szefem MSWiA i zaufanym prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Będzie to miało duże znaczenie dla późniejszej kariery tego polityka w PiS. W międzyczasie poznał też Elżbietę Jakubiak, byłą już posłankę PiS, która też wsparła go na politycznej drodze (obecnie Jakubiak działa w pozaparlamentarnej partii Polska Jest Najważniejsza).
W latach 90 pracował w fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie i Urzędzie do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tam spotkał swoją późniejszą żonę Lillę, z którą ma syna.
W 2002 roku wybory na prezydenta Warszawy wygrał Lech Kaczyński i kariera Sasina gwałtownie przyspieszyła. Dzięki politycznym koneksjom i rosnącym wpływom PiS w stolicy – a także jak podkreślają politycy opozycji – dzięki znajomości z Błaszczakiem i Jakubiak, późniejszą szefową gabinetu prezydenta RP i minister sportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. (Jakubiak była szefową Sasina w UdSKiOR – przyp.red)
W czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego w stolicy, Sasin objął posadę dyrektora Urzędu Stanu Cywilnego, a później zamienił ją na zarząd warszawskiej dzielnicy Śródmieście. Wcześniej jej burmistrzem był Mariusz Błaszczak z nieodległego od Ząbek Legionowa. Według „Polityki” niegdyś żona Sasina była sekretarką Błaszczaka, co unaocznia bliskie relacje łączące obu polityków.
Bat na Gronkiewicz-Waltz
W 2006 roku Sasin został już wicewojewodą na Mazowszu, a rok później awansował na wojewodę. Jako wojewoda zabłysnął na prawicy wydając zarządzenie zastępcze wygaszające mandat Hanny Gronkiewicz-Waltz (mandat prezydenta Warszawy zdobyty w wyborach w 2006 r.). Przesłanką było to, że spóźniła się ona ze złożeniem oświadczenia dotyczącego działalności gospodarczej męża. Sprawa zakończyła się szczęśliwie dla Gronkiewicz-Waltz. Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepisy umożliwiające wygaszenie mandatu przez wojewodę w takich przypadkach, a ostatecznie decyzję Sasina uchylił Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Później Sasin został kandydatem PiS do Senatu, ale mandatu nie zdobył. Jako zaufany człowiek z otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, został jego doradcą, a następnie wiceszefem Kancelarii. Po katastrofie smoleńskiej zrezygnował ze stanowiska w Kancelarii Prezydenta.
Sasin miał zresztą lecieć wraz z prezydentem 10 kwietnia do Smoleńska, ostatecznie udał się na miejsce samochodem. W pierwszych doniesieniach medialnych jego nazwisko pojawiło się nawet wśród ofiar katastrofy. "Uważam, że przeżyłem cudem” – wspominał później.
Odtąd stara się dbać o pamięć Lecha Kaczyńskiego. Został wiceprezesem Ruchu Społecznego im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wystąpił w filmie dokumentalnym "Mgła”. Wystartował w kolejnych wyborach samorządowych, w których zdobył mandat radnego Sejmiku mazowieckiego. Powołano go na burmistrza dzielnicy Praga-Północ, ale nie objął tej funkcji. W 2014 kandydował bez sukcesu na urząd prezydenta Warszawy, przegrywając w drugiej turze głosowania z Hanną Gronkiewicz-Waltz.
W kampanii głośna była jego propozycja darmowej komunikacji miejskiej dla mieszkańców Warszawy, płacących podatki w stolicy. Na krytykę innych kandydatów Sasin naraził się oświadczając, że on sam nie płaci podatków w Warszawie, tylko w Ząbkach.
Według tygodnika „Polityka” do każdej nowej pracy Sasin ściągał za sobą armię zaufanych ludzi. „Brat, żona, kuzynki i mąż jednej z nich. Do tego sznur kolegów. Rodzina i współpracownicy posła PiS Jacka Sasina dostają posady w urzędach państwowych i samorządach. To się chyba nazywa układ” – pisali dziennikarze tygodnika w 2014 roku.
Sasin szkodzi PiS?
Czy Sasinowi uda się „odbić” Warszawę dla PiS. Nie brakuje głosów, że idąc z niedopracowaną reformą ustroju Warszawy szkodzi i sobie i PiS.
Nawet Jarosław Kaczyński w ostatnim wywiadzie dla „Do Rzeczy” wprawdzie jednoznacznie opowiedział się za stworzeniem metropolii warszawskiej, ale tłumaczył, że projekt tzw. ustawy warszawskiej „to jest wstępna wersja, nad którą trzeba pracować i która przejdzie daleko idące modyfikacje”. – Będziemy o tym w stosownym czasie informować. Na pewno nie jest to projekt ostateczny – mówił prezes PiS.
Niektórzy publicyści wskazują, że Sasin staje się kulą u nogi dla PiS. "(…) Otóż, dzięki swojemu parciu na fotel prezydenta stolicy, po prostu stracił Warszawę. Zaorał ją bezpowrotnie dla Prawa i Sprawiedliwości – ocenia choćby Mariusz Gierej z portalu mPolska 24. „Na czym to polega? Do tej chwili opozycja miała potężny problem ze znalezieniem odpowiedniego wiarygodnego kandydata. Kandydata o odpowiedniej ciężkości i wadze dla tego miasta. Kandydata, który dawałby gwarancję zwycięstwa, co pozwoliłoby jej się odbić od dna. Dzięki tej ofensywie zostało jej rzucone koło ratunkowe, sytuacja uproszczona została maksymalnie. W tej chwili wystarczy opozycji wystawić za przeproszeniem „małpę” i ogłosić, że to jest „antypis” i ta „małpa” wygra" – uważa Gierej, a z jego spostrzeżeniami zgadzają się Rafał Ziemkiewicz i inni czołowi publicyści prawicy.
Nic dziwnego, że już pojawiły się głosy że być może to Błaszczak, a nie Sasin mógłby się ubiegać o prezydenturę stolicy z ramienia PiS. Pisaliśmy o tym tutaj. Ale jest też inny pretendent. – Poseł Sasin rywalizuje w Warszawie z posłem Jarosławem Krajewskim, o to kto będzie kandydatem w wyborach prezydenckich i myślę, że o tym kontekście też powinniśmy pamiętać – podkreśla prof. Chwedoruk.
Krajewski to jeden z młodych wilków PiS. Ma 34 lata, też pracował w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, a także w spółce Srebrna i w biurze Mariusza Kamińskiego, szefa służb specjalnych z rekomendacji PiS. Być może to on najbardziej wyczekuje na potknięcie Sasina.