
Reklama.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W zeszły piątek Bartłomiej Misiewicz, rzecznik MON i specjalista ds. dezinformacji, uruchomił stronę dezinformacja.net. Wieść o powstaniu witryny, która wizualnie przypominała dzieła gimnazjalistów tworzone podczas lekcji informatyki, rozeszła się lotem błyskawicy.
Już kilkadziesiąt godzin później okazało się, że portal Wirtualne Media zarzuca Bartłomiejowi Misiewiczowi naruszenie prawa, poprzez wykorzystanie grafiki bez zgody właściciela. Misiewicz skasował rzeczoną ilustrację ze strony, a teraz usunął wszystkie inne treści. Zastąpił je enigmatycznym komunikatem, w którym ogłasza, że witryna którą właśnie skasował osiągnęła sukces - odwiedziło ją 140 tysięcy internautów. Pisze też jednak, że była to pierwsza odsłona portalu o dezinformacji, co pozwala się domyślać, że będzie podejmował kolejne próby.
Tymczasem jakiś przedsiębiorczy internauta ogłosił, że chce sprzedać domenę o nazwie łudząco podobnej do domeny Misiewicza, bo różniącej się tylko jedną literą.
Wygląda na to, że portal rzecznika MON może mieć konkurencję. Sam Bartłomiej Misiewicz nie wyjaśnił, dlaczego skasował treści z portalu, który rzekomo odniósł sukces.