Bartłomiej Misiewicz po zaledwie tygodniu skasował treści ze strony dezinformacja.net, ale zapowiada, że to nie koniec.
Bartłomiej Misiewicz po zaledwie tygodniu skasował treści ze strony dezinformacja.net, ale zapowiada, że to nie koniec. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W zeszły piątek Bartłomiej Misiewicz, rzecznik MON i specjalista ds. dezinformacji, uruchomił stronę dezinformacja.net. Wieść o powstaniu witryny, która wizualnie przypominała dzieła gimnazjalistów tworzone podczas lekcji informatyki, rozeszła się lotem błyskawicy.
logo
screen twitter.com
Już kilkadziesiąt godzin później okazało się, że portal Wirtualne Media zarzuca Bartłomiejowi Misiewiczowi naruszenie prawa, poprzez wykorzystanie grafiki bez zgody właściciela. Misiewicz skasował rzeczoną ilustrację ze strony, a teraz usunął wszystkie inne treści. Zastąpił je enigmatycznym komunikatem, w którym ogłasza, że witryna którą właśnie skasował osiągnęła sukces - odwiedziło ją 140 tysięcy internautów. Pisze też jednak, że była to pierwsza odsłona portalu o dezinformacji, co pozwala się domyślać, że będzie podejmował kolejne próby.
logo
screen dezinformacja.net
Tymczasem jakiś przedsiębiorczy internauta ogłosił, że chce sprzedać domenę o nazwie łudząco podobnej do domeny Misiewicza, bo różniącej się tylko jedną literą.
logo
screen dezinformacje.net
Wygląda na to, że portal rzecznika MON może mieć konkurencję. Sam Bartłomiej Misiewicz nie wyjaśnił, dlaczego skasował treści z portalu, który rzekomo odniósł sukces.