"Walczymy z dezinformowaniem społeczeństwa" – głosi krzykliwy nagłówek na stronie głównej nowego portalu wpływowego 26-latka z Ministerstwa Obrony Narodowej o jakże chwytliwej domenie Dezinformacja.net. Cel poważny, ale niestety witryna mogłaby trafić do szkolnego podręcznika do informatyki pod hasłem "jak nie robić stron internetowych". Z jej treścią też jest kiepsko...
Dezinformacja.net przypomina przaśne w polskim internecie lata dziewięćdziesiąte i początek XXI wieku, kiedy wielu domorosłych webmasterów tworzyło "stronki" o swoich zainteresowaniach. Budowa w prostym HTML, kilka odsyłaczy do podstron, jest nawet licznik gości. Zabrakło tylko domeny prv.pl i mitycznej księgi gości…
Za toBartłomiej Misiewicz obszernie – bo w aż trzech akapitach – przedstawił misję swojego nowego serwisu. "Dezinformacja stała się ostatnią nadzieją dla tych, którzy nie mogą się pogodzić z werdyktem wyborców, odsuwającym ich od steru władzy. Przypomnijmy sobie nieudaną, operetkową próbę zamachu stanu 16 grudnia ubiegłego roku. Z wojną informacyjną mamy do czynienia każdego dnia – ostatnie dni przyniosły wymyśloną aferę w związku z rzekomą odmową przyjęcia sierot z Syrii przez rząd czy kłamstwa na temat tzw. ustawy metropolitalnej, albo na temat resortu Obrony Narodowej" – czytamy.
Ponadto dowiadujemy się, że "przeciętny czytelnik ma olbrzymi problem z poruszaniem się w informacyjnej dżungli", a portal "demaskując kampanie dezinformacyjne, pokazując technikę dezinformacji i wskazując na inspiratorów, będzie starał się być przewodnikiem".
prywatnavendetta.pl
Mimo to trudno nie odnieść wrażenia, że ponieważ pupil Antoniego Macierewicza jest regularnie rugany w mediach, potrzebował po prostu miejsca do przedstawienia swoich racji.Dość powiedzieć, że na witrynie na razie opisany jest jedynie "Casus generała Skrzypczaka", w którym Misiewicz w skrócie przedstawia rzekomy atak doświadczonego dowódcy na polskie wojsko oraz samego rzecznika MON.
Czyta się to wszystko dość dziwnie, ponieważ Bartłomiej Misiewicz jest na razie jednym redaktorem strony, a pisze o sobie w trzeciej osobie. "Generał Skrzypczak mówi m.in., że w Wojsku Polskim nastał czas pogardy dla munduru i żołnierza, że łamane jest prawo. Bezpośrednio atakuje osobę szefa Gabinetu Politycznego MON i rzecznika prasowego resortu Bartłomieja Misiewicza. Podstawą ataku jest filmik zamieszczony w 2016 r. w serwisie Youtube oraz zdjęcie z uroczystości 96. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą" – to tylko fragment tej twórczości.
Dlaczego Misiewicz na początek "zdemaskował" działania generała Skrzypczaka? Może dlatego, że ma z nim na pieńku. Ostatnio powszechnie szanowany wojskowy wysłał go do wojskowej kuchni, bo tylko tam miałby się nadawać. Można się domyślać, że kolejną "ofiarą" będzie chorąży Michał Bardoń, który nazwał przebywającego na urlopie Misiewicza "ptysiem".
Uwaga na wyniki meczów
Warto zauważyć, że stronę główną zdobi również wykonany najprawdopodobniej w programie Paint kolaż z okładkami polskich gazet. Trafił tam także... "Przegląd Sportowy", co w ogóle trudno zinterpretować w racjonalny sposób. Misiewicz tak się zafiksował na punkcie dezinformacji, że dezinformuje nawet w sprawie nazwy swojego portalu. Z nagłówka strony dowiadujemy się bowiem, że serwis nazywa się dezinformacja.net. Z belki końcowej, że jest to… dezinformacja.com.pl. Pełen profesjonalizm...
Nie, to jest ASZdziennik. Misiewicz tym portalem sam się pochwaliłprzed chwilą na Twitterze: