Frans Timmermans od dawna jest na celowniku PiS. Zaczęło się, gdy stwierdził, że wobec Polski – po raz pierwszy w historii – wszczęto unijną procedurę ochrony praworządności. Polski rząd ogłosił go wtedy wrogiem naszego kraju. Tyle że on sam opowiada, że gdyby nie Polacy, to pewnie nie byłoby go na świecie. I daje Polskę za przykład każdemu, z kim rozmawia.
– Antypolska krucjata, jaką prowadzi pan Timmermans jest po prostu śmieszna – grzmiał zaledwie wczoraj w programie "Tak jest" w TVN24 europoseł PiS Ryszard Czarnecki. A wszystko przez ostre starcie, jakie miał Frans Timmermans z Witoldem Waszczykowskim podczas Międzynarodowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej wytknął tam szefowi naszej dyplomacji, że Polska powinna szanować konstytucję. – No tak, śmiech... na sali – odpowiada była szefowa przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce Róża Thun. Bo to nie pierwszy raz, gdy Timmermans wypowiadał się o naszym kraju. Ale po kolei...
Trochę historii
Niewielka holenderska miejscowość Breda. W czasie II wojny światowej była pod okupacją, zajęta została przez niemiecką 9. Dywizję Pancerną. Miasto zostało wyzwolone 29 października 1944 roku przez 1. Dywizję Pancerną pod dowództwem gen. Stanisława Maczka. – Gdzieś słyszałam, że jego tatę nasi wynieśli spod ognia – mówi europosłanka Krystyna Łybacka. – O tym akurat nic nie wiem, ale on przy każdej możliwej okazji opowiada, że gdyby nie Polacy, to nie byłoby go na świecie – dopowiada Róża Thun.
Faktem pozostaje, że polscy pancerniacy zatrzymali się w domu babci Fransa Timmermansa. Ile czasu tam stacjonowali, o tym historia milczy. Wiemy jednak, że jeden z nich, który był z zawodu krawcem, uszył w tym czasie tacie Timmermansa mundur. A właściwie mundurek. Ale nie byle jaki. Bo mundur polskiego żołnierza, w którym ten z dumą paradował. – Tata Timmermans, wtedy dziecko, stał się taką maskotką maczkowców, co Frans wspomina z rozrzewnieniem. Dla niego Polacy to jest do dziś wręcz mistyczny naród – mówi Thun.
Utalentowany twardziel
– Ma niesamowity talent językowy. Dziś słyszę, jak mówi po angielsku, niemiecku czy francusku i jest w tym fenomenalny. Wiadomo, że niderlandzkim posługuje się biegle, bo to jego rodzony język. Ale znajomi Hiszpanie i Włosi mówią, że jego włoski wręcz powala – opowiada mi znajomy korespondent z Brukseli. Okazuje się, że razem z rodzicami trafił jako dziecko do Rzymu, tam uczył się języka od miejscowych uliczników.
– Na pewno umie powiedzieć co najmniej kilkanaście słów po Polsku – dodaje Krystyna Łybacka. Jej zdaniem Timmersmans to najbardziej propolski przedstawiciel wśród wszystkich komisarzy unijnych. – Zawodowo jest bardzo konkretny, co mi, jako matematykowi, bardzo odpowiada. Nie bierze nic na wiarę ani przekonanie. Do niego można trafić, ale jedynie poważną, logiczną argumentacją. Do tego zawsze bardzo pilnuje przestrzegania prawa. Dlatego właśnie, gdy minister Waszczykowski spytał o Trybunał Konstytucyjny w Holandii, to odpowiedział, że gdyby w jego kraju łamano prawo, to wyszedłby jako pierwszy na ulicę – podkreśla Łybacka.
– Zawodowiec. Miły, sympatyczny, serdeczny w podejściu, ale równocześnie totalny i zorganizowany zawodowiec – uściśla kolejny polski europoseł, były wiceminister obrony narodowej Janusz Zemke, przypominając, że Timmermans to człowiek z olbrzymim doświadczeniem ministerialnym i dyplomatycznym w wielu krajach. – Od lat wiadomo, że słabością Brukseli była tzw. papierologia, czyli rozbuchana biurokracja. On to potrafił ukrócić – podkreśla Zemke.
– Pamiętam, jak miał scysję z narodowcami z Francji, przedstawicielami Marine Le Pen. Wytknął im coś i spotkał się ze straszną krytyką. Wypunktował ich z miejsca. Bardzo merytorycznie, po czym po zakończonej debacie, zamiast wyjść z sali swoim wyjściem przy mównicy, ostentacyjnie wybrał trasę obok nich. Chciał im pokazać, że się nie boi – wspomina Łybacka.
Z miękkim sercem i zasadami które się nie podobają
Po rozwodzie rodziców wrócił z matką i młodszym bratem z Włoch do Holandii. W szkole uważany był za kujona, uczył się prawa, historii i literatury francuskiej. Gdy był piętnastolatkiem, trafił na "Pamiętniki Hadriana" Marguerite Yourcenar. – Zacząłem czytać. To była historia miłosna młodego mężczyzny, który był głęboko zakochany. Nagle odkryłem, że on był zakochany w mężczyźnie! To był spory szok – wspomina.
Ale wtedy właśnie zaczął dochodzić do wniosku, że musi walczyć z własnymi uprzedzeniami. Jak przyznaje, nie było mu łatwo. Ale poszło na tyle skutecznie, że dziś jest czołowym orędownikiem walki o seksualne równouprawnienie. Podkreśla, że był dumny, gdy Holandia jako pierwsza wprowadziła możliwość jednopłciowych małżeństw. Jest też zwolennikiem wychowywania dzieci przez takie pary.
– A do tego jest gorliwym katolikiem. I to nie takim, co to raz w tygodniu w niedzielę do kościółka i koniec. On głęboko wierzy w Boga, a do tego analizuje zagadnienia teologiczne, wdaje się w dyskusje. Również ze znajomymi z Polski – podkreśla Róża Thun.
Bo jak mówią osoby, które zetknęły się z Timmermansem, on ma głęboko w sercu Polskę. – Nie wiem, może to wynika właśnie z tej jego rodzinnej historii o tym wyzwoleniu przez Polaków? Został wychowany wręcz w uwielbieniu dla naszego kraju. Zresztą, jeździł do Polski z dziećmi na wakacje – mówi mi belgijski korespondent.
– Zawsze traktował Polskę, jako kraj demokracji, zna wielu Polaków, jest wręcz entuzjastyczny. Nie mówiąc już o tym, że kultywuje miejsca związane z polską historią na terenie Holandii. To musi być dla niego bardzo bolesne zderzenie, gdy słyszy takie słowa, które wypowiada np. minister Waszczykowski – podkreśla Łybacka. – Przy wielu okazjach, przy swoich wystąpieniach kompletnie nie związanych z Polską, wspomina o Polakach. Daje przykłady naszej walki o demokrację – dodaje Thun.
Polska też go jednak doceniła
Rząd PiS uwielbia używać sformułowania "poprzednicy" i przypinać do tego słowa wszystko, co najgorsze przy każdej okazji. Nie było więc nic dziwnego w tym, że Beata Szydło wytknęła Timmermansowi: "Przypomnijmy sobie, że został przez poprzedniego prezydenta Bronisława Komorowskiego odznaczony wysokim odznaczeniem. Naszym". Nie wspomniała jakim, ale chodziło o Krzyż Wielkiego Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Miało brzmieć jak przytyk i powód do wstydu, tyle że szybko ustalono, że nie tylko Komorowski odznaczył Holendra.
W 2006 roku Lech Kaczyński przyznał Timmermansowi Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. A PiS ze swoim selektywnym podejściem do historii ciągle nie chce o tym pamiętać.