Straszenie lekarzy ma już w PiS-ie pewną tradycję. Już w 2007 roku, gdy lekarze zażądali podwyżek, Przemysław Gosiewski pogroził, że wprowadzone zostaną umowy cywilno-prawne dla studentów medycyny, które będą zobowiązywały do odpracowania kilku lat po studiach. Ludwik Dorn zaś wtedy mówił o "braniu w kamasze". Dziś pomysł wrócił za sprawą Jarosława Gowina.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Minister nauki rzucił pomysł wprowadzenia płatnych studiów medycznych, by powstrzymać emigrację młodych lekarzy. Jeśli lekarz zostanie w Polsce – studia dla niego będą bezpłatne. Gowina i jego idee ostro skrytykował na Facebooku prof. Tomasz Grodzki, chirurg, szef Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej i Transplantacji szpitala w Szczecinie, a jednocześnie od 2015 roku senator PO.
Ocenia Pan bez ogródek, pisząc wprost, że pomysł ministra Gowina jest głupi i że na służbie zdrowia wyłoży się nie tylko minister Radziwiłł, ale i cały PiS.
Bo to naprawdę jest głupi pomysł. Niby z jakiej racji za naukę mieliby płacić tylko studenci medycyny? Dlaczego studia nie byłyby płatne dla studentów kierunków uniwersyteckich, czy na uczelniach technicznych lub rolniczych? Przecież to byłby dyskryminacja.
A ten pomysł w ogóle da się wprowadzić?
Na szczęście, moim zdaniem, takiego realnego zagrożenia nie ma. Nie tylko ze względu na niezgodność tego pomysłu z konstytucją. Nawet gdybyśmy wprowadzili płatne studia medyczne, to gwarantuję, że różne kraje, zwłaszcza te bogate, natychmiast zaproponowałyby programy pod hasłem "Przyjeżdżajcie do nas, pomożemy spłacić wasz dług za studia".
Cały ten pomysł to tylko taka próba przykrycia poważnego problemu, jakim jest emigracja młodych lekarzy. Oczywiste jest, że aby zatrzymać młodych absolwentów medycyny w Polsce, trzeba im po prostu zapewnić godziwie płatną pracę oraz możliwość realizacji swoich pasji zawodowych. Tymczasem w tym roku ograniczono liczbę rezydentur, a to oznacza jedno – więcej lekarzy wyjedzie z Polski, by gdzie indziej robić specjalizację.
Ale przecież podobne rozwiązanie funkcjonowało w PRL...
Nie – było odwrotnie. Za czasów komunizmu studentom płacono, żeby zechcieli odpracować jakieś trzy lata w jakimś konkretnym szpitalu. Była to forma stypendium w czasie studiów. I to nawet miało odrobinę sensu i działało.
Moi koledzy na przykład dostawali takie stypendia z nowo budowanego wówczas szpitala w Gorzowie i potem tam parę lat pracowali i wracali do Szczecina, a niektórzy pracują do dziś. Ale to była zachęta typu "marchewka". Natomiast zachęta typu "kij" to jest absurd.
W takim razie po co ten pomysł z płatnymi studiami dla lekarzy, skoro nie da się go wprowadzić. Żeby postraszyć?
W historii zdarzało się, że lekarze byli wrogami władzy. Tak było choćby w Związku Radzieckim za czasów Stalina. Do historii przeszedł rzekomy spisek lekarski, którego celem miało być otrucie przywódców.
W Polsce natomiast nieraz bywało, że gdy trzeba było przykryć jakiś temat, to wyciągano na przykład sprawy błędów w służbie zdrowia. Ale to takie działania zastępcze...
Prorokuje Pan, że PiS się na służbie zdrowia "przejedzie". A co z poprzednimi rządami, mają powody do dumy w tej mierze?
No nie... Trzeba przyznać, że nigdy stanowisko ministra zdrowia nie było trampoliną polityczną. Natomiast dziś sytuacja jest wyjątkowa – ten rząd próbuje nas cofnąć do czasów socjalizmu. Świadczy o tym pomysł o ryczałtowym płaceniu za usługi medyczne. Przecież to już było: "czy się stoi, czy się leży 2 tysiące się należy".
Jeśli wprowadzimy ryczałtowanie szpitali, to nawet najbardziej etyczni i porządni dyrektorzy szpitali powiedzą: "ok, zwalniamy obroty, mniej leczymy, bo i tak nam zapłacą, i tak nam zapłacą, a oszczędzimy".
Konstanty Radziwiłł jest krytykowany nawet przez członków rządu PiS. Myśli Pan, że czeka go dymisja?
Powoli wygląda na to, że jego los jest przesądzony. Jednak nie tyle ze względu na te reformy, co z powodów politycznych. Proszę pamiętać, że z podziału koalicyjnego wynika, iż resort zdrowia przypada tak zwanym "gowinowcom", a Radziwiłł się szybko przepisał do PiS-u. Gowin nie może mu tego darować i dlatego go tak namiętnie krytykuje i będzie się domagał, żeby na czele resortu zdrowia stanął jego człowiek.