
Viktor Orbán to pragmatyk do bólu. W Budapeszcie mówią, że słynie z tego, że jedno mówi, a drugie robi. Dają przykład Rosji, z którą Orbán ma przecież najlepsze w Europie relacje i która tak naprawdę ciągle kładzie się cieniem na relacjach PiS-Fidesz. – Zazwyczaj wypowiada się głośno przeciwko decyzjom UE, choćby właśnie w przypadku Rosji. Ale jednocześnie głosuje za. Publicznie wypowiadał się przeciwko sankcjom wobec Rosji, ale zawsze głosował z większością – mówi prof. Attila Agh z Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie.
Jarosław Kaczyński może się teraz z tego powodu wściekać i na pewno tak się dzieje. Tak, jak podobno Orbán wściekał się w lutym dwa lata temu, gdy przyjechał na kilka dni do Warszawy i Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z nim. Mariusz Błaszczak, wtedy szef klubu PiS, informował, że prezes PiS nie przyjął zaproszenia. Poszło o postawę Viktora Orbána w sprawie Rosji, którą "burzy solidarność europejską". Wręcz uznano, że spotkanie z nim nie ma sensu.
Po tamtym afroncie w 2015 roku, gdy Kaczyński odmówił spotkania z Orbanem, wszystko się jakoś ułożyło. Obaj spotkali się potem kilka razy. W Krynicy mówili, że w UE mogą razem konie kraść, że przeprowadzą kontrrewolucję. Po 6-godzinnym spotkaniu w prywatnym pensjonacie w Niedzicy - jak wiele ich łączy ( wyszło potem na jaw, ile to nieformalne spotkanie kosztowało. W Krakowie, na Wawelu, razem składali kwiaty na grobie Lecha i Marii Kaczyńskich, padały też zapewnienia, że cenią się i lubią.
A jednak. Innego wyboru obaj politycy raczej nie mają. I jeden, i drugi może być pamiętliwy, ale co im to da? Obaj nie mają wielu sojuszników w Europie i Orban już wyciąga do Kaczyńskiego rękę. Nie czekał z tym długo. Zaraz po szczycie w Brukseli oświadczył, że szacunek dla Polaków i uczucia wobec prezesa Kaczyńskiego na Węgrzech pozostają niezmienne, a jego decyzja nie wpływa na sojusz polsko-węgierski. - Nadal będziemy stać u boku Polski - powiedział.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl