W Polsce wyzywają go od zdrajców, bo nie stanął murem za polskim rządem i naruszył odwieczne polsko-węgierskie braterstwo. Z największego sojusznika Victor Orbán nagle stał się wrogiem. W Budapeszcie wszyscy jednak wiedzieli, że Orbán poprze Tuska. I po lewej, i po prawej stronie, nikt nie miał wątpliwości, że tak się stanie, bo nie było innego wyjścia. – Oczywiście, że zdradził Kaczyńskiego. Ale nigdy nie był lojalny wobec nikogo. Dlaczego nagle miałby być lojalny wobec Kaczyńskiego? – pyta retorycznie jeden z dziennikarzy.
Gabor Horvath, kiedyś wicenaczelny największej opozycyjnej gazety "Nepszabadsag" (dopóki rok temu jej nie zamknięto), nie jest zaskoczony tą zdradą, o której grzmi polski internet. Mówi, że Orbán nie jest lojalny wobec nikogo, nawet wobec samego siebie. – Kiedyś skorzystał ze stypendium George'a Sorosa, potem zwrócił w stronę konserwatystów, potem przeciwko Sorosowi, potem znów przeciwko chrześcijańskim demokratom w Niemczech. Dlaczego Jarosław Kaczyński miałby być nagle zaskoczony, że teraz obrócił się przeciwko niemu? – pyta w rozmowie z naTemat.
A jednak jest, i to mocno. Tak samo jak cała rzesza zwolenników rządu PiS w Polsce, która od czwartku odsądza premiera Węgier od czci i wiary. Już wiadomo, że z powodu tak niefortunnego dla Polski zwrotu dyplomatycznego, odwołało wizytę wiceministra spraw zagranicznych Jana Dziedziczaka w Budapeszcie.
Co będzie dalej? Zerwanie przyjaźni, koniec "Budapesztu w Warszawie", który tak bardzo chciał wprowadzić prezes PiS w Polsce? Przecież Orbán obiecywał, że nie poprze Tuska bez zgody Polski, sam Kaczyński o tym mówił jeszcze kilka dni temu. A jednak to zrobił.
Tusk okazał się ważniejszy
Viktor Orbán to pragmatyk do bólu. W Budapeszcie mówią, że słynie z tego, że jedno mówi, a drugie robi. Dają przykład Rosji, z którą Orbán ma przecież najlepsze w Europie relacje i która tak naprawdę ciągle kładzie się cieniem na relacjach PiS-Fidesz. – Zazwyczaj wypowiada się głośno przeciwko decyzjom UE, choćby właśnie w przypadku Rosji. Ale jednocześnie głosuje za. Publicznie wypowiadał się przeciwko sankcjom wobec Rosji, ale zawsze głosował z większością – mówi prof. Attila Agh z Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie.
Orbán zawsze podejmuje decyzje, mając w głowie to, co będzie dla niego najlepsze. Ta ostatnia w Brukseli też taka była. Musiał zagłosować z większością, taka była logika, inaczej na Węgrzech do tego nie podchodzą. – Tusk okazał się ważniejszy. W przypadku Kaczyńskiego od samego początku było wiadomo, że nie uda mu się przeforsować drugiego kandydata i skazany jest na międzynarodową porażkę – mówi Gabor Horvath. Gdyby Orbán głosował przeciwko, nic by to nie zmieniło. Oprócz jego pozycji w UE, a tej na szali kłaść nie zamierzał. Z Orbánem, czy bez, Tusk i tak zostałby szefem RE.
Prezes PiS nie chciał się z nim spotkać Jarosław Kaczyński może się teraz z tego powodu wściekać i na pewno tak się dzieje. Tak, jak podobno Orbán wściekał się w lutym dwa lata temu, gdy przyjechał na kilka dni do Warszawy i Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z nim. Mariusz Błaszczak, wtedy szef klubu PiS, informował, że prezes PiS nie przyjął zaproszenia. Poszło o postawę Viktora Orbána w sprawie Rosji, którą "burzy solidarność europejską". Wręcz uznano, że spotkanie z nim nie ma sensu.
– Victor Orbán był wtedy bardzo zły z powodu niegrzecznego zachowania Kaczyńskiego. Po powrocie do kraju nieprzyjemnie się o nim wypowiadał i myślę, że do dziś o tym pamięta – mówi nam prof. Attila Agh. Nie chodzi jednak o to, by teraz, podczas szczytu w Brukseli, Orbán miał się mścić. To nie to. Chodzi raczej o to, że obaj z Kaczyńskim mają podobne charaktery. Tak to widzi profesor.
– Orbán łatwo się denerwuje, krzyczy. Krążą pogłoski o tym, że w nocy potrafi zniszczyć meble. Myślę, że Kaczyński jest podobny. Nie toleruje żadnej odmowy – mówi.
Dlatego fakt, że prezes PiS może być teraz zły na Orbána, nie robi na nim żadnego wrażenia i tak naprawdę nic nie znaczy. Jego zdaniem, obaj z premierem Węgier są po prostu na siebie skazani. – Myślę, że do Kaczyńskiego szybko dotrze, że jednak obaj siebie potrzebują i zapomną o całej sprawie. Przed nimi o wiele poważniejsze problemy. W Wersalu zapadły ustalenia o Europie dwóch prędkości, co radykalnie zmieni strukturę UE. I Polska, i Węgry, na tym stracą. Dlatego Orbán i Kaczyński muszą współpracować i trzymać się razem. Nie tracić czasu na żadne kłótnie w rodzinie – mówi prof. Agh.
A jednak poszli na kompromis
Po tamtym afroncie w 2015 roku, gdy Kaczyński odmówił spotkania z Orbanem, wszystko się jakoś ułożyło. Obaj spotkali się potem kilka razy. W Krynicy mówili, że w UE mogą razem konie kraść, że przeprowadzą kontrrewolucję. Po 6-godzinnym spotkaniu w prywatnym pensjonacie w Niedzicy - jak wiele ich łączy ( wyszło potem na jaw, ile to nieformalne spotkanie kosztowało. W Krakowie, na Wawelu, razem składali kwiaty na grobie Lecha i Marii Kaczyńskich, padały też zapewnienia, że cenią się i lubią.
Wreszcie Orbán zapowiedział, że nigdy nie zagłosuje w unijnych instytucjach za ukaraniem Polski. Ten sojusz i przyjaźń widzieli w UE wszyscy, choć z powodu różnic w kwestii Putina wielu Węgrów podchodziło do niego sceptycznie. Albo, gdy Orban ogłosił, że chce do strefy euro, co również dla Kaczyńskiego mogło być zdradą.
Potrzebują się nawzajem
A jednak. Innego wyboru obaj politycy raczej nie mają. I jeden, i drugi może być pamiętliwy, ale co im to da? Obaj nie mają wielu sojuszników w Europie i Orban już wyciąga do Kaczyńskiego rękę. Nie czekał z tym długo. Zaraz po szczycie w Brukseli oświadczył, że szacunek dla Polaków i uczucia wobec prezesa Kaczyńskiego na Węgrzech pozostają niezmienne, a jego decyzja nie wpływa na sojusz polsko-węgierski. - Nadal będziemy stać u boku Polski - powiedział.
– Orbán nie jest zapraszany przez zachodnich przywódców, Kaczyński jest w podobnej sytuacji. Nie mają zbyt wielu przyjaciół. Orbán potrzebuje Kaczyńskiego. I myślę, że Kaczyński też potrzebuje Orbána. Prędzej, czy później zaczną rozmawiać – przewiduje węgierski profesor.
Pod warunkiem, że obraza nie okaże się silniejsza.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl