Ponętna brunetka w czerwieni i poważny biznesmen-patriota. Pewna siebie flirciara i wymagający sportowiec. Telewizja publiczna połączy ich w pary i to najchętniej na całe życie, bo jak mówi uczestnik pierwszego odcinka "Pierwszej randki”, trzeba założyć rodzinę, bo lata uciekają...
"Pierwsza randka”, odpowiedź na TVN-owy "Ślub od pierwszego wejrzenia, jest wzorowana na programie, który odniósł ogromny sukces w Wielkiej Brytanii, a potem także w Hiszpanii, Kanadzie czy Australii. Pomysł jest prosty – widzowie w każdym odcinku będą śledzić przebieg kilku randek w ciemno, które odbywają się w jednej z warszawskich restauracji. Nowo poznanym osobom asystuje obsługa lokalu, która daje im wskazówki albo komentuje ich wysiłki.
Ma być więc wszystko, co tłumnie przyciąga ludzi przed telewizory – chemia między uczestnikami, cukierkowa atmosfera, nie pozbawione dramatu konfrontacje i oczywiscie słodkie, kuszące podglądactwo, które decyduje o niegasnącym sukcesie takich programów. Słowem – jest to kura znosząca złote jaja, które telewizji publicznej szczególnie teraz bardzo się przydadzą.
W pierwszym odcinku nauczyciel języka angielskiego, Piotr, spotkał się ze starszą o 4 lata nauczycielką geografii, Dorotą. Elegancka Magdalena zjadła kolację w towarzystwie opowiadającego o swoich podbojach wśród modelek Lecha. Budowlaniec z Lęborka, Arek, dał się oczarować Justynie, a "szukający powodów, by przyjeżdżać częsciej do Polski” Darek z Niemiec znalazł wspólny język z lubiącą teatr Gosią.
Twórcy postarali się, żeby polską "Pierwszą randkę” można było swobodnie obejrzeć między "Wiadomościami” a "Plebanią”. Niedawno w rozmowie z naTemat profesor Beata Łaciak tłumaczyła, że w polskich serialach, ale również ogólniej, w polskiej telewizji "wszystko ma być sprowadzone do miłego, niekontrowersyjego przekazu”. Jeśli w "Pierwszej randce” pojawią się jakieś kontrowersje - jak na przykład pan Lech, robiący aluzje do sado-maso, muszą się one spotkać z jednoznacznie krytyczną reakcj. Jego partnerka godnie znosi nieprzyjemną rozmowę, przewraca oczami, karci wzrokiem. Jest porządną kobietą, nie z nią takie numery.
Możemy też być pewni, że każdy z uczestników programu szuka prawdziwej miłości po grób - słowo ślub zostaje odmienione przez wszystkie przypadki. – Czy chcę założyć rodzinę? Pewnie, że tak, bo lata uciekają – mówi jeden z uczestników.Tradycyjny przekaz na temat roli kobiet i mężczyzn w związku zostanie z nami na dobre i niech nas nie zmyli zamieszanie z dzieleniem rachunku. To raczej nie przypadek, że te pary, w których to on płaci, pokazane są jako bardziej dobrane.
– Powinien kochać rodzinę, powinien być wierny. Powinien być facetem z jajami – opisuje swój ideał mężczyzny uczestniczka. – Oczekiwania od kobiety? Trochę szaleństwa z nutą rozsądku. I oczywiście żeby trochę posprzątała w domu – tłumaczy przed kamerą dwudziestokilkulatek. – Bardzo sobie cenię inteligencję u kobiet. To niestety nie jest częste – słyszymy z ust starszego uczestnika. Kobieta, która z nim kolację nie tylko się nie oburza, ale na dodatek mu dziękuje...
Uczestnicy zostali połączeni w pary przez tajemniczych ekspertów w sposób jak najbardziej zachowawczy. Tancerka disco polo (nie mogło jej zabraknąć) je kolację z romantycznym osiłkiem, nauczyciel z nauczycielką, budowlaniec spotyka się z pracownicą firmy transportowej, a ekspertka w dziedzinie high fashion z hedonistą w doskonale skrojonym garniturze. Głównym kryterium tych wszystkich wyborów i tak jest chyba kryterium miejsca zamieszkania – po kilku pierwszych razach przestaje zaskakiwać, że większość z nich okazuje się pochodzić z tego samego miasta lub okolic.
W brytyjskiej wersji programu mogliśmy śledzić perypetie wielu bardzo różnych par, również homoseksualnych. W ugrzecznionej wersji TVP to oczywiście nie do pomyślenia. Nawet kelnerzy i barman trzymają się sztywnego scenariusza, w którym najwyraźniej napisano wielkimi, czerwonymi literami: ma być słodko, choćby nie wiem co. I jest słodko, a przy tym, jak na reality-show, potwornie nudno i całkowicie nierealistycznie.