On – długie lata studiów i wciąż nawet brak licencjatu. Ona – dwa fakultety plus studia doktoranckie na SGH. Jego doświadczenie wojskowe – 10 lat pracy u boku Antoniego Macierewicza. Jej – 12 lat służby wojskowej, w tym na stanowisku dowódczym. Szef MON wyznaczył takiego rzecznika prasowego ministerstwa, że popadł ze skrajności w skrajność.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Czytając życiorys major Anny Pęzioł-Wójtowicz można mieć wrażenie, jakby Antoni Macierewicz przeszarżował. Skoro do tej pory na tym stanowisku wystarczające były kompetencje Bartłomieja Misiewicza, to czy wiedza i doświadczenie nowej rzeczniczki nie prezentują się zbyt pokaźnie? "Nie można było tak od razu" – pytają niektóry internauci ministra obrony. I nie kryją przy tym zachwytu nominacją.
Przy okazji internet ponownie obiegają zdjęcia sprzed ponad roku, bo to nie są pierwsze zaszczyty, jakie spotykają panią major ze strony pana ministra. 8 marca 2016 roku Anna Pęzioł-Wójtowicz została pełnomocniczką MON ds. wojskowej służby kobiet.
Uroczystość odbyła się w bazie lotniczej w Mińsku Mazowieckim z udziałem premier Beaty Szydło. Było niemal tak, jak na obchodach Dnia Kobiet w epoce słusznie minionej: z całowaniem w rękę i wręczaniem tulipanów. A minister Macierewicz podkreślał, że panie stanowią w armii już 5 proc. I że są "solą armii", stąd decyzja o powołaniu pełnomocniczki.
A mjr Pęzioł-Wójtowicz przez ten rok m.in. zachęcała do udziału w bezpłatnych kursach samoobrony kobiet. MON rozpoczął je jesienią w 30 miejscowościach w całej Polsce.
Czy wobec słów ministra o "soli armii" przeniesienie pani major ze stanowiska pełnomocniczki MON ds. wojskowej służby kobiet jest dla niej awansem? To, czym Anna Pęzioł-Wójtowicz może się pochwalić w swoim CV, wygląda naprawdę imponująco.
Ma 36 lat, służbę wojskową rozpoczęła mając 24, była podchorążym w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Później pełniła służbę na stanowiskach dowódcy plutonu zmechanizowanego w Polsko-Litewskim Batalionie Sił Pokojowych w Orzyszu, oficera prasowego 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, młodszego specjalisty w Departamencie Wojskowych Spraw Zagranicznych Ministerstwa Obrony Narodowej, w Sekretariacie MON oraz w Centrum Operacyjnym MON. Mało tego – ukończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Wrocławskim, jest stypendystką Uniwersytetu w Antwerpii, ma za sobą także podyplomowe studia z zakresu służby zagranicznej oraz studia doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej.
Nieźle, prawda? Zwłaszcza jeśli się porówna to z dorobkiem naukowym Bartłomieja Misiewicza, który już od niemal 8. lat studiuje (prawo, normalne) i wciąż nie ma dorobił się nawet tytułu licencjata. Były rzecznik obecnej rzeczniczce już pospieszył z gratulacjami i życzeniami powodzenia.
Fakt, trzeba przyznać, że decyzja świetna. Pani major zostanie "użyta" do tego, do czego w polityce kobiety "używane" są często: do ocieplenia wizerunku. Czy zmieni to cokolwiek w funkcjonowaniu samego ministerstwa? Bardzo wątpliwe. Po prostu – resort zyskał ładniejszą twarz, ale na jego czele wciąż stoi ten sam Antoni Macierewicz. A i ten sam Bartłomiej Misiewicz wciąż pozostaje w MON, tylko nie bardzo wiadomo, na jakim stanowisku. Z pytaniami w tej sprawie Misiewicz w ostatnich miesiącach odsyłał do tej pory do biura prasowego MON (ostatnie pytanie w tej sprawie wysłałem do ministerstwa 10 dni temu, odpowiedzi na razie brak); być może nowa rzeczniczka wreszcie odpisze.
To jest także przywołanie wielkiej polskiej tradycji. Tradycji, w której kobiety uczyły swoich mężów i synów męstwa, godności, odwagi. Ale także, gdy było trzeba, a niestety w polskiej historii często było trzeba, chwytały za broń.