Bartłomiej Misiewicz dziś rano został zawieszony w PiS, a popołudniu okazało się, że nie pracuje już w PGZ.
Bartłomiej Misiewicz dziś rano został zawieszony w PiS, a popołudniu okazało się, że nie pracuje już w PGZ. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
Polska Grupa Zbrojeniowa wydała przed chwila oświadczenie w sprawie swojego byłego już pracownika.
Przypomnijmy niebywałą karierę Bartłomieja Misiewicza. Gdy nastąpiła zmiana na funkcji rzecznika MON wydawało się, że Bartłomiej Misiewicz zniknie. Tymczasem były rzecznik MON został pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. To powrót Bartłomieja Misiewicza do tej instytucji. Pierwsze kroki były rzecznik MON stawiał w spółce już w ubiegłym roku. Specjalnie dla niego zmieniono statut PGZ, by bez wykształcenia wyższego mógł zasiadać w radzie nadzorczej.
Jeszcze większe emocje wywołały informacje o wysokości zarobków Misiewicza w nowej pracy. "Fakt" i "Rzeczpospolita" donosiły o 50 tys. zł miesięcznie. W wydanym oświadczeniu PGZ podkreślała, że zarobki żadnego z pełnomocników zarządu Grupy nie sięgają takiej kwoty.
Sprawa prawej ręki Antoniego Macierewicza psuła wizerunek Prawa i Sprawiedliwości. Dziwił też brak reakcji prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Do dziś... Przewodniczący PiS zawiesił Misiewicza w funkcji członka partii. Została nawet powołana komisja partyjna do zbadania ścieżki jego kariery. Kilka godzin później PGZ oświadczyła, że rozwiązało umowę za porozumienie stron ze swoim specjalistą ds. komunikacji.