
"Amanda, tam na końcu peronu chyba stoi nasz dawca” - rozpoczyna się opowieść, tak niezwykła, że aż trudno w nią uwierzyć. Wspomniany dawca to S., Holender surinamskiego pochodzenia, który okazuje się być biologicznym ojcem około dwustu dzieci. Po latach jego potomstwo zaczyna odkrywać, że dookoła aż roi się od ich braci i sióstr. Poszukiwania rozpoczął jeden z synów S., a całą historię opisał Kamil Bałuk w swojej debiutanckiej książce "Wszystkie dzieci Louisa”.
W latach 80. w Holandii urodziło się więcej ciemnoskórych dzieci, niż się spodziewano. Przychodziły na świat w dobrze usytuowanych rodzinach, które korzystały z banku spermy i sztucznego zapłodnienia, na dodatek kładąc nacisk na to, by dawca nasienia był wysokim, jasnowłosym mężczyzną.
Przy "jestem człowiekiem wysportowanym”, "lubię spędzać czas w gronie znajomych”, "w dzieciństwie byłem dobrym uczniem” dawca powiedział wyraźnie: – totalne bzdury.
– Może jest was w Holandii dużo więcej, niż myślicie — ostrzegają znowu.
– Ile?
– Więcej niż dwadzieścioro pięcioro.
– No to ile konkretnie?
– Może nawet dwie setki.
– Ileeee?
