O mężczyźnie, który w wyniku regularnego oddawania nasienia do banku spermy zostaje biologicznym ojcem kilkuset dzieci, opowiada m.in. kanadyjska komedia "Starbuck".
O mężczyźnie, który w wyniku regularnego oddawania nasienia do banku spermy zostaje biologicznym ojcem kilkuset dzieci, opowiada m.in. kanadyjska komedia "Starbuck". Fot. Kadr z filmu "Starback"

"Amanda, tam na końcu peronu chyba stoi nasz dawca” - rozpoczyna się opowieść, tak niezwykła, że aż trudno w nią uwierzyć. Wspomniany dawca to S., Holender surinamskiego pochodzenia, który okazuje się być biologicznym ojcem około dwustu dzieci. Po latach jego potomstwo zaczyna odkrywać, że dookoła aż roi się od ich braci i sióstr. Poszukiwania rozpoczął jeden z synów S., a całą historię opisał Kamil Bałuk w swojej debiutanckiej książce "Wszystkie dzieci Louisa”.

REKLAMA
"Jego biologicznym ojcem jest kompletny świr"
W latach 80. w Holandii urodziło się więcej ciemnoskórych dzieci, niż się spodziewano. Przychodziły na świat w dobrze usytuowanych rodzinach, które korzystały z banku spermy i sztucznego zapłodnienia, na dodatek kładąc nacisk na to, by dawca nasienia był wysokim, jasnowłosym mężczyzną.
O tytułowym Louisie wiele można było powiedzieć, ale nie to, że jest wysokim blondynem. Miał przyznawać za to, że ma zespół Aspergera, że jego zainteresowania czasem staja się obsesją i że miewa problemy z empatią. Dane, które zostały zapisane w jego paszporcie dawcy i przekazane matkom, w większości były wyssane z palca.

Przy "jestem człowiekiem wysportowanym”, "lubię spędzać czas w gronie znajomych”, "w dzieciństwie byłem dobrym uczniem” dawca powiedział wyraźnie: – totalne bzdury.

Fragm. książki "Wszystkie dzieci Louisa"
– Chciałem podzielić się swoim nasieniem z jak największą liczbą kobiet. To było moje największe marzenie: mieć dużo dzieci. Mieć ich najwięcej ze wszystkich. Być lepszym niż inni mężczyźni – powiedział Louis swoim dzieciom. Jego obsesja na punkcie rozsiewania swoich genów po świecie nie miała granic. Kiedy zaczęli go szukać za pomocą mediów, widział siebie w roli ich wybawiciela. Boga.
logo
Fot. Okładka książki "Wszystkie dzieci Louisa"
Autor książki asystuje w wielu takich spotkaniach. Nie ma w ich trakcie łez wzruszenia, raz za razem pojawia się za to konsternacja i inne, bardziej intensywne emocje. – Strasznie się cieszył, kiedy nas oglądał. Powiedział, że podoba mu się mój wygląd, że ładnie mu wyszedłem – relacjonował spotkanie jeden z synów, Matthijs. Henrik czuł smutek, bo dopiero teraz dowiedział się, że biologiczny ojciec zawsze był gotów się z nim spotkać. Niektórzy byli zawiedzeni, inni mieli satysfakcję, że zrealizowali plan odnalezienia biologicznego ojca, więcej nie potrzebowali.
Holenderska "mafia seprmowa"

– Może jest was w Holandii dużo więcej, niż myślicie — ostrzegają znowu.
– Ile?
– Więcej niż dwadzieścioro pięcioro.
– No to ile konkretnie?
– Może nawet dwie setki.
– Ileeee?

Fragm. książki "Wszystkie dzieci Louisa"
Przyczynienie się do przyjścia na świat aż tylu dzieci nie udałoby się Louisowi bez pomocy pracowników kliniki w Barendrechcie. Żadna z korzystających z ich usług para nie zdawała sobie sprawy, że jej dyrektor Jan Kaarbat wpadł na pomysł, by mieszać nasienie różnych mężczyzn, co w jego ocenie miało poprawić skuteczność zabiegu zapłodnienia. Świadomie okłamywano przy tym pacjentów kliniki, dane na temat dawców wymyślano na poczekaniu.
O skandalu rozpisywała się holenderska prasa. Na początku padło oskarżenie, że nasienie dawcy zostało wykorzystane do powołania na świat ponad 6 dzieci, czyli tylu, ile dopuszcza holenderskie prawo. Potem pojawiła się liczba 25. Kiedy z inicjatywy telewizji rozpoczęto akcję badań DNA, zaczęły pojawiać się kolejne.
Dyrektorowi placówki postawiono zarzuty, ale sam nie czuje się winny. – Sąd nie widział powodów do pociągnięcia mnie do odpowiedzialności karnej – tłumaczył doktor Kaarbat w holenderskiej prasie i odpierał wszystkie zarzuty od zszokowanych byłych pacjentek. – Nigdy celowo nie zrobiłem niczego złego. To niewielka grupa sfrustrowanych matek, które są niezadowolone z efektu – skwitował.
Tymczasem dzieci Louisa wciąż odnajdują się, odkrywają, co to znaczy mieć braci i siostry. I ojca, zawsze trochę innego, niż się spodziewali. Autor książki podpatruje ich reakcje, opisuje je we wzruszający i daleki od szafowania wyrokami i moralizatorstwa sposób. W efekcie, dostajemy o wiele więcej niż szokującą opowieść o aferze holenderskiej "mafii spermowej” - tutaj nawet Louis zostaje zrozumiany, może nawet budzi współczucie. Razem z Bałukiem jeszcze raz przypominamy sobie, co to w istocie znaczy być z kimś połączonym więzami krwi. I to naprawdę cenna lekcja.