Będziemy znacznie wolniej obsługiwać klientów. Chcemy celowo wydłużać kolejki. To jedyna skuteczna forma protestu, która może skłonić pracodawcę do zmiany polityki płacowej – mówi naTemat Agnieszka, kasjerka i związkowiec w sieci sklepów Biedronka. Opowiada jak będzie wyglądał zapowiadany na 2 maja protest.
Według przedstawicielki pracowników, planowany na 2 maja protest odbędzie w skali zauważalnej dla klientów. – Mimo prób zniechęcenia pracowników do przyłączenia się do protestu mam informacje, że weźmie w nim udział nawet połowa kasjerów. Chcemy podwyżki, bo firma obciąża nas nowymi obowiązkami i stale podnosi wymagania - dodaje pani Agnieszka, pracownik sklepu.
Jeśli nie kupiliście jeszcze składników potrzebnych na grilla podczas majówki, to zostało wam kilka godzin, podczas których sklepy największej polskiej sieci będą pracować "normalnie". Nadchodzący protest może być dolegliwy dla klientów, bo odbędzie się w kluczowym dniu weekendu majowego. We wtorek, czyli pomiędzy dniami, gdy sklepy będą zamknięte, a wielu konsumentów ruszy uzupełnić zapasy. Tymczasem 2 maja mogą pojawić się problemy w największej po liczącej ponad 2600 sklepów sieci handlowej Biedronka. Codziennie robi w nich zakupy kilka milionów Polaków.
Będę uprzejma i normalna
Oto jak będzie wyglądała akcja? Opisała nam pani Agnieszka z Biedronki: – Pracownicy mają narzucone normy czasu obsługi klienta przy kasie. Mamy powiedzieć "dzień dobry", szybko skanować produkty i nie czekając, aż klient je zapakuje, obsługiwać następnego z kolejki. Co daje średnio 90 sekund na klienta. Zamierzam być tak uprzejma jak się tylko da. Będę pomagać w pakowaniu zakupów, pracować w tempie normalnym. To wydłuży kolejki – opowiada pracownica sklepu. Apeluje do klientów o wyrozumiałość 2 maja. Bo kolejki to sygnał i presja na pracodawcę.
Menedżerowie sklepów mierzą dokładny czas i liczą wydajność "kliento-godzin". Według relacji pani Agnieszki nazwiska powolnych kasjerów są potem wywieszane na tablicy. To prosta droga do utraty premii. Bez kilkuset złotowego dodatku pracownik sklepu zarobi góra 1700 złotych miesięcznie.
Premia zależy także oceny "tajemniczego klienta". Ten z kolei sprawdza czy pracownik sklepu mówiąc dzień dobry zachowuje kontakt wzrokowy z klientem. Sprawdza też czy ekspedienci są pomocni. Na przykład pracownik zapytany "gdzie jest cukier?" Powinien zaprowadzić klienta we właściwe miejsce sklepu. To jednak nie wszystko bo premia zależy także od od wyniku finansowego danego sklepu oraz od liczby absencji danego pracownika. Nawet osoba, która przecież zgodnie z prawem, bierze wolne by zająć się chorym dzieckiem, od razu ma minusa.
2500 na rękę się należy
Pracownicy Biedronki buntują się przeciwko takiemu traktowaniu. – Nie jesteśmy robotami kasowymi. Byłam przy tym, jak jedna z dziewczyn poddana presji zsikała się, siedząc przy kasie. Jeśli Biedronka twierdzi, że jesteśmy odpowiedzialni za wynik cały sieci musi zacząć płacić odpowiednio do tej odpowiedzialności – komentuje pracownica. A odpowiednio oznacza, że nie 2450 złotych brutto, czym, chwali się Biedronka, ale 2500 na rękę – czego, oczekują związkowcy. Dodają, że gdyby typowy klient przepracował w sklepie choć kilka godzin, od razu przyznałby rację pracownikom.
Menedżerowie Jeronimo Martins Polska twierdzą, że protest nie ma uzasadnienia. Pracownicy już trzykrotnie w ciągu roku otrzymali przecież podwyżki. Są objęci najbogatszym pakietem socjalnym w handlu (wyprawki szkolne, opieka medyczna itp.) O tym, że coś nie gra w relacjach świadczy jednak to, że sieć miała problemy z rekrutacją. Zdarzyło się już, że mimo naborów nie znaleziono ani jednego pracownika. W szczycie zakupów Biedronka sięga po około 1000 pracowników z Ukrainy.
Więcej o przyczynach protestu przeczytacie w rozmowie ze związkowcem - zbuntowanym kierownikiem sklepu.