
Jeszcze do niedawna na pytanie kim był Jarosław Iwaszkiewicz odpowiedzi nawiązywały do dwóch faktów z jego życia: pierwszy – że był mistrzem polskiej literatury, drugi – że mówiono o nim jak o naczelnym geju Rzeczypospolitej Polskiej. I tak dotąd formował się jego wizerunek – z jednej strony poważny, stateczny, bardzo majętny człowiek. Poseł na Sejm PRL, szef Związku Literatów Polskich, redaktor „Twórczości”. Wybitny pisarz, który za życia stał się legendą. Ambasador polskiej literatury, mąż i ojciec. Z drugiej zaś lubieżny kochanek debiutujących poetów, nie kryjący się ze swoimi seksualnymi preferencjami, traktowany przez plotkarską Warszawę dość niepoważnie, często z przymrużeniem oka.
Pisarz, scenarzysta i aktor Marek Nowakowski [ojciec Idy Nowakowskiej – przy. red.] wspominał kiedyś, że Iwaszkiewicz uwielbiał wkraczać do restauracji pełnej mężczyzn z okrzykiem „Cześć, dziewczynki!”. Tyrmand nazywał go „Globtroterem, pederastą, stalinowcem, dyplomatą, smakoszem, poetą i pionkiem”, a nie znoszący Iwaszkiewicza, rywalizujący z nim o miano pierwszego mistrza polskiej literatury, Antoni Słonimski pozwolił sobie nawet wymyślić na jego temat dowcip: gdy Iwaszkiewicz miał dostać talon na samochód, pochwalił się nim informując, że auto ma włoską tapicerkę, francuski lakier, niemiecką precyzję. Słonimski spytał: „A chociaż pedały polskie?”
Mimo plotek i skandali, mimo faktu, że żona Iwaszkiewicza, Anna, była osobą na granicy dewocji i posiadała silne przekonanie o swojej racji, co może skutecznie utrudnić kontakt, według opowieści jego prawnuczki, tworzyli oni bardzo zgodne i trwałe małżeństwo. Choć ze wspomnień rodziny wynika, że nie rozmawiał on ze swoimi córkami o emocjach, wyłącznie o literaturze, muzyce, poezji czy ludziach, tak ze swoją żoną potrafił rozmawiać o wszystkim do końca życia. A temat polityki poruszał wyłącznie z nią i nie ustępował w dyskusji, choć bardzo się różnili. Nazywał ją „czarną reakcją”, a ona zarzucała mu, że stoi zbyt blisko komunistów.
Swojego kochanka, który wywrócił do góry nogami jego życie emocjonalne i którego śmierć dała mu ogromne pokłady twórczych inspiracji, Iwaszkiewicz poznał przypadkiem. Sam mieszkał w Stawisku, w zbudowanym przez swojego teścia pięknym domu, zaś Jerzy Błeszyński w pobliskim Brwinowie. Iwaszkiewicz był już wtedy ikoną, a wybory jego serca były dotąd dość przewidywalne – interesowali go wyłącznie ludzie związani z kulturą i sztuką, twórcy. Tym razem było inaczej.
Dziwne, jak ktoś, kogo zaczyna się kochać, wyrasta nagle jak cień pod wieczór, staje się nowy, dziwny i znaczący. Staje się symbolem życia, kiedy niedawno był jeszcze czymś zupełnie pospolitym i czymś, na co się nie zwracało większej uwagi. I po tym jednym można by było poznać rodzące się uczucie, że ktoś, do kogo się miało pociąg, z kim się nawet żyło, to znaczy robiło te dziwne rzeczy, zwierzęce i ludzkie, a niewytłumaczalne - nagle się staje podobny do dżina z bajek arabskich, czymś niezmiennie wielkim i przysłaniającym horyzont. Oczywiście jest to nasza własna emanacja - ale czasem spostrzegam, jak ktoś tak dobrze znany staje się wyższym od świerków naszej alei - i nie idzie wśród zieleni lip, ale w chmurach, w zielonych chmurach liści i szczęścia. Tak i Ty czasami, gdy pomyślę o Tobie, wychodzisz spośród świerków naszej alei; widzę Ciebie wśród drzew, w lesie, gdzie wychodziłeś na spotkania »jak zwykle«, widzę Cię na mostku, jak zbliżasz się i jesteś nieprawdopodobnie mały, a potem taki ogromny i mówisz: wszystko jak chcesz.
Zastanawiam się nad tym – pisze – co mi powiedziałeś (...), że ja tak wżyłem się w Twoje życie. Ty masz taki talent, jesteś jak wampir, wysysasz z nas nasze siły życiowe i podporządkowujesz Twoich przyjaciół swoim zadaniom i celom. (...) To jest jedna z najosobliwszych cech Twojego osobliwego charakteru. Tylko nie myśl, że aż tak osobliwego. Jesteś zwyczajnym, przystojnym chłopcem zepsutym przez setki kobiet i przez dwóch mężczyzn. Ale nie lubię, kiedy się puszysz, jeżysz i robisz »demona«, kiedy się stawiasz i zgrywasz, i robisz tego twardego i mrocznego człowieka, a w gruncie rzeczy jesteś słaby i miękki, czuły i delikatny. A wrażliwy, niech Cię choroba weźmie. (...) Wszystkie Twoje pijaństwa i brutalności, wszystkie Twoje październiki, grudnie i stycznie - to wszystko tylko zagłuszanie tych delikatnych i smutnych głosów wewnętrznych, są w gruncie rzeczy Twoją istotą.
Ta noc była nieprawdopodobna i jakże intensywnie czułem życie, które z niego ucieka i ze mnie ucieka, a jest takie upajające. (...) W małym drewnianym pokoiku starego domu zamykała się ta bezbrzeżna cisza, i radość, i strach śmierci, i wszystko takie piękne i intensywne, jakie bywa tylko wtedy, kiedy się ma koło siebie człowieka, którego się bardzo kocha. Kocha się nie erotyzmem, nie marną pieszczotą, ale jakąś ludzką jednością, wspólnotą cierpienia i śmierci. Myślę, że tak może kochać tylko mężczyzna mężczyznę i że w tym tai się nagroda dla nas – okaleczonych – za wszelkie rozpacze miłości jednopłciowej.
Jesteś mi wszystkim: kochankiem i bratem, śmiercią, życiem, istnieniem, słabością i siłą... a przede wszystkim siłą, czymś, co podtrzymuje we mnie resztki życia i daje złudzenie młodości, czymś, co mi pomaga patrzeć na liście, tęczę, kwiaty i piękne kobiety - czymś, co tworzy zasadniczą plecionkę mojego życia, a na czym dopiero wyrosła moja twórczość, cały mój byt. (...) Jesteś moim wszystkim szczęściem, słońcem zachodzącego mojego życia; żona moja zbudziła mnie dziś w nocy, bo powtarzałem przez sen: Jurek, Jurek, Jurek. Dziecko moje, nie bądź aż tak smutny, aż tak samotny. Pamiętaj, że wszyscy jesteśmy samotni, beznadziejnie samotni - ale że jesteśmy ludźmi - i że większego przeznaczenia na świecie nie ma.
