Opole znowu żyje, Opole znowu jest na ustach wszystkich. Chociaż nad festiwalem wiszą czarne chmury, w tym roku wyjątkowo każdy praktycznie każdy wie, co w trawie piszczy i kto w Opolu (nie) chciał wystąpić. Tym samym Jacek Kurski przypadkiem zrobił wielką przysługę nieco przykurzonej imprezie – znowu nadał jej rozgłos, nawet wśród niezainteresowanych.
Oczywiście mówienie o przykurzonej imprezie w kontekście opolskiego festiwalu może zostać odebrane jako kontrowersyjna teza, ale dla wielu młodych ludzi Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu to po prostu impreza pomijalna. Głównie z powodu wykonawców, których obserwujemy na scenie. Bo co roku Opole to egzotyczny miks wykonawców uznanych z debiutantami. Ci pierwsi często są daleko od gustu wielu z nas, ci drudzy z racji formuły festiwalu bardzo często gatunkowo nie odbiegają od swoich bardziej utytułowanych kolegów i koleżanek.
Zresztą – liczby nie kłamią. A te dla Opola są nieubłagane. W zeszłym roku oglądalność festiwalu była najniższa od 12 lat. Transmisja przyciągnęła przed telewizory mniej więcej 2,5 miliona Polaków. Ale jeszcze kilka lat temu normą były wyniki powyżej 3 milionów, a nawet zbliżające się do 4 milionów. Lub tę granicę przebijające – jak w 2005 roku, kiedy opolski festiwal oglądało 4,3 mln Polaków.
Dlatego Opole, choć ma swoich oddanych fanów, a mimo wszystko są ich ciągle miliony, dla wielu z nas nie istnieje. Dopiero teraz udało się przywrócić tej imprezie rozgłos. Choć oczywiście organizatorzy festiwalu i władze Opola powiedzą, że nie o taki szum chodziło. Zresztą pewnie dlatego prezydent miasta ostatecznie wycofał się z imprezy.
Kto wystąpi, a kto nie – to rozpala wyobraźnię
Mój rozmówca Jacek jest wielkim fanem muzyki. Sam słucha głównie rocka, więc Opole nigdy nie było dla niego przesadnie interesujące. Kiedy jednak pytam, go, kto wycofał się z tegorocznego festiwalu, od razu mówi o Kayah, a potem wymienia jednym tchem: – No, dalej byli Michał Szpak, Kasia Kowalska, Grzegorz Hyży, Tatiana Okupnik, Natalia Szroeder... nazwisk było więcej, już nie pamiętam dokładnie.
Co ciekawe, choć doskonale wie, kogo zabraknie w Opolu (wtedy jeszcze nie było jasne, że festiwal nie odbędzie się – red.), nie jest pewien, kiedy impreza miała się odbyć. – Chyba jakoś w czerwcu? Na pewno jakoś niedługo, skoro teraz wszyscy o tym mówią. Nie śledziłem w poprzednich latach, nie oglądałem – tłumaczy swoją niewiedzę.
I jak przewrotnie mówi, być może obejrzałby festiwal – właśnie ten konkretny, "wybrakowany", bez największych gwiazd. – To w pewnym sensie ciekawe, kto wystąpiłby. Kto zdecydowałby się pokazać po tej awanturze, komu nie byłoby wstyd. Ale zaznaczam: zobaczę tylko, jeśli nie będę miał lepszych planów. A o to akurat nie będzie trudno – przekonuje.
W swojej opinii wcale nie jest odosobniony. Komentarze w podobnym tonie łatwo znaleźć w internecie, choćby na oficjalnym facebookowym fanpage'u festiwalu. Ludzi interesuje, kto chciał pokazać się na scenie.
Marzenia w gruzach
Losy tegorocznego festiwalu interesują jednak nie tylko widzów. – Właśnie przed chwilą czytałam o tym – mówi mi Iza, kiedy pytam ją o tegoroczne Opole. – Ogólnie średnio śledzę ten festiwal od jakiegoś czasu. Tym razem się trochę interesowałam, bo kilka znajomych zespołów miało się pojawić w debiutach czy innych premierach – mówi mi. – Między innymi gość z Suwałk, więc pomyślałam, że fajnie – tłumaczy.
I wtedy rzuca zdanie, które jest niezwykle istotne dla całego Opola. – Ale zobacz, jaka to jest fatalna sytuacja dla tych małolatów (debiutantów – red.). Marzyli pewnie od dziecka, żeby wystąpić w Opolu, ktoś im w końcu pozwolił, a teraz wstyd się tam pojawić – zwraca uwagę.
Takich artystów w Opolu co roku nie brakuje. Wspomniany wykonawca z Suwałk to zespół Swiernalis. Jeszcze kilkanaście dni temu jego twórca i wokalista w jednym cieszył się jak dziecko, że w ogóle ma szansę na debiut, wrzucał na Facebooka fotomontaże z Marylą Rodowicz. I prosił o głosy na siebie. Do Opola rzeczywiście się dostał. Na koniec miał tylko kłopot, który mieli także inni wykonawcy.
– Zdziwiłabym się, gdyby wystąpił – dodaje Iza. O występ artystę pytali zresztą internauci. Zobaczcie, jak w ciągu kilku dni zmienił się jego stosunek do festiwalu:
W końcu wycofał się – dzisiaj po południu, jeszcze zanim miasto zrezygnowało z imprezy.
To tylko krótkie zamieszanie
Mateusz jest didżejem – i już z tej informacji można wyciągnąć, że Opole to dla niego martwa impreza. – Od tylu lat te same gwiazdy, ci sami prowadzący, muzyka pop… Po co to oglądać. Nie ma w polskim popie rzeczy, których można słuchać bez wstydu – mówi. Ale w tym roku trzyma rękę na pulsie. – Ta polityczna atmosfera wokół Opola. Sprawdziłem, kto odmówił występu w tym roku. Jeszcze bardziej ciekawi mnie, kto wystąpiłby – tłumaczy.
I jednocześnie tłumaczy mi, że o tegorocznym zamieszaniu wszyscy szybko zapomną. – Ten, kto się na to zdecydowałby, zostałby na chwilę wyklęty w środowisku – przekonuje mnie. – Ale że środowisko to słabi ludzie i chodzi tylko o pieniądze, to zaraz wszystko wróci do normy – śmieje się.
Opola nie obejrzy, ale festiwalu miał zamiar przypilnować. – Musiałbym mieć dużo czasu (żeby obejrzeć – red.), ale raczej chciałem sprawdzić dzień później listę wykonawców. Z ciekawości, kto zagrał – mówi.
Awantura w stylu Kurskiego
Moi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jedną kwestię: opolski festiwal i idące za nim wartości od dawna były na kursie kolizyjnym z realiami Telewizji Polskiej. Dlatego do tego wybuchu musiało w końcu dojść.
Ewa fanką Opola, delikatnie rzecz ujmując, nie jest. Ale kiedy pytam ją o tegoroczny festiwal, odpowiada: – Trudno się nie zainteresować. Jeśli faktycznie Kurski chciał wykluczyć Kayah z występu ze względu na jej uczestnictwo w czarnym proteście, to słabo – mówi.
W podobne tony uderza Daria, która nigdy nie oglądała festiwalu, bo jej nie interesował do tej pory. Teraz widzi co się dzieje i... zupełnie nie jest zaskoczona. Mówi za to bardzo ważną rzecz. – Jest tego tyle w mediach, że nawet nie muszę czytać nic więcej niż nagłówki. Wiem, że rezygnują kolejni artyści. Sensacja jak każda inna związana z telewizją publiczną. Najpierw była Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, a teraz to – podsumowuje.
Ale prezes TVP w tym roku wizerunkowo może jednak zyskać. Skoro nie będzie festiwalu, to przynajmniej nie zostanie wygwizdany, kiedy pojawi się na scenie.
Rozumiem gest innych artystów, ale to wszystko jest podszyte polityką, a nie powinno być. Sztuka to sztuka, polityka i poglądy to polityka i poglądy. Czytam o tych wydarzeniach (kolejnych rezygnacjach – red.) i to mnie interesuje. Sam występ w ogóle, bo to nie moje klimaty. Jednak ta sprawa to kompletnie niepotrzebne nadmuchiwanie kolejnej wojny.