Prezydent Gruzji Giorgi Margwelaszwili zapowiedział kilka dni temu, że gdy prezydent RP przyjedzie z wizytą do Tbilisi, opowie mu o problemach swojego kraju. Ciekawe, czy wspomni o tym, że rząd Gruzji chce zmienić konstytucję, a on – zupełnie w przeciwieństwie do Dudy – mocno się temu sprzeciwia. Ciekawa mogłaby wyniknąć rozmowa, ale nie tylko z tego powodu. Bo punktów wspólnych, poza protokołem, można by doszukać się więcej. Z tą tylko różnicą, że prezydent Gruzji przestał mówić z rządem jednym głosem.
– Prezydent? Proszę pani, on tu nie rządzi. On jest tylko podwykonawcą. Inny człowiek w Gruzji dyktuje warunki – to pierwsza reakcja jednego z mieszkańców Tbilisi, gdy pytam o gruzińskiego przywódcę. Jak to nie rządzi? Tłumaczenie, z punktu widzenia polskiej rzeczywistości politycznej, może wydać się jeszcze bardziej znajome.
– On miał być tylko kukiełką w ręku najbogatszego biznesmena w kraju i wykonywać jego polecenia. Nie ma siły przebicia, nie jest silnym przywódcą – pada odpowiedź. Analogie aż same cisną się na usta. Ale różnice też są, i to kolosalne. – Od pewnego czasu prezydent przestał słuchać rządzących. Trochę urwał się ze smyczy i to przestało się podobać. Tak jest z konstytucją, którą teraz chce zmienić rząd – mówi nam jeden z Polaków mieszkających w Tbilisi.
Jeden chce zmieniać konstytucję, a drugi nie Andrzej Duda właśnie przyjechał do Gruzji ze swoją pierwszą wizytą, co – jak zauważają eksperci – nastąpiło dość późno. Przecież jego polityczny mentor Lech Kaczyński uwielbiał Gruzję, a prezydent odwiedza ją dopiero dwa lata po wygranych wyborach! W dodatku trafił na moment, gdy przez Gruzję przetacza się konstytucyjny zamęt, w którym jego gruziński partner zajmuje przeciwne stanowisko niż on w Polsce. Andrzej Duda chce przecież konstytucję zmieniać, a Giorgi Margwelaszwili wręcz przeciwnie – właśnie, razem z opozycją, staje w jej obronie.
– Podróżuje po kraju, sam zainaugurował taką kampanię. Rozmawia z ludźmi i tłumaczy, co mu się w proponowanych zmianach rządowych nie podoba. W kwietniu zakończyła obrady komisja konstytucyjna. Teraz, przez miesiąc, trwają konsultacje społeczne z udziałem polityków – mówi naTemat Wojciech Wojtasiewicz, znawca Gruzji, o której pisze doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim, współpracuje też ze Stowarzyszeniem Most do Gruzji.
Zarzucają mu, że pociąga za sznurki
Zanim dojdziemy, dlaczego prezydent przestał słuchać rządu i nie chce zmian w konstytucji, trzeba poznać polityczne tło.
Sytuacja jest tu inna niż w Polsce, gdyż partia rządząca Gruzińskie Marzenie-Demokratyczna Gruzja, formalnie socjaldemokraci, ma od jesieni 2016 roku większość konstytucyjną i może w parlamencie przeforsować praktycznie wszystko, z konstytucją włącznie. To dzięki niej Giorgi Margwelaszwili w 2013 roku został prezydentem.
Za partią stoi miliarder Bidzina Iwaniszwili, który odsunął od władzy prezydenta Michaila Saakaszwilego, przez rok był premierem, a potem wycofał się z polityki, choć wszyscy uważają, że tylko formalnie.
– Wciąż wypowiada się publicznie, pojawił się na kongresie partii, na jej wieczorze wyborczym w 2016 roku, prowadził swój program telewizyjny w stacji, której właścicielem jest jego syn. W partii zgromadził ludzi, którzy u jego boku robili kariery i są związani z jego biznesami. Opozycja zarzuca mu, że pociąga za sznurki. Można tu szukać analogii z sytuacją w Polsce, bo opozycja to samo zarzuca prezesowi Kaczyńskiemu. Różnica polega na tym, że Kaczyński jest formalnie prezesem partii i posłem, a nie biznesmenem – mówi Wojciech Wojtasiewicz.
Jeden z Polaków mieszkających w Gruzji mówi nam wprost, że Iwaniszwili jest praktycznie właścicielem partii i nie tylko. – Ostatnio kazał wyrywać drzewa nad morzem i przesadzać tam, gdzie buduje swoją nadmorską daczę. On ma miliardy, a to się tutaj liczy. On rozdaje karty. Wszędzie siedzą jego ludzie - takie słychać opinie.
Ale też, że ma zasługi. W Gruzji mówią, że buduje drogi, szpitale, wspomaga cerkwie.
Niepokorny prezydent
Prezydent, jak mówi nam Polak, też miał być jego człowiekiem. Ale zaczął się stawiać. Giorgi Margwelaszwili pokazał, że taka poddańcza rola zupełnie mu nie odpowiada.
– Pokazał, że nie chce być marionetką. Tak, jak nasz prezydent na zasadzie, że wszystko podpisze, co mu do podpisu zostanie przedłożone. Zaczął krytykować działania partii rządzącej, które pokazywały, że wprowadza zmiany w prawie "pod siebie", żeby tylko jej służyły, krótkowzroczne, i do dziś je stopuje. To typ państwowca, który chce wzmacniać gruzińskie instytucje i gruzińską demokrację. Człowiek bardzo wykształcony, filozof, naukowiec, poliglota – mówi Wojciech Wojtasiewicz.
Gdy, na przykład, rząd chciał zwiększyć możliwości inwigilacji obywateli, on był przeciwnego zdania. Tak samo przy obsadzaniu członków tzw. Wysokiej Rady Sprawiedliwości, opowiedział się za większą niezależnością sędziów.
Ograniczyć rolę prezydenta
I tu dochodzimy do konstytucji. Gruziński ekspert mówi, że prezydent cieszy się bardzo dużym poparciem społeczeństwa i za rok mógłby wygrać kolejne wybory. Ale krytykując poczynania władz, przestał być przydatny. – Dlatego projekt konstytucji zakłada ograniczenie jego kompetencji oraz likwidację bezpośrednich wyborów prezydenckich. Zamiast tego głowę państwa wybierałoby 150 deputowanych oraz 150 przedstawicieli samorządów. Co automatycznie skutkowałoby tym, że następnym prezydentem byłaby osoba posłuszna wobec partii – mówi.
Inne zmiany dotyczą ordynacji wyborczej, które mają też swoje plusy. Ale minusem, na który zwracają uwagę eksperci, jest to, że nie będzie można tworzyć bloków wyborczych, co małe partie z góry skazuje na przegraną. A także fakt, że głosy partii, które nie wejdą do parlamentu, przejdą całkowicie na partię zwycięską jeszcze bardziej umacniając jej pozycję. – Co grozi zwrotem w kierunku autorytarnym – zaznacza ekspert. Cytuje sondaże, z których wynika, że przeciwko takim zmianom jest ok. 90 procent Gruzinów, a także opozycja i prezydent właśnie.
Co ciekawe, z punktu widzenia Polski, w gruzińskiej konstytucji ma się też znaleźć zapis o małżeństwie między kobietą i mężczyzną.
Jaka rola Polski
O konstytucji prezydenci pewnie nie będą rozmawiać, tak jak o innych wewnętrznych tematach. Na pewno Gruzja liczy na wsparcie Polski na swojej drodze do UE i o tym przede wszystkim ma być mowa. Obaj prezydenci mają przyjąć deklarację o polsko-gruzińskiej współpracy.
Nasz rozmówca zwraca jednak uwagę na fakt, że Polska nie ma dziś silnej pozycji w UE. – Podoba mi się deklaracja Polski. Zastanawiam się tylko, na ile nasze władze będą miały siłę przebicia, by w Brukseli poparcie dla Gruzji przeforsować – zauważa.
Jest to przede wszystkim wizyta polityczna. Chodzi tutaj o bardzo wyraźny sygnał ze strony Polski, że Polska jest adwokatem otwartych drzwi do UE i NATO.