
„Nóg nie podnosi, jak przystało na tancerkę, tylko rzuca nimi nad głowę jak pajac na sznurku. Chce tańczyć jak chłopcy tańce charakterystyczne wcale nieodpowiednie dla dziewcząt. Powinna była urodzić się chłopakiem. Tancerką nie będzie” – powiedziała jej pierwsza nauczycielka, Bronisław Niżyńska, siostra sławnego Wacława. Nie mogła pomylić się bardziej.
Na scenie urodzona
Najwięcej zawsze dostawało się mnie, tym bardziej, że podczas lania bezczelnie się śmiałam, co doprowadzało mamę do szalu. Nigdy nie udało się jej zmusić mnie do płaczu. Powstawał podczas tych seansów istny dom wariatów. Mieliśmy w domu papugę i małpkę. Papuga – ara – gadatliwa – powtarzała za mamą jej słowa, chrapliwie ją przedrzeźniając i bujając się co sił na swoim trapezie. Małpka skakała po całym pokoju szczęśliwa, że coś się dzieje.
Przed Państwem siostry Halama
Podeszłam do budki suflera, skoczyłam na nią, i z niej do tyłu zrobiłam tzw. salto. Sala zamarła na chwilę, żeby potem znów zagrzmieć huraganem braw. Stojący za kulisami Włast (dyrektor teatru – przyp. red.) był ponoć cucony, bo o mało nie dostał zawału serca. Do mamy krzyczał: Niech pani tej wariatce zabroni takich akrobacji! Zabije się i rozłoży mi teatr! A mama na to: Nic jej nie będzie, chce mieć powodzenie, musi ryzykować.
Hrabina Dembińska née Halama
Nad Bajkałem (Boże, jaki piękny…) na krótkich postojach moi gościnni gospodarze skupowali wspaniałe ryby od sprzedawców krążących dookoła pociągu; później szef restauracyjnego wagonu robił nam z tego prawdziwe uczty. Nie obeszło się bez małego flirtu – aby wypełnić czas podróży – z przystojnym oficerem, który zaopatrywał mnie w książki Lermontowa i Puszkina. Ponieważ był bardzo sentymentalny, powiedziałam mu kiedyś, że nie kojarzę jego osoby z rewolucją i przelewem krwi. (…) Podróż dobiegała końca. Dziwne, ale wcale mi się nie dłużyła. Mój sentymentalny Szura zdaje się zupełnie „wsiąkł”, a ja przez próżność i nadmiar wolnego czasu, przyjmowałam jego adorację z przyjemnością.
Al nie przyszedł zaraz pierwszego dnia, ociągał się, jak mi jego koledzy opowiadali, bał się tego spotkania. Cóż, nie wiedzieliśmy jak się zachować, jak przywitać, była jakaś niewidzialna ściana przeszłości między nami. Partir c’est mourir un peu – przyszło mi na myśl, już nie można było wskrzesić niczego. Nie odnaleźliśmy się.
Romans z Miastem Świateł
(…) zaangażowano mnie do Alhambry, sławnego paryskiego music-hallu. Dyrektorem był Czech, Robiczek. Już po pierwszym występie zaproponował mi, czy nie zatańczyłabym tego samego tańca cygańskiego, ale nago – za potrójną gażę. A gaża w ogóle była bajońska. Odpowiedziałam, że jestem tancerką, a striptease to nie moja specjalność. (…) Potem odmówiłam pójścia na kolację po przedstawieniu – wiedząc czym ta kolacja się skończy (zresztą – naprawdę byłam bardzo zmęczona). Na drugi dzień na afiszu była reklamowana jakaś Mulatka, ja natomiast zostałam przesunięta na jej podrzędną pozycję.
Miłość od pierwszej jajecznicy
Tak więc po kolacji w gronie przyjaciół, gdzieś nad ranem, w strojach wieczorowych, odprowadzana przez zawianą eskortę, wsiadłam do pociągu transsyberyjskiego, w którym jechały już szalenie poważne Wiedenki i impresario Stock. Zapasów szampana wystarczyło nam prawie do granicy – aż dotąd odprowadzili mnie co gorętsi wielbiciele. W ogóle to był widok – w wieczorowych strojach, w szampańskich humorach, z butelkami w rękach wchodzili do pociągu, który ma mnie zawieźć do Japonii!
Pożegnanie ze Starym Kontynentem
Pani Chałupcowa (matka Poli Negri mieszkająca z nią w Hollywood – przyp.red.) zobaczyła kiedyś Rudolfa Valentino pędzącego w otwartym aucie z dziewczyną o rudych włosach. Oburzona przybiegła z tym do Poli: „Walenty (tak go nazywała) z rudą!” Kiedy Valentino zjawił się u Poli, ta na powitanie wycięła go w buzię: „To za tę rudą, co ją wozisz!” Okazało się, że „rudą” był pies, dopiero co kupiony, o długich rudych włosach, które z daleka rzeczywiście mogły wyglądać na damskie.
Napisz do autorki: helena.lygas@natemat.pl
